Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Jelonek po berlińsku. Piękne mieszkanie w stolicy Niemiec

tekst Karolina Kowalska, zdjęcia Nava-Rapacchietta/Photofoyer

Tu rogate symbole mieszczańskiego gustu pobrzmiewają zupełnie innym tonem, a jaskrawe chińskie malunki na szkle szlachetnieją. Trafiły pod dach świetnego designera, który dał im przestrzeń do gry i doborowe towarzystwo solidnie zaprojektowanych mebli.

aranżacje wnętrz, prezentacje mieszkań
'Migrant 1' - dzieło berlińskiego artysty Saschy Kürschnera z 2010 r., olej i asfalt na płótnie. Współczesna wariacja na temat drobnomieszczańskiego motywu. W zależności od natężenia światła obraz efektownie zmienia barwy.
Fot. Nava-Rapacchietta/Photofoyer

Deskorolkarzy śmigających po pasie startowym lotniska można zobaczyć chyba tylko w Berlinie, mieście wielkich metamorfoz. Tam właśnie legendarny port lotniczy Tempelhof, jeden z najstarszych na świecie, zamieniono w park, a właściwie wielkie zielone pole. Rzucono pod nogi młodych mieszkańców. Trochę ponad kilometr na północ od niego, na wschodnim krańcu dzielnicy Kreuzberg, przechodzi metamorfozę, na nieco mniejszą skalę, Urban Hof. W fabrycznych budynkach z końca XIX wieku kiedyś produkowano sejfy, kasy pancerne i znaki drogowe. Potem były w nich warsztaty metalurgiczne, aż u schyłku ubiegłego stulecia industrialna przestrzeń dostała się w ręce artystów, galerzystów i młodych przedsiębiorców. Najpierw tylko otwierano tam pracownie, potem zaczęto mieszkać.


Projektant Flip Sellin wstrzelił się w ten moment przemiany - od dawna szukał inspirującego miejsca do pracy i życia. Solidną edukację odebrał w Londynie, gdzie miał okazję studiować projektowanie mebli i wzornictwo przemysłowe. Mimo wielkich możliwości, jakie dawał Kingston University, a potem Design Academy w Eindhoven, odliczał dni, kiedy powróci do rodzinnego miasta. Kiedy wartki strumień swojej energii i pomysłów wtłoczy do wielkiej „aorty” Berlina - metropolii, która od lat 90. była jednym wielkim placem budowy i jak monstrualny magnes przyciągała młodych, energicznych, utalentowanych ludzi z całego świata. Ktoś z dyplomem product designera złapał tu życiową szansę, bo podobnych mu nie było wielu w tym mieście.

Kto tu mieszka? Flip Sellin, designer i założyciel berlińskiego studia projektowego Coordination, wraz z Silke, niezależną kuratorką projektów kulturalnych i miłośniczką ogrodów, oraz pięcioletnią córką Matildą.  Gdzie? Berlin, kompleks Urban Hof w dzielnicy Kreuzberg.  Metraż: 165 m2. Lampy na zwoju kabli to Matt projektu Llot Llov - dwa oryginalne prototypy, które były pokazywane podczas targów w Mediolanie w 2008 r. Flip zorganizował tam z przyjaciółmi wystawę w kopule geodezyjnej, która wyglądała jak fragment berlińskiej wieży telewizyjnej.

Kto tu mieszka?
Flip Sellin, designer i założyciel berlińskiego studia projektowego Coordination, wraz z Silke, niezależną kuratorką projektów kulturalnych i miłośniczką ogrodów, oraz pięcioletnią córką Matildą. 
Gdzie? Berlin, kompleks Urban Hof w dzielnicy Kreuzberg.
Metraż: 165 m2.

Budynek, w którym Flip zamieszkał wraz ze swoją partnerką Silke siedem lat temu, należy do bardzo charakterystycznej dla Berlina struktury - połączonego zamkniętymi podwórkami ciągu kamienic, które w miarę oddalania się od głównej ulicy zmieniają swój styl i funkcję. I tak pierwsza, wychodząca na główną ulicę, jest najbardziej reprezentacyjna - z elegancką, rzeźbioną fasadą i sklepami bądź restauracjami na parterze. Dom otaczający następne podwórka ma już mniejsze mieszkania i prostszą architekturę, ale wciąż trzyma wysokość pierwszego - pięć kondygnacji. Trzeci krąg architektury to już budynki niższe, z czerwonej nieotynkowanej cegły - swego rodzaju zaplecze przemysłowe. Kiedyś mieściły się tu stajnie, zakłady rzemieślnicze i manufaktury.

Mieszkanie w trzecim rzędzie ma swoje niezaprzeczalne zalety - poza urokiem surowej postindustrialnej architektury jest tu po prostu bardzo cicho. Koło domu rosną duże, stare drzewa, słońce wdziera się do wnętrza przez wielkie okna. Flip znalazł 165-metrowe lokum „w jednym kawałku”, bez ścian działowych i wysokie na prawie trzy i pół metra. - Spodobało mi się, bo było jasne, spokojne i fakturalne. Nie chciałem go wygładzać - mówi.

Nie ma tu nieskazitelnych, nowych tynków czy nowej stolarki. Przeciwnie - całą bazę zachowano. I nierówności na pobielonych kolebkowych stropach Kleina, i wysłużone drewniane schody, i okna, których uroku nie mącą żadne przesłony, nawet rolety. Dopiero pojawienie się na świecie córeczki Matildy skorygowało nieco plan mieszkania i z wielkiej otwartej przestrzeni rodzice postanowili wydzielić dwa pokoje.

Loft Flipa, który w międzyczasie stworzył jedno z najbardziej kreatywnych biur projektowych - Coordination, służy jednak nie tylko do mieszkania. To także coś na kształt żywego showroomu, którego zadaniem jest wprowadzenie ludzi, często przyszłych klientów Flipa, w klimat jego pracy. - Lubię, kiedy meble i przedmioty, które wymyśliłem, mieszają się z innymi rzeczami w swoim naturalnym środowisku mieszkalnym, a pamiątka przywieziona z podróży zaczyna „rozmawiać” z prezentem, który dostałem od przyjaciela.

Zaprojektowany przez Flipa 13 lat temu modułowy zestaw kolorowych sof wytrzymał próbę czasu. Okazał się odporny zarówno na trendy, jak i niezmordowane dziecięce nóżki - odziany wciąż w oryginalną tapicerkę wygląda świetnie. Prostota formy i długa żywotność - oto recepta Flipa na dobry design. Sprawdziła się też przy okazji mebli Thread Family - rozrastającej się serii, która przyniosła projektantowi spore uznanie. Opiera się na prostym pomyśle z gwintem - stoliki, stołki i siedziska mają regulowaną wysokość i wkręca się je w bazę niczym wielkie śruby. Autor mówi, że są „green”, bo po pierwsze wykonano je z czystych materiałów, a po drugie, do ich konstrukcji zainspirowała go rama roweru, najbardziej ekologicznego w mieście środka transportu.

.

Ale loft na Kreuzbergu nie byłby tak fascynujący, gdyby urządzały go tylko proste solidne meble sparowane z klasykami designu spod znaku Vitry. Flip sięgnął też po odważniejsze formy. Korzystając z faktu, że wnętrze ma sporą wysokość, umieścił pod sufitem kilka szalonych lamp, które bardziej kojarzyć się mogą z obiektami sztuki współczesnej, mobilami niż z rzeczami użytkowymi. Tu i ówdzie zażartował. A to wieszając pośrodku salonu huśtawkę, a to lampę całkiem awangardową, na nieproporcjonalnie długim, grubym, zwiniętym w kłąb kablu. Ściany okrasił odbiegającymi od standardów dziełami sztuki. Namalowany olejnymi farbami i asfaltem monochromatyczny jeleń na rykowisku wchodzi w dialog z kolorowymi rybami na kaflach, które uratował z burzonej chińskiej restauracji. Z innej ściany zerka podarty plakat pioniera breakbeatu Roniego Size'a, który Flip przeniósł na płótno z taką powagą i starannością, jak ocala się i przenosi do muzeów antyczne freski.

Skomentuj:

Jelonek po berlińsku. Piękne mieszkanie w stolicy Niemiec