Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Pod wielkim dębem

Tekst i zdjęcia: Liliana Jampolska

Wiedzieliśmy, że w drodze do własnego rodzinnego gniazda możemy liczyć tylko na siebie. Wdzięczni jesteśmy rodzicom za solidne wychowanie i wykształcenie, a także za nauczenie nas oszczędności i aktywności. Dzięki temu zarabialiśmy na siebie już w czasie studiów. Nasza operatywność przydała się także w drodze do własnego mieszkania, a potem - domu.

Tak mieszkaliśmy

Pochodzimy z Kielecczyzny. Tam też oboje pracowaliśmy i zamierzaliśmy żyć.

Wszystko zmieniło się, gdy zadzwonił do mnie kolega pracujący w firmie mającej siedzibę w podwarszawskim Piasecznie z wiadomością, że jego szef poszukuje pracowników. Radził, żebym przyjechał, bo firma jest solidna i rozwojowa. Pojechaliśmy więc wspólnie z żoną na rekonesans i ku naszemu zaskoczeniu... w ciągu pół godziny obydwoje dostaliśmy ofertę pracy. To była dla nas wyjątkowa szansa, więc bardzo szybko podjęliśmy decyzję życia - przeprowadzamy się!

W ten sposób dziewięć lat temu zamieszkaliśmy w Warszawie, w kawalerce należącej do mojej siostry, która chcąc nam pomóc, udostępniła nam własne mieszkanie bez opłaty za wynajem. Dzięki temu mogliśmy bez większych kłopotów zaaklimatyzować się w nowym miejscu i zacząć gromadzić pieniądze na kupno własnego lokum.

W tamtym okresie staraliśmy się naprawdę solidnie oszczędzać i żyliśmy bardzo skromnie. Chwytaliśmy się również różnych dorywczych prac, ponieważ najważniejszym celem było nasze pierwsze własne mieszkanie.

Odpowiednią kwotę udało się nam zebrać w ciągu półtora roku. Za stare "przedmałżeńskie" i nowo wypracowane "warszawskie" oszczędności kupiliśmy w Piasecznie prawie pięćdziesięciometrowe mieszkanie na jednym z nowych osiedli. Kiedy w nim zamieszkaliśmy, czuliśmy dużą satysfakcję. Dziś z rozrzewnieniem wspominamy zwłaszcza jego cenę.

Mieszkanko w Piasecznie w zupełności wystarczało nam nawet wtedy, kiedy urodził się nasz syn. Jednak w miarę jego dorastania coraz częściej myśleliśmy o kupnie większego. Znowu zaczęliśmy oszczędzać z myślą o jakiejś większej inwestycji. To był jednak czas, gdy rynek nieruchomości "rozruszał się" i ceny mieszkań bardzo wzrosły. Duże, stumetrowe mieszkania w Piasecznie (często z marnym rozkładem pomieszczeń i bez parkingu) położone w hałaśliwym miejscu kosztowały już około 300 tysięcy złotych! Ten wzrost cen trochę nas przestraszył. I wtedy do naszych małżeńskich narad dołączył mój teść - ojciec Małgorzaty. Wiedząc, że mamy już zgromadzone jakieś pieniądze na zakup nowego mieszkania, zaczął nas namawiać, żebyśmy poszukali działki i zbudowali dom. Mieliśmy wiele wątpliwości i obaw, że porywamy się z motyką na słońce. Był taki moment, że byliśmy autentycznie rozdarci między rozmaitymi racjami. Mimo to w 1997 roku zaczęliśmy objeżdżać okolice Piaseczna, by zorientować się w cenach ziemi.

Pieniądze nie takie straszne

Po obejrzeniu kilkunastu działek doszliśmy do wniosku, że w dogodnej dla nas cenie mamy szansę kupić jedynie działkę bez mediów, bo te lepsze są jednak trochę za drogie. Wtedy przyszedł nam z pomocą znajomy, który wskazał nam spokojną, uzbrojoną działkę o idealnej dla nas powierzchni 1000 m2 położoną w małej miejscowości pod Piasecznem. Spodobała się nam bardzo, choć teren był całkowicie zaniedbany i zarośnięty. Również jej cena była atrakcyjna. Jak się wkrótce okazało, złożyło się na to kilka przyczyn. Jedną z nich był wielki dąb rosnący dokładnie na środku posesji. Usytuowanie drzewa utrudniało wybudowanie domu o typowym (kwadratowym lub prostokątnym) kształcie. Innym mankamentem był stojący w rogu transformator. Cena była obniżona również ze względu na konieczność załatwienia kłopotliwych spraw notarialnych - właściciel od razu powiedział, że nam ją sprzeda, pod warunkiem że to my załatwimy za niego wszystkie formalności, bo on nie ma na to czasu. Nie zraziliśmy się i podjęliśmy decyzję o kupnie.

Droga do domu

Choć załatwianie formalności trwało blisko rok, było to nam na rękę - mogliśmy nadal gromadzić pieniądze. Ustaloną wcześniej kwotę zapłaciliśmy dopiero po zakończeniu procedury notarialnej.

Ze względu na kształt działki, obowiązujące warunki zabudowy, a także rosnące w samym centrum drzewo nasz dom musiał mieć kształt litery L. Szukając oszczędności, próbowaliśmy znaleźć gotowy projekt, ale, niestety, żaden nie spełniał wymogów lokalizacji, chociaż nie mieliśmy wygórowanych żądań (oprócz typowych pomieszczeń dziennych i dwóch łazienek chcieliśmy mieć trzy sypialnie; uznaliśmy też, że potrzebne nam będą pomieszczenia gospodarcze i techniczne). Szukaliśmy tradycyjnego, niewyszukanego domu o powierzchni około 180 m2, pasującego do naszej działki "pod dębem". Ostatecznie zdecydowaliśmy się zamówić projekt indywidualny.

Dom budowaliśmy trzy lata. Zdecydowaliśmy się na wzniesienie budynku w technologii tradycyjnej, murowanej. Ściany są dwuwarstwowe z bloczków ceramicznych i cegły dziurawki z ociepleniem ze styropianu; więźba dachowa - drewniana; pokrycie dachu - z gontu bitumicznego. Przez sentyment do naszych rodzinnych stron postanowiliśmy wykończyć część elewacji piaskowcem z Szydłowca.



    Więcej o:

Skomentuj:

Pod wielkim dębem