Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Dom skąpany w słońcu

Tekst Andrzej Markowski, zdjęcia Joanna Siedlar

Właściciele, umęczeni miejską ciasnotą, marzyli o jasnych, przestronnych i otwartych wnętrzach. Na szczęście architektom udało się pokonać ograniczenia stosunkowo niewielkiej działki - dom jest pełen światła i przestrzeni.

UWAGA ! PONOWNA PUBLIKACJA ZA ZGODA WLASCICIELI !
Dom od strony ogrodu. Kolumna w narożniku powtarza motyw zastosowany również przy wejściu do budynku.
Fot. Joanna Siedlar
Mieszkańcy prezentowanego domu, jak wielu lokatorów wielkomiejskich blokowisk, marzyli o tym, by zmienić na lepsze swe frustrujące życie w "M". Potrzeba bycia na swoim, w domu z prawdziwego zdarzenia, stała się jeszcze silniejsza, odkąd na świat przyszły dzieci. Nasi gospodarze czuli, że zamykając je w ciasnych czterech ścianach, odbierają im coś cennego. Dlatego kiedy udało się zebrać odpowiednie fundusze, zaczęli rozglądać się za parcelą pod budowę. Zanadto się spiesząc - jak dziś oceniają - popełnili błąd już na starcie. Skupili mianowicie całą uwagę na cenie oraz usytuowaniu poszukiwanej działki, nie zastanawiając się nad kształtem i funkcją mającego na niej powstać budynku.

Nowe miejsce na ziemi

Z góry było wiadomo, że miejscem ich przyszłego zamieszkania powinna być lewobrzeżna Warszawa. Ponieważ dotychczas mieszkali na Sadybie, w sposób oczywisty zainteresowali się nieodległym Wilanowem i położonym już za granicami stolicy Konstancinem. Ostatecznie wybór padł na okolice tej pierwszej dzielnicy ze względu na łatwiejszy dostęp do centrum oraz bliskość szkoły dla dzieci.

Rejon, w którym kupili działkę, jest usytuowany niedaleko pałacu wilanowskiego. Zarówno cena, jak i sąsiedztwo dawnej królewskiej rezydencji zadecydowały o ostatecznym wyborze.

- Za ileś lat, kiedy dzieci dorosną, będziemy tam chodzili na spacery delektować się urodą tego miejsca - mówi pan domu.

Wybrana przez naszych gospodarzy okolica była wówczas mało popularna. Stały tu niewielkie domki miejscowych, a wśród nich - kilka willi wzniesionych przez przybyszów z miasta. Teraz takich "świeżych" imigrantów jest tu bardzo wielu.

Nowi właściciele działki przystąpili do poszukiwania odpowiadającej im formy domu jednorodzinnego. Przeglądając rozmaite pisma i katalogi (były wśród nich także egzemplarze ŁADNEGO DOMU), zwrócili uwagę na realizacje i projekty podpisane nazwiskiem warszawskiego architekta Jerzego Dziuby. Pasowały do ich potrzeb i gustu, postanowili więc właśnie u niego zamówić zaprojektowanie domu. Spotkanie z architektem potwierdziło oczekiwania. Rezultat współpracy w pełni usatysfakcjonował właścicieli.

Rozsądny kompromis

Nasi gospodarze wymarzyli sobie dom z malowniczym wykuszem łączącym salon z ogrodem. Wykusz miał nie tylko powiększać przestrzeń dzienną, ale ją doświetlać - aby dom był przestrzenny i świetlisty. Niestety, architekt nie mógł w pełni zrealizować zamysłu inwestorów. Nie pozwoliły mu na to rozmiary działki, która w stosunku do ich oczekiwań okazała się za mała.

Trzeba było zrezygnować z niektórych postulatów i zdać się na wyczucie projektanta. Jak zrealizował to wyzwanie? Zgodnie z intencjami właścicielki stworzył dom w ciekawy sposób nawiązujący do uznanych wzorów międzywojennych willi budowanych na terenie Zalesia, Podkowy Leśnej i Milanówka, które do dziś nie utraciły estetycznych walorów. Budynek o zwartej i zdyscyplinowanej, ale rozrzeźbionej bryle, z narożnym zagłębionym wejściem wspartym na smukłych kolumienkach sprawia wrażenie lekkiego i eleganckiego. Do głównego korpusu dobudowano od strony wjazdu wyraźnie zaznaczone w jego kształcie pomieszczenie garażu na dwa samochody. Razem z elewacją frontową budynku mieszkalnego tworzy on harmonijne zamknięcie obszernego brukowanego dziedzińca. Niestety, do szerokiego, zaplanowanego z rozmachem podjazdu, w którym dominuje wyraźnie zaznaczone wejście do budynku, prowadzi zaskakująco wąska droga. To częsta w Polsce niedogodność wynikająca z chaotycznej parcelacji dawnych chłopskich pól.

Praca nad wnętrzem

- Zależało nam, żeby wnętrze domu było utrzymane w podobnym charakterze jak jego forma zewnętrzna - mówi pan domu. - Zapytaliśmy pana Dziubę, kto mógłby spełnić nasze oczekiwania. Wskazał nam architekta wnętrz i artystę plastyka Michała Ostaniewicza, z którym wielokrotnie współpracował. Doszło do spotkania, a potem prowadziliśmy z jego inicjatywy wiele długich i nadzwyczaj szczegółowych rozmów, które nam, "profanom", wydawały się niekiedy scholastyczne i akademickie. Choć były nużące, w konsekwencji zdecydowały o ogólnym wystroju wnętrza, a także o rozwiązaniach architektoniczno-dekoracyjnych.

Jak wszyscy, którzy opuszczają blokowiska, nasi gospodarze marzyli o otwartej przestrzeni wnętrza mieszkalnego. Chcieli, żeby poszczególne pomieszczenia w części parterowej domu łączyły się w jedną spójną całość. W wyniku dyskusji zostali jednak przekonani, że atrakcyjna w teorii rozległa przestrzeń bez żadnych podziałów może okazać się nużąca, a nawet nieprzyjazna dla mieszkańców. Architekt ostrzegał, że w domu, po którym hula wiatr, może zabraknąć atmosfery intymności.

Zabawa przestrzenią

Problem przestrzeni rozwiązano, wykorzystując zasadę złotego środka. Pozostała wprawdzie otwarta, jednak granice między większością pomieszczeń zaakcentowano zróżnicowanym sposobem układania podłóg oraz odmiennymi w poszczególnych strefach gatunkami drewna. W miejscu, gdzie zwyczajowo umieszcza się drzwi, zamarkowano je tylko, wstawiając obramowania otworów wejściowych, a w salonie zastąpiono je przeszklonymi, lekkimi przesłonami. Poza odizolowanym od reszty pomieszczeń gabinetem jedynie rozległy hol jest oddzielony od pokoju jadalnego czteroskrzydłowymi drzwiami przeszklonymi na całej wysokości. Te symboliczne akcenty nie przesłaniają perspektywy sięgającej w głąb domu, ale wystarczą do stworzenia intymności sprzyjającej biesiadowaniu.

W holu wejściowym wykorzystano jeszcze inny rodzaj iluzji, aby optycznie podzielić przestrzeń. Zrezygnowano ze zwyczajowego wiatrołapu, zaznaczając symbolicznie granicę między strefą wejścia a wnętrzem. Uczyniono to za pomocą... padających z góry promieni światła. Efekt został wzmocniony zróżnicowaniem kamiennej posadzki i kształtu stropu - jest on płaski blisko strefy wejściowej i sklepiony kolebkowo w dalszej części holu.

Dążąc do zróżnicowania charakteru poszczególnych pomieszczeń w jednorodnej przestrzeni parteru, posłużono się także kolorem. Całość jest utrzymana w słonecznych barwach. Najintensywniejszą, pomarańczową, zastosowano w kuchni położonej od północy. Dzięki temu zimą nawet przy niewielkiej ilości światła jest tam zacisznie i ciepło. W miarę zbliżania się do południowej strony domu słoneczne kolory ścian jadalni oraz salonu bieleją, a żółcienie odbijają coraz więcej światła padającego przez okna balkonowe i rozsuwane przeszklone drzwi na taras i do ogrodu.

Dużą niespodziankę stanowią schody prowadzące z holu na piętro, a doskonale widoczne zwłaszcza w perspektywie pokoju jadalnego. Ich rzeźbiarska forma umieszczona na tle ceglastej czerwieni ściany stanowi akcent dekoracyjny wielkiej urody.

Z tęsknoty do klasycznego piękna

Całe piętro jest strefą prywatną mieszkańców domu. Znajduje się tutaj sypialnia z łazienką właścicieli (tylko początkowo wydawała się im zbyt duża, a teraz jest w sam raz). Zrezygnowano natomiast z garderoby, która w tym wnętrzu zajmowałaby zbyt wiele miejsca - zastąpiono ją szafą na całej długości jednej ze ścian. Na piętrze zaprojektowano także sypialnie z łazienkami dla dzieci.

Zgromadzone w domu meble i przedmioty nie reprezentują określonego stylu i nie można przypisać ich w całości do konkretnej epoki, choć widać, że tworzący je projektanci sięgali zarówno do wzorów dawnych, jak i bliższych współczesności. Wygląd wnętrza kształtuje się przez kontrasty albo dopełnianie się form, które uzupełniają przemyślana kolorystyka i wpływ przestrzeni wypełnionej południowym światłem. To, co można ocenić na pierwszy rzut oka, to bardzo dobra jakość prezentowanych tu sprzętów i wysokiej klasy wzornictwo.

dom jednorodzinny, murowany, z użytkowym poddaszem

Skomentuj:

Dom skąpany w słońcu