Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Wnętrza: secesyjny apartament w Mediolanie

Agnieszka Rezler

Secesja, we Włoszech nazywana Stile Liberty, znalazła w tym mediolańskim apartamencie nowy niezwykły wyraz. Oto jego wnętrza, ukształtowane przez talent, szacunek i miłość. Po przekroczeniu progu można powiedzieć tylko: chapeau bas!

To była kwestia uczuć. Kiedy po raz pierwszy zobaczyli mieszkanie, zaparło im dech. - Staliśmy, patrzyliśmy... i obaj z Adriano mieliśmy dokładnie to samo wrażenie - opowiada Pietro Russo, młody włoski projektant, który wykreował tę zachwycającą przestrzeń dla swojego brata, jego żony Silvii i ich małej córeczki. - Są miejsca obdarzone szczególną aurą - dodaje. - Wyczuwasz ją od razu, nawet jeśli dom jest jeszcze niezapisaną kartką, bez mebli, zasłon czy lamp. I tutaj właśnie tak było: genius loci obecny wśród starych murów owładnął nami od razu i całkowicie.

Apartament w okazałej secesyjnej kamienicy z lat 20. oszałamia przestrzennym rozmachem (sufity wznoszą się tu ponad cztery metry nad podłogę), ale urzeka też misternymi detalami. Pokoje wieńczą stiukowe sztukaterie, a przepiękne posadzki z lśniącego mlecznego marmuru połyskują błękitnymi akcentami. Na krańcu salonu - wisienka na torcie: wyłożony oryginalną starą boazerią wykusz, stworzony przez uzdolnionych rzemieślników według koncepcji projektantów budynku. Jego kasetonowy sufit i obramowane pilastrami ściany z pociemniałego drewna wprowadzają do jasnych neoklasycystycznych wnętrz nieco mroczne tchnienie renesansu. Wobec takiego bogactwa formy dwaj dorośli mężczyźni okazali się bezradni; ulegli urokowi mieszkania natychmiast i bez zastrzeżeń. Nic dziwnego - obaj mają dusze artystów, uprawiają zawody ściśle związane z pięknem (Pietro specjalizuje się w projektowaniu mebli i lamp, Adriano jest fotografem), no i są przecież Włochami!

Dobrze, jeśli wnętrze ma aurę. Idealnie - jeżeli ta aura przemówi do duszy właściciela, poruszy w niej czułą strunę. Tu od pierwszej chwili nie było wątpliwości. - To najwłaściwsze miejsce dla Silvii, Adriano i ich dziecka. Wiedziałem o tym i oni również to czuli - wspomina Pietro. Dla niego apartament był także wyzwaniem; odkąd jako absolwent wydziału scenografii na florenckiej Accademia di Belle Arti, po kilku latach pracy dla znanych firm, otworzył własną praktykę, jego domeną stały się przedmioty. Doskonale zaprojektowane, o unikatowych kształtach, wykonane ze szlachetnych tworzyw - obiekty „z dedykacją”, tworzone specjalnie do wybranych wnętrz. Nowe mieszkanie brata otworzyło przed nim pole do popisu: mógł wymyślić wszystko, od układu ścian, przez kolorystykę, gamę materiałów i meble, po najdrobniejsze szczegóły.

Secesyjny apartament w MediolanieFot. Filippo Bamberghi/Photofoyer

Nie jest tajemnicą, że współpraca na pograniczu relacji profesjonalnej i rodzinnej bywa trudna, ale tu było inaczej. Adriano światłoczułym okiem fotografa dostrzegł urodę przestrzeni i docenił jej potencjał. Bracia od początku byli zgodni: trzeba zachować co tylko się da. Układ pomieszczeń wymagał pewnych ingerencji, ale Pietro, wrażliwy esteta, nie chciał burzyć zastanego porządku. Zależało mu na unowocześnieniu mieszkania, lecz nie kosztem wytyczonego w pierwotnym projekcie planu. - Moim marzeniem było otwarcie tej przestrzeni w taki sposób, by jej urodę można było objąć wzrokiem i docenić już od progu - mówi. Dlatego postanowił połączyć strefę wejściową z częścią dzienną. Wcześniej imponująco wysoki hol był skazany na marginalizację: brakowało w nim światła, które pozwoliłoby zachwycić się bogato rzeźbionym sufitem. Projektant polecił całkowicie wyburzyć ścianę oddzielającą hol od salonu, ale w jej miejscu zaplanował niezwykły mebel własnego autorstwa - ażurową romboidalną  bibliotekę wykonaną z metalu, mosiądzu i drewna. Kolejną ścianę, tę pomiędzy holem a jadalnią i kuchnią, usunął tylko częściowo, pozostawiając jej duży górny fragment. Dzięki temu granice pozostały,  ale w śladowej, ledwie zasugerowanej formie, przedpokój zaś stał się pełnoprawną częścią obszaru mieszkalnego.

I powstała scenografia. Niecodzienna, fascynująca. Silvia, Adriano i Pietro, przechadzając się w zachwycie po pustych pokojach, myśleli głównie o jednym: jak tego wrażenia nie zepsuć. Czasem naczelna maksyma etyki medycznej - primum non nocere - okazuje się złotą zasadą także w dziedzinie estetyki. Wstawić do przesyconego atmosferą mieszanki epok salonu zwykły komplet wypoczynkowy byłoby niemal świętokradztwem. Powiesić kryształowy żyrandol - szczytem banału, podobnie jak zabudować kuchnię systemowymi szafkami po sufit. Tu trzeba było szczególnego podejścia i wytrawnego oka konesera. Pietro Russo znalazł się w swoim żywiole! - Mój sposób pracy wynika z mojego rodowodu - przyznaje z uśmiechem. - Nasz ojciec był kamieniarzem, więc praktycznie wychowywałem się na budowie. Od dziecka mogłem podpatrywać rzemieślników, stąd moje pragmatyczne podejście do projektowania. Dla mnie związek między kształtem przedmiotu a naturą materiału, z jakiego ma być wykonany, jest bardzo silny. Uważam, że forma mebla powinna wynikać z architektonicznego tła, zachowywać z nim pewną ciągłość wizualną i kulturową. Gdy projektuję, staram się stąpać ścieżką wytyczoną przez charakter otoczenia, przez historię murów.

I zaprojektował meble - prawie wszystkie. Posługując się swoimi ulubionymi tworzywami: mosiądzem, szkłem, drewnem orzecha stworzył kolekcję prawdziwych unikatów, dedykowaną bratu i jego rodzinie. W salonie zawisła fantastyczna lampa Apollo o formie lekkiej szklanej kolby, inspirowana wyglądem pierwszych wysyłanych na orbitę okołoziemską satelitów. Kuchnia to minimalistyczny ciąg drewnianych ryflowanych szafek, wykończonych mosiężną ramą i czarnym marmurowym blatem. Zabudowa schowana jest we wnęce, którą wykradziono sypialni, dzięki czemu ciąg kuchenny dyskretnie cofa się poza wytyczone sufitową sztukaterią granice pomieszczenia. Jadalnia ma jednego bohatera, to owalny stół Piuma - metafora liścia z drewna klonowego. Lekki, pełen gracji mebel był już wcześniej produkowany przez manufakturę Dante, tu jednak znalazł dla siebie idealne środowisko.

Pietro Russo, choć wciąż zalicza się do młodego pokolenia twórców, nie dał się ponieść młodzieńczej ambicji i postanowił nie wymyślać prochu na nowo; w mieszkaniu znalazły się też meble innych projektantów. Są w wyraźnej mniejszości, ale w tym przypadku ilość zdecydowanie przeszła w jakość. Architekt ma oko do rzeczy wyjątkowych, nieomylnie wybiera te, które na nowo, w wyrafinowany sposób interpretują estetykę lat 20. W salonie, niczym chmura bladego błękitu, rozlewa się sofa Francis Roberto Lazzeroniego - aksamitnie miękki rodzinny plac zabaw. Towarzyszące jej stoliki to przepiękne Bell Table młodego niemieckiego designera Sebastiana Herknera. Meble spinające epoki, przedmioty budzące emocje, rzeczy-talizmany. Takie, które nigdy się nie znudzą, nie opatrzą, bo wątek ich egzystencji przebiega gdzieś na marginesie nurtu mody, czasem równolegle do niego, a czasem pod prąd. Silvia i Adriano umieją cieszyć się nimi i czerpać z nich energię. Żyć w takim otoczeniu na co dzień, to jak brać udział w niekończącym się kulturowym spektaklu, w którym wczoraj przenika się z dziś, funkcja splata z formą, a potrzeba tworzenia wynika z głębokiego uczucia.

Skomentuj:

Wnętrza: secesyjny apartament w Mediolanie