Natalia Mazur o designie dla dzieci
Czym jest design dla dzieci? Jak projektuje się z myślą o najmłodszych? Na nasze pytania odpowiada Natalia Mazur - dziennikarka Gazety Wyborczej.
Czy design dla dzieci jest ekstremalny? Czy projektowanie zgodnie z potrzebami najmłodszych sprawia, że trzeba się na chwilę z powrotem stać dzieckiem?
Przypomina mi się historia z wczesnego dzieciństwa mojej najmłodszej siostry. Jeszcze zanim zaczęła przemieszczać się po mieszkaniu, rodzice kupili specjalne blokady do szuflad, które miały zapewnić jej bezpieczeństwo, a im odrobinę świętego spokoju. Szuflady nie dało się otworzyć jednym ruchem, trzeba było najpierw zwolnić blokadę. Dla dorosłych nie był to żaden problem. I jak się wkrótce przekonaliśmy: dla niemowlaka też nie. Umiejętność otwierania szuflad nie jest przecież cechą wrodzoną, dziecko uczy się jej obserwując starszych. I zauważyło, że by uzyskać dostęp do wielu intrygujących przedmiotów, najpierw łapiemy za uchwyt, a potem wciskamy coś z boku szuflady. Pac! - uderzała łapką w blokadę i już po chwili była królową trzepaczek i tłuczków.
Odpowiem więc tak: warto, by projektant choć trochę był dzieckiem. Nie ma bystrzejszych obserwatorów świata niż one.
Czy są jakieś ikoniczne projekty dla dzieci? Przykłady designu, który idealnie wstrzelił się w potrzeby najmłodszych, ale także takiego, który pasował do ich upodobań estetycznych?
Nie wiem, czy już ikoniczne, ale na pewno wstrzelone. Chodzi o zaprojektowane przez studentów School of Form, pod kierunkiem Joli Starzak, zabawki na plac zabaw na Placu Wolności. Po pierwsze, to góra zielonych bąbli, pokryta sztuczną trawą, po której można się wspinać, skakać, kłaść się na niej i odpoczywać (to chętnie robią dorośli), udawać, że to wielki tort, albo góra właśnie. Po drugie, dwa czy trzy skośne drewniane podesty, w założeniu służące do zabawy z wodą, ale w praktyce wykorzystywane jako miniściany wspinaczkowe dla bobasów, zjeżdżalnie dla trochę starszych i rampy do jazdy na rolkach dla najstarszych dzieci. Do różowego koloru, nadruku z postaciami z kreskówek, uciekać muszą się te przedmioty, które w samie sobie nie mają nic do zaoferowania. A zabawki z placu Wolności nie muszą być jaskrawe, by dzieci je dostrzegły.
Czy design wspiera odpowiedzialną edukację? Jak powinny być zaprojektowanie przestrzenie dla dzieci, jak wyglądać szkoły, przedszkola?
Podopolskie przedszkole "Mali odkrywcy" jest piękne i, oczywiście, bardzo bym chciała, żeby moje dziecko spędzało czas w takich przestrzeniach. Ale nasze przedszkole tak nie wygląda i nie wpadam z tego powodu w rozpacz. Ma mnóstwo innych zalet.
Minimum, którego szkoły i przedszkola powinny przestrzegać, to kolorystyka. Farby kosztują tyle samo, niezależnie, czy mają dzikopastelowe barwy, czy są stonowane i harmonijnie dobrane. No i pozdjemujmy wreszcie ze ścian te okropne gazetki! Przecież tego i tak nikt nie czyta. Niech szkoła swoim wyglądem pokaże, że nie trzeba zatrudniać wypasionych architektów, którzy zaprojektują specjalne meble i zrobią na ścianie teatr cieni, by wnętrza wyglądały schludnie i by miło się w nich przebywało.
Inna rzecz: nie można się w tej dbałości o estetykę zapędzać. Jest w Poznaniu podstawówka, w której dzieci nie mogą się swobodnie bawić na placu zabaw (wyłącznie na wybranych przerwach!), bo jest nowy i pani dyrektor boi się, że się zniszczy. Do szatni nie wolno schodzić z tornistrem, bo ściany wyłożono piękną tapetą. Szkoła wygląda imponująco, ale czy dzieci dobrze się w niej czują?
W jaki sposób design może być dla dzieci formą edukacji? Czy istnieją jakieś genialne projekty stworzone przez dzieci?
Nie mówmy design, mówmy zetpety. Zajęcia praktyczno-techniczne, dzięki którym każdy uczeń może stać się projektantem. Nabrać wiary we własne możliwości, przekonać, że przedmiot nie zawsze trzeba wyrzucać, można go naprawić, wykorzystać na nowo. Poznać nowe, twórcze sposoby spędzania wolnego czasu. Warto, by zetpety wróciły do szkół. Niech się nawet nazywają design, jeśli czasy tego wymagają. A czy dzieci stworzą na nich coś genialnego? W oczach rodziców, na pewno.
NATALIA MAZUR - Pracuję w "Gazecie Wyborczej", współpracuję z "Wysokimi Obcasami Extra", mieszkam w Poznaniu, mam czteroletniego syna, skończyłam socjologię na UAM. I nie lubię mówić, że interesuję się designem, bo to brzmi, jak bym mówiła "kocham zakupy" (których nie kocham). Bo design, niestety, wciąż się kojarzy z tworzeniem efektownych i drogich przedmiotów, a nie z tym, czym być powinien, czyli z zaspokajaniem ważnych potrzeb jednostki i wspólnoty.
Skomentuj:
Natalia Mazur o designie dla dzieci