Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Wnętrza: krakowskie mieszkanie podróżnika

Karolina Kowalska

W krakowskim mieszkaniu znalazły swoje miejsce i inspirowana hammamem wanna w rozmiarze XXL, i złocony ludwik, i orientalny kobierzec. Intrygująco przedzierają się przez industrialne szare tło.

Kto tu mieszka? Maciej, językoznawca, lubiący sztukę i bliskowschodnie podróże.

Gdzie? Kraków, Browar Lubicz.

Metraż: 46 m2

To od czego się wszystko zaczęło? - pytam Annę Gawlik, projektantkę z pracowni Anke Design Studio. - Pan przyszedł z dywanem - zaczyna opowieść, śmiejąc się. - Powiedział, że poza tym oto persem mam absolutnie wolną rękę. Co jeszcze wiedziałam? Że w salonie pojawi się duży abstrakcyjny obraz. Pomyślałam: postaramy się, by podłoga też była dziełem sztuki.

Koncept Anny nawiązywał do bezpośredniego sąsiedztwa. Nie tylko tego, które widać od ulicy, czyli stylowej XIX-wiecznej kamienicy, ale przede wszystkim tego od podwórka - rewitalizowanego właśnie kompleksu Browaru Lubicz. To gorący adres. Jedna frakcja mówi o nim: drogie, snobistyczne getto, inna - stylowy postindustrial, miejsce z wielkim potencjałem. Anna zaproponowała stylistykę loftu oraz nie dla wszystkich oczywistą i łatwą do zaakceptowania szarą kolorystykę ścian, podłogi i sufitu.

Właściciel połknął haczyk. Do tego stopnia spodobał mu się surowy styl mieszkania, że kiedy w trakcie zaawansowanych prac pojawiły się pierwsze techniczno-finansowe problemy, mocno bronił przecieranej cementowo-żywicznej wylewki. Jak jest efektowna, widział podczas wizyt w najelegantszym domu towarowym stolicy, czyli Vitkacu.

 Fot. Hanna Długosz

- Wylewka jest nieobliczalna - mówi projektantka. - Ostateczny jej wygląd zależy od wielu czynników - jakości podłoża, sposobu zacierania, warunków, w których schnie. I na tym polega też jej urok.

Zanim obraz zaprzyjaźnionego malarza opuścił sztalugi, a pers wylądował na posadzce, Anna zrobiła wiele znaczący ukłon w stronę blisko-wschodnich pasji właściciela. Wymyśliła inspirowaną hammamem łazienkę. Stoi w niej wanna wykonana z mało znanego w Polsce materiału - tadelaktu, zwanego też tynkiem marokańskim. To mieszanka między innymi wapna hydraulicznego, pyłu marmurowego, gliny i popiołu, którą nakłada się dwiema warstwami. Potem, zraszając powierzchnię wodą, poleruje się ją kamieniami półszlachetnymi, w tym wypadku - agatem. Następnie całość impregnuje się specjalnym mydłem z dodatkiem oliwy z oliwek i ponownie poleruje. Trzeba dodać, że taką wannę można myć tylko szarym mydłem, bez środków chemicznych. Pracochłonny tadelakt odwdzięcza się - jest przyjemny w dotyku, ciepły, odporny na działanie wilgoci i mikroustrojów, antyalergiczny, a jego kolor w kontakcie z wodą nabiera magicznej głębi. Zachwycił właściciela. - Bardzo lubię moją łazienkę, jej surowość, zredukowane wyposażenie, nastrój rytuału - zwierza się. Przypomina mu podróże do Stambułu, Marrakeszu i innych miast arabskich. Tak samo jak koczowniczy dywan - najważniejszy obiekt salonu.

Projektantka z lubością miesza różne stylistyki, dlatego bez wahania przyjęła na loftową scenę zarówno akcenty etniczne, jak i pozwoliła, by antyki funkcjonowały na równi ze współczesnymi meblami i dodatkami. Francuska sofa i ludwik zyskały tylko nową tapicerkę. W kolorze betonu, oczywiście. Zaproponowała intrygujące w kształtach skandynawskie lampy w kolorze miedzi, która na szarym tle gra ze zdwojoną siłą. Niektóre meble sama zaprojektowała: m.in. kuchenną zabudowę w kolorach antracytu i różu oraz oryginalny stół - blat z kararyjskiego marmuru oparła na stalowej bazie, którą wykonał zaprzyjaźniony ślusarz. Ten sam fachowiec wykonał też solidną oprawę dużych czterodzielnych luster w salonie.

Zapytana, z jakiego elementu, naturalnie poza posadzką, jest najbardziej zadowolona w tym wnętrzu, mówi, że z ruchomej ściany między salonem a sypialnią. Potężny element, a łatwo go przesunąć. Jednym ruchem otwiera przestrzeń i daje swobodę, jakiej nie zyskałoby się, mając klasyczne drzwi - ich skrzydła zawsze kradną trochę cennych centymetrów w mieszkaniu. Rewelacyjnie doświetla też całe wnętrze.

Wiele wysiłku kosztowało projektantkę i ekipę fachowców doprowadzenie mieszkania do stanu wizualnej surowości. Etapu, od którego zwykle ludzie dopiero zaczynają się urządzać. Świadectwem sukcesu są między innymi słowa kuriera, który dostarcza właścicielowi przesyłki. Za którymś razem, patrząc na sufit, powiedział: - „Kiedy pan wreszcie skończy ten remont?”. - „A wie pan - odpowiedział właściciel - architektka tak mnie wyżyłowała przy tym projekcie, że muszę jeszcze na końcówkę trochę popracować”.

Skomentuj:

Wnętrza: krakowskie mieszkanie podróżnika