Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Strefa smaku: Di&Dinette

Lena Szydłowska

Dinette to jedyne miejsce we Wrocławiu, które łączy bezpretensjonalny charakter bistra i autorską kuchnię. A właśnie otwarta bliźniacza Di Cafe Deli zaprasza na świeży chleb i świetne śniadania.

16200150 https bi

Choć mieści się w dużej galerii handlowej, udało jej się wybić na stylistyczną niepodległość. Dinette już wkrótce po otwarciu została wyróżniona przez czytelników portalu sztuka-wnetrza.pl za to, że w jej wydaniu minimalizm wcale nie musi oznaczać surowości i monotonii w kolorach, materiałach i fakturach. Aranżacja jest tu ciepła, pastelowa. Prosta, a jednak z pomysłem.

Jolanta Jurkowlaniec, właścicielka bistro Dinette i kawiarni Di przez kilka lat pracowała w korporacji, zajmowała się zarządzaniem projektami informatycznymi. - No to sobie projekt wdrożyłaś! - śmiali się znajomi z pracy, gdy wpadli do Dinette. Otworzyła bistro kilka miesięcy po odejściu z firmy. - Tak wyszło. Zawsze lubiłam gotowanie i dobrą kuchnię, a marzyłam o własnej firmie - opowiada. - We Wrocławiu brakowało mi miejsca, gdzie można wpaść na lunch w nieformalnej atmosferze i nie wydać fortuny. Takich lokali tu nie było - opowiada Jola. - Spotkania z przyjaciółmi „na mieście” zazwyczaj kończyły się przy dużym stole w mojej jadalni. Odchodziłam z korporacji wiedząc, że chcę stworzyć nie jakąś kafejkę, ale świetny lokal, który oprócz profesjonalnej kuchni będzie też miał markę. Dlatego postawiłam na zawodowców i pasjonatów.

Zaprosiła do współpracy architektów Dominikę i Pawła Buck (BUCK.ARCHITEKCI) i z uznaniem wspomina, że nie tylko cierpliwie, ale ze zrozumieniem słuchali, czego oczekuje. - Chciałam, by goście czuli się dobrze zarówno przychodząc w towarzystwie, jak i w pojedynkę, na szybki obiad lub pogaduchy po pracy. Aby mogli liczyć na autorskie menu i żeby nic ich tu nie krępowało - mówi Jola. Podobne, w bliskim jej stylu lat 50., widziała w Paryżu, Berlinie czy Nowym Jorku. Zachwycały ją skromnym wystrojem i otwartą dla gości kuchnią, gdzie przyrządza się proste dania. Nie chciała ich kopiować, ale jej bistro miało być z „autografem”, mieć swój styl.

 fot. Maja Paluch, Marek Wituszyński, materiały prasowe

Projektowanie, dopracowanie koncepcji, karty, logo i innych elementów zajęło pół roku. - Bistro miało być nieformalną jadalnią, utrzymaną w estetyce retro - opowiada Dominika Buck. - Zainspirowaliśmy się więc charakterystycznymi dla epoki detalami, których szukaliśmy m.in. w projekcie domu Ray i Charlesa Eamsów oraz szlachetnymi, naturalnymi materiałami i typowymi dla jadalni, ale zreinterpretowanymi na potrzeby bistro elementami wyposażenia. Jest więc duży, wspólny stół, który tu nietypowo dostosowuje się kształtem do układu wnętrza. Jest solidny drewniany kredens ozdobiony przestrzenną mozaiką kryjącą kilkanaście szafek i szuflad, a także marmurowa wyspa pełniąca funkcję baru. Wykorzystaliśmy tak lubianą przez Eamsów sklejkę, a szklano-stalowa ściana w Di oddzielająca kuchnię była inspirowana elewacją ich domu.

- Nazwę wymyślili Dominika i Paweł, kiedy nas wszystkich olśniło, że ciągle mówimy o nieformalnym miejscu spotkań, o miejscu blisko kuchni, blisko gotowania i rozmów o jedzeniu, gdzie stoi duży stół i ogromny kredens. I oczywiste się wydało, że to musi być Dinette. Z angielskiego: jadalnia - tłumaczy Jola.

W niedawno otwartej obok Dinette kafejce Di Cafe Deli, również według projektu Dominiki i Pawła Buck, odnajdziemy te same stylistyczne tropy. Ten sam kredens, kolorystykę. Tu też dominuje drewno, sklejka, marmur. W kawiarni leży mozaika w czarno-białą szachownicę, a w bistro dębowa mozaika. W obu lokalach goście mogą podglądać kucharzy przy pracy. W Di pachnie wypiekane na miejscu pieczywo na zakwasie, a śniadania są podawane od świtu do zmierzchu. - Wszyscy mamy tu serce do gotowania - śmieje się Jola. To serce i lokalny, sezonowy produkt są podstawą jej autorskiej recepty na knajpkę. Plus odświeżana co kilka tygodni karta i zgrany zespół młodych kucharzy z pasją.

Kuchnię od początku prowadzi Paweł Bieganowski. Studiował stosunki międzynarodowe, ale na urlopie dziekańskim trafił do słynnego Sofitel The Grand w Amsterdamie, gdzie przekonał się, że praca w kuchni może być pasjonująca. W Dinette stawia na proste przepisy i na świeży produkt. - Krótka karta budzi zaufanie, a kucharze wbrew pozorom mają spore pole do popisu - dodaje Jola. - Zapraszamy na pasty, zupy, sałatki i desery, każde danie z niespodziewanym zwrotem akcji w postaci nietypowego smaku.

Szef kuchni lubi ryby i owoce morza, stąd w wiosennej karcie nie mogło ich zabraknąć. Jest m.in. łosoś smażony podawany z salsą z mango, chili i kolendry oraz ryżem z bazyliowym pesto. Albo dorsz po włosku z buraczkowymi gnocchi, warzywami i pudrem z czarnych oliwek.

Oba lokale uzupełniają się. - Dinette jest dobre na lunch czy spotkanie biznesowe. Z kolei w Di życie się toczy wokół poranków. I tych w biegu i tych leniwych, kiedy nie mamy ochoty wstawać od stołu - mówi Jola. Do pieczywa można tu zamówić różne dinettki, czyli przekąski, np. pastę z suszonych pomidorów, oliwę kawowo-pomarańczową, czy hummus z kminem rzymskim. Na śniadanie podają tu m.in. gofry z boczkiem, jajkiem sadzonym i syropem klonowym.

Na koniec goście są mile zaskakiwani, gdy razem z rachunkiem dostają... jeden z przepisów z karty. To dla każdego nieoczekiwany bonus. W myśl niepisanej, ale skutecznej zasady marketingu: rzuć za siebie, znajdziesz przed sobą. Czyli podziel się tym, co masz dobrego, a na pewno ten z kim się dzielisz, wróci.

    Więcej o:

Skomentuj:

Strefa smaku: Di&Dinette