Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Wnętrza: industrial oswojony

Arletta Liro, stylizacja Piotr Płoski, Celestyna Król

We wnętrzu niewielkiej kawalerki postfabryczne motywy, meble vintage, nowy design i młoda sztuka składają się na stylową mieszkalną instalację.

16043161 https bi
fot. Celestyna Król

Jestem dresiarzem z Pragi - z przekąsem przedstawia się Piotrek, właściciel kawalerki na warszawskim Powiślu i autor jej aranżacji.

Na oko trzydziestolatek, w baseballowej czapeczce, okularach vintage ze starej kolekcji Cutler & Gross i szarej bluzie z kapturem sadowi się na kanapie pokrytej identyczną, szarą „dresówką”. W oknie wiszą „dresowe” zasłony, nieopodal stoi kubik-siedzisko ubrany w „dresik”, a przy biurku tkwi krzesełko, częściowo przykryte zarzuconą na nie niedbale szarą bawełną. - To stare Egg Chair od przyjaciół - wyjaśnia gospodarz - przykryłem je szarym kocykiem riska, spod którego wystają zgrabne nóżki. Nie jestem fanem projektanta, ale skoro miałem krzesło w zbiorach, wykorzystałem je.

Pośród unikatowych i cennych elementów wyposażenia przewija się niczym leitmotiv niepozorna, szara „dresówka”. Tkanina sygnowana przez kultową w pewnych środowiskach modową markę Risk made in Warsaw, dla której Piotr zrealizował wnętrze showroomu. W rewanżu dizajnerki Riska ubrały w swoją sztandarową szarość meble w „pokazowej” kawalerce projektanta. - W Risku podoba mi się materiał i charakterystyczne „kopnięcie” w kroju - mówi Piotrek. - Lubię przełamywać schematy i przekraczać granice konwencji, jak one poszukuję rozwiązań niestandardowych - podkreśla.

Dres od Riska nie czyni dresiarza. Piotrek wychował się w Śródmieściu, ale często bywał też na Powiślu, u babci. Tę kawalerkę kupił trochę przez sentyment, bo na co dzień mieszka i pracuje na bliskiej starej Pradze. Do niedawna jednej z mniej popularnych warszawskich dzielnic, którą stopniowo zasiedlają barwni nonkonformiści. Przyciąga ich lokalnym kolorytem i zabytkami postindustrialnej architektury. Tam wraz z przyjaciółmi-architektami zrewitalizował w ultraloftowym stylu kamienicę, w której każdy z nich zajął jedno piętro. Na parterze urządzili pracownię. Dbają o podwórko, zieleń i relacje z autochtonami. Po to, jak mówi Piotrek, by nie tylko mieszkańcom, ale również ich sąsiadom było tutaj fajnie. W kawalerce na Powiślu też czuć praskiego ducha. Właściciel jest namiętnym   kolekcjonerem postindustrialnych gadżetów. Od sześciu lat prowadzi podróżującą galerię „smallna” z meblami i oświetleniem vintage, które prezentuje w kilku miejscach. Jest równocześnie właścicielem studia projektowego specjalizującego się w postindustrialnych wnętrzach realizowanych w Polsce i za granicą. - Biały lakier i biały kamień, high end w ogrodzonych osiedlach przypominających getta to standard, od którego moje pokolenie odchodzi.

Ta kawalerka jest przedłużeniem naszej projektowej działalności - tłumaczy. - Wykorzystałem tutaj motywy z wcześniejszych realizacji z własnej kolekcji. Wyjątkowe dla mnie obiekty, którymi chcę się dzielić. Jak widać, elementy industrialne można okiełznać, zestawiając je ze szlachetniejszym vintage. Wtedy da się z nimi żyć, mimo że są surowe, czasem wręcz siermiężne. Lubię ich patynę i nigdy nie zacieram na nich śladów upływu czasu. Uważam, że we wnętrzu musi się też znaleźć kawałek sztuki. Nie można grać samymi mebelkami. Wolę przestrzenie otwarte, transformowalne, w których dużo się dzieje - dodaje.

Kawalerka na Powiślu służy rodzinie i przyjaciołom Piotra. Z balkonu mogą podziwiać widok jak z pocztówki: Pałac Ostrogskich, w którego podziemiach podobno mieszkała Złota Kaczka. Wewnątrz mają szansę poczuć klimat bliższy sercu właściciela, rodem z fabryki i docenić dobry design spod znaku vintage. - To zaledwie namiastka - podkreśla Piotrek. - Laboratorium do testowania moich zabawek. Starałem się nie przesadzić z industrialem, żeby każdy mógł się tu poczuć dobrze. Dlatego zachowałem np. ciepłą w odcieniu podłogę, chociaż dla siebie wybrałbym beton - zaznacza. - Burzą nam stare fabryki. Dawne kamienice zastępują gładkimi, lśniącymi apartamentowcami. Mamy tendencję do niszczenia tego, co stare. A ja, nie zawsze mając wpływ na to, co dzieje się z architekturą, staram się przynajmniej zachować historyczne obiekty, nadając im nową funkcję. Niedługo pewnie pokryją ściany tej kamienicy styropianem i pomalują je na brzoskwiniowo. Ale tutaj, w środku, zachowa się trochę życia, naturalności i fajnego „brudu”.

Skomentuj:

Wnętrza: industrial oswojony