Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Wnętrza: dom w starej fabryce tytoniu

Elena Giampiccolo, Ewa Malinowska

Brunatne wnętrza dawnej fabryki tytoniu w Umbrii dziś emanują bielą i światłem, które wpada przez kilkadziesiąt okien, by spotkać się w jednej przestrzeni. Kiedyś produkcyjnej, dziś niemal medytacyjnej. To przykład, jak spektakularna może być prostota, a także przejmująca lekcja designu jednej z najwybitniejszych projektantek - Paoli Navone.

Biblioteka i gabinet na antresoli nad wejściem to najbardziej kolorowa część domu. Podłogę ułożono z desek różnych długości. Masywne belkowanie spięte klamrami podkreśla industrialny charakter wnętrza.
Biblioteka i gabinet na antresoli nad wejściem to najbardziej kolorowa część domu. Podłogę ułożono z desek różnych długości. Masywne belkowanie spięte klamrami podkreśla industrialny charakter wnętrza.
Fot. Michele Biancucci/Living Inside

Kto tu mieszka?

Andrea Falkner Campi  - właścicielka pensjonatu i Feliciano Campi  - wydawca  z 12-letnią córką Mają.

Gdzie? Spello niedaleko Asyżu, Umbria, Włochy.

Metraż: 500 m2.

Stół w jadalni państwa Campi ma w sobie niemal religijne dostojeństwo. Bez trudu można sobie wyobrazić przy nim Ostatnią Wieczerzę... Stworzony, żeby dzielić się tym, co najważniejsze, by rozmawiać do białego rana. Prosty, prymitywny wręcz, z oznakami upływającego czasu widocznymi w dramatycznie pękniętym blacie. Jak wyrwane skrzydło ze starej, niewyobrażalnie wielkiej szafy...

Ale ten kawał drewna wyrwano jedynie matce ziemi. Wykopano z miejsca, gdzie leżakował od... epoki jurajskiej! Wykrojono go z gigantycznego pnia drzewa kauri, które występuje jedynie na Wyspie Północnej w Nowej Zelandii. Drzewa te są większe od sekwoi amerykańskich, a ich fenomen polega na tym, że powalone przed tysiącami lat przetrwały w torfowym podłożu w nienaruszonym stanie. Nabrały bursztynowej, opalizującej barwy i niezwykłej twardości.

Świat designu zobaczył piękno wydobywanego drewna kauri dzięki włoskiej marce Riva 1920. Firma zapisała się też mocniejszymi zgłoskami w historii wzornictwa za sprawą projektu „Ground Zero... Ground Heroes”. Ku czci ofiar ataku na WTC w 2001 roku i dla wsparcia rodzin poległych strażaków stworzyła pięć stołów z drewna kauri i wystawiła na aukcję. Jeden z nich, projektu Renzo i Matheo Piano - „Ancient Table” trafił w ręce małżeństwa Campich w umbryjskim miasteczku Spello.

 

 Fot. Michele Biancucci/Living Inside

 

Niezwykły mebel i nietuzinkowi właściciele. Andrea Falkner-Campi i Feliciano Campi stoją na czele wydawnictwa Editoriale Campi, które słynie przede wszystkim z wydawanego od ponad 250 lat Almanachu Barbanera. Ukazujący się raz do roku zbiór porad magiczno-domowych z kalendarzem księżycowym, przepisami kulinarnymi i ciekawostkami różnej maści jest fenomenem w historii światowej prasy - świetnie sprzedawał się jeszcze przed rewolucją francuską. Rodzina Campich wydaje go od XIX wieku w mieście Foligno. Dwa lata temu małżonkowie przenieśli wydawnictwo do Spello, nieopodal prastarej siedziby drukarni. Tam też wypatrzyli 200-letnią nieczynną fabrykę tytoniu i postanowili zaadaptować ją na swój nowy dom. O projekt wnętrza poprosili jedną z największych osobowości świata designu - Paolę Navone.

Pachniało wielką przygodą, zwłaszcza że projektantka trafiła na godnych siebie zleceniodawców. Campi są wizjonerami i ostro współpracują z architektem. Nie boją się korygować jego decyzji. - Paola to wulkan pomysłów z tendencją do ciągłego eksperymentowania - wspomina Feliciano. A Andrea dodaje: - I ma anielską cierpliwość, niestrudzenie podsyłała nam alternatywne rozwiązanie, jeśli mieliśmy trochę inną wizję. Jest pełna pokory, co rzadko się zdarza wśród gwiazd tego formatu.

Budynek fabryki robi wrażenie. Paola starała się wydobyć wszystkie walory wnętrza z otwartą więźbą dachową i potężnym belkowaniem, które spinają pokaźne żelazne klamry. Niemal całkowicie otworzyła w nim przestrzeń, co wymagało wyburzenia większości stropów. Pomieszczenia na pierwszej kondygnacji funkcjonują tu jako nieco rozbudowane antresole. Światło dociera do tak uwspólnionej przestrzeni przez 50 okien!

Do środka wchodzi się przez masywne żelazne drzwi, dobrze zachowany przykład lokalnego rzemiosła. Potem jest nieduży korytarz, na którym trzymają gardę humanoidalne lampy „Mańana” wymyślone przez szwedzkie biuro Design House Stockholm. Trochę jak przyparci do ściany żołnierze stanowią zabawne entre i dają przedsmak niecodziennej, wieloplanowej przestrzeni, która się za nimi rozciąga. Na jej krańcu widać ścienny zegar, który z powodzeniem mógłby zdobić kościelną wieżę. Jego błękitna tarcza to bodaj jedyna tak rozległa plama koloru innego niż dominujące tu biele, czernie i szarości.

Zanim wzrok zatrzyma się na zegarze, mija tajemniczą świetlistą plamę na podłodze w jadalni. Coś pomiędzy dywanem a... kałużą. To kompozycja płytek ceramicznych, zazębiających się z deskami podłogowymi. Pomysł w zasadzie rewolucyjny, bo każdy, kto choć trochę zna się na urządzaniu wnętrz, wie, jak trudny to temat: wyznaczenie granicy między drewnem a ceramiką na podłodze. Włoska wizjonerka z tego kłopotliwego sąsiedztwa uczyniła coś spektakularnego - pozwoliła zaprojektowanym przez siebie sześciokątnym płytkom spotkać się z drewnem tu i ówdzie, jakby tworząc nieregularną linię brzegową. Efekt? Stojący na ceramicznym fragmencie posadzki stół jadalny wygląda, jakby dryfował po morzu starych, pięknie wysłużonych desek.

Nad stołem, z racji jego długości, potrzeba było kilku lamp. Padło na arcyproste w pomyśle i wykonaniu Koushi wymyślone przez Marka Edena Schooleya, zakotwiczonego w Paryżu amerykańskiego fotografika. By wykonać abażur, potrzeba tylko drutu, igły z nitką i trochę białej, przewiewnej tkaniny. Do domu Campich takie lampy pasują jak ulał - prościutkie w konstrukcji, a w stylu - rustykalne i industrialne jednocześnie. Widziane od drzwi wejściowych tworzą ciąg intrygujących wiszących sakw. Oswajają przestrzeń podobnie jak gromadka krzeseł dookoła stołu. Każde inne. Przecież przy stole spotykają się różne osobowości.

Skomentuj:

Wnętrza: dom w starej fabryce tytoniu