Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Etno-magia w kamienicy

tekst Tessa Pearson, Agnieszka Rezler, zdjęcia Felix Forest/Living Inside

Wprost z brukowanej uliczki gotycko-renesansowego centrum Lyonu wkraczamy w inną rzeczywistość - trochę baśniową, tętniącą rytmami Afryki i Azji, ogarniętą przez egzotyczną noc. Jak widać, stare miasta mają swoje mroczne tajemnice.

Gdy Pierre Emmanuel Martin i Stéphane Garotin w 2005 roku otworzyli przy rue Jarente, w samym sercu Lyonu pierwszy butik, musieli zadowolić się 27 metrami powierzchni. Co można zmieścić w takiej klitce? Zmieścili tyle dobrego, że kilka lat później mieli już do dyspozycji 450 m2 w tym samym punkcie miasta, a w portfolio nazwiska i marki, które budzą respekt: Hans Wegner, Greta Grossman, Paola Navone, Piero Lissoni, Louis Poulsen... Listę można wydłużać w nieskończoność. Ich sklep, który z szacunku dla rzemieślniczej ręcznej roboty, nazwali "Maison Hand", składa się z kilku pomieszczeń urządzonych niczym mieszkanie.

Meble wielu sław designu tworzą tam kameralne saloniki, jadalnie, kuchnie - takie, w których i oni sami, i klienci sklepu czują się jak u siebie. Można więc powiedzieć, że Pierre Emmanuel i Stéphane - którzy są partnerami także w życiu prywatnym - mają dwa domy: ten służbowy i ten bardziej osobisty. Ten drugi urządzili jednak zupełnie inaczej. I nie wiadomo, czy spodobałby się klienteli Maison Hand, bo zdarza się, że sprzęty toną tam w nieprzeniknionym mroku.

Właściciele mieszkania

Kto tu mieszka?
Pierre Emmanuel Martin i Stéphane Garotin, dekoratorzy, twórcy marki Maison Hand, właściciele sklepu wnętrzarskiego.
Gdzie? W renesansowej kamienicy w centrum Lyonu.
Metraż: 120 m2.

- Noc to najpiękniejsza pora - zapewniają. - Ale wieczorami też jest fajnie - dodaje Pierre Emmanuel. - Mamy tu niemal wyłącznie oświetlenie pośrednie, dlatego ścian czasem po prostu nie widać. Przedmioty "zawisają w powietrzu" i nagle okazuje się, że ściany są nieważne, niepotrzebne. Wrażenie niezwykłe, magiczne!


Kiedy pierwszy raz trafili do dwupoziomowego mieszkania w kilkusetletniej kamienicy, magii nic nie zapowiadało. No, może poza wewnętrznym dziedzińcem w kształcie głębokiej studni, okolonym spiralą kamiennych schodów i zwieńczonym wieżyczką. Odpowiadała im też lokalizacja - w samym środku trójkąta utworzonego przez dwie łączące się dwa kilometry dalej rzeki - Rodan i Saonę - o krok od nabrzeża tej drugiej. Jeszcze bliżej do butiku Maison Hand. - Mamy stąd do pracy sześć minut spacerem. To ważne zwłaszcza dla Stéphane'a, który nie ma prawa jazdy - śmieje się Pierre Emmanuel. Oczywiście, zachwycający był też sam budynek - renesansowy, wciśnięty między inne o podobnie szacownej metryce. Tyle że w śródmiejskiej części Lyonu stary dom to nie rarytas; to raczej codzienność.

Wnętrza dla odmiany wyglądały po prostu pospolicie. - Pokoje były jasne od góry do dołu, łącznie z całym wyposażeniem, od lakierowanej podłogi po zasłony i garnki - opowiadają projektanci. Ściany pomalowane na żółto nosiły ślady trudu jakiegoś domorosłego majsterklepki; wszędzie pełno było plastikowych ekranów, którymi obudowano kable instalacji elektrycznej. Ale właśnie czegoś takiego szukali.

- Lubimy miejsca, w których możemy przewrócić wszystko do góry nogami, poddać całkowitej transformacji. Ciekawiej zrobić coś zupełnie nowego, niż w kółko się powtarzać. Te wnętrza były dla nas jak poligon, jak wprawka ze stylu - opowiadają z entuzjazmem.

Zaczęli od najważniejszego: po pierwsze otworzyli przestrzeń, bo lubią mieszkania wykorzystywane w całości. - Do zamkniętych pokoi rzadko kto zagląda - wyjaśnia Stéphane. Zlikwidowali więc większość ścian działowych, uzyskując 50-metrowy salon, a przy okazji oś widokową długości 20 m, biegnącą od ściany frontowej aż do wewnętrznego dziedzińca. Na jej krańcu, na tyłach domu pojawił się jedyny element całkiem nowy: dobudowana przeszklona struktura, w której urządzili kuchnię.

Ktoś spragniony słońca instynktownie skieruje kroki właśnie tutaj; kuchnia to jedyne pomieszczenie, w którym nie rządzi nieprzenikniona czerń. Pozostałe wnętrza są w niej zanurzone aż po belkowane sufity. Belki i słupy konstrukcyjne to jedne z niewielu elementów, którym nowi właściciele darowali życie. Ich złamana biel podwyższa optycznie pokoje, ale jest jej zbyt mało, by stała się dla czerni godnym przeciwnikiem. Zamiast tworzyć drapieżny kontrast, tonuje i rozprasza mocny wyraz ścian, zmiękcza kontury form, łagodzi mroczny nastrój.

Podobnie działają puszyste dywany. Dzięki nim industrialny, z natury chłodny czarny kolor zmienia się w ciepły, wibrujący tropikalnym pulsem heban. Rozrzucone po całym domu marokańskie kobierce to jedna z namiętności gospodarzy. - Te wzory komponują się ze wszystkim, od baroku po ultranowoczesne aranżacje! - zapewniają. Pasjonuje ich też grafika i fotografia; uwielbiają szperać po bazarach i antykwariatach, a później podziwiać lewitujące w wieczornym półmroku jasne prostokąty i graficzne motywy. Obaj mają rękę do ciekawych prac, ale ani ich wartość handlowa, ani pozycja autorów nie spędza im snu z powiek. - Kupujemy po prostu to, co wpadnie nam w oko, przykuje uwagę.

A podoba im się wiele rzeczy, od tych tanich, przez kogoś wcześniej odrzuconych, po ekskluzywne, sygnowane wielkimi nazwiskami - takie, jakie sprzedają w Maison Hand. Przedmioty i meble, które nie trafiły do ich mieszkania wprost od znanych producentów, zwykle pokonały ocean lub co najmniej morze. Najwięcej Pierre Emmanuel i Stéphane przywieźli z podróży po południowo-wschodniej Azji oraz z wypraw do Brazylii - to ulubione kierunki, które dostarczają im estetycznej podniety. Z tej iberoamerykańsko-azjatyckiej kulturowej mozaiki, sklejonej wspólnym mianownikiem ziemistych kolorów, naturalnych materiałów i rzemieślniczego wykonania, wyłania się czytelny jak mapa zarys trzeciego kontynentu - Czarnego Lądu. Mimo indonezyjskich figurek, chińskich świeczników, stolików sprowadzonych z Japonii i poduszek kupionych w Bangkoku w całym domu wyraźnie wyczuwalne są afrykańskie wibracje. Oto sztuka kreacji w pigułce!

-Dla nas styl życia liczy się bardziej niż marka - tłumaczy Pierre Emmanuel. - Oczywiście, praca z wielkimi projektantami i ich dziełami jest ogromną przyjemnością. Ale z urządzaniem wnętrz jest trochę tak jak z gotowaniem: przepis i sposób mieszania są równie ważne jak składniki.

Skomentuj:

Etno-magia w kamienicy