Karim Rashid - poeta plastiku i międzynarodowa gwiazda
Rashid jest prawdziwą gwiazdą dizajnu. Ma na swoim koncie tysiące projektów, w większości wprowadzonych do produkcji, dwa doktoraty honoris causa (Ontario College of Art and Design oraz Corcoran College) i wiele wystaw indywidualnych. Współpracował z najbardziej topowymi markami, od Alessi i Georga Jansena po Kenzo, Pradę i Issey Miyake, nie stroniąc od tych popularnych - jak Coca Cola. Jego prace można kupić w tysiącach sklepów na całym świecie, albo obejrzeć w jednym z czternastu muzeów, w tym tak prestiżowych jak MoMA w Nowym Jorku albo Centre Pompidou w Paryżu, gdzie znajdują się w stałych kolekcjach.
Obywatel świata
Prywatnie Karim Rashid jest... no właśnie, kim? Urodził się w 1960 roku w Kairze w rodzinie egipsko - angielskiej, wychował w Kanadzie, a obecnie rezyduje najczęściej w Nowym Jorku. Najczęściej, ale niezbyt często. Dwieście dni w roku jest w rozjazdach, dając odczyty, otwierając swoje wystawy lub doglądając interesów. Dużo czasu spędza podobno w Belgradzie, skąd pochodzi jego żona, Ivana Puric.
Poeta plastiku
Na międzynarodową gwiazdę został namaszczony w roku 2001, kiedy tygodnik Time poświęcił mu obszerny artykuł, nazywając poetą plastiku (choć to określenie w stosunku do jego osoby pojawiało się już wcześniej). Podobno marzy o czasach, kiedy człowiek będzie w połowie składał się z syntetyków, patrząc na jego strój trzeba przyznać, że konsekwentnie wprowadza ten zamysł w życie. Karim Rashid, oprócz zachwytów, budzi również kontrowersje, swoim zamiłowaniem do różu i nieskromnymi manifestami o potrzebie zmiany świata. Najbardziej kuriozalnie brzmią deklaracje o demokratycznym i dostępnym dla wszystkich dizajnie na wysokim poziomie. Podczas gdy w internetowym sklepie Rashida za byle stolik trzeba zapłacić kilka tysięcy dolarów. W kilku kwestiach należy mu jednak oddać sprawiedliwość.
Po pierwsze, stworzył własny, rozpoznawalny styl, pełen zdecydowanych kolorów, geometrycznych kształtów i obłych form, który potrafił przekuć w komercyjny sukces. Po drugie, ma na swoim koncie projekty, które są zarówno dobre jak i tanie (jak choćby krzesło Oh-Chair zaprojektowane dla Umbry - kosztuje tylko 60 dolarów). Po trzecie - wielofunkcyjność. Zawsze powtarzał, że jeden nowy przedmiot powinien zastępować trzy inne. Klasyczne już Q Chaise jest w zależności od upodobań stolikiem, fotelem lub szezlongiem. Gdyby nie przypadły wam jednak do gustu projekty Karima Rashida, zawsze możecie sięgnąć po jego muzykę, w wolnych chwilach jest didżejem.
Tekst: Aleksander Lesiak
Pastelowy dom designera
Czy człowiek, po którym spodziewamy się prawie wszystkiego, może nas czymkolwiek zaskoczyć? Dla Karima Rashida zaskakiwanie to rutyna. Gdy tylko został ojcem, przeprowadził się z rodziną do... Hell's Kitchen - nowojorskiej kuchni piekielnej. I urządził ją na pastelowo!
Mówi się: pokaż mi swój dom, a powiem ci, kim jesteś. Choć ta hipoteza nie zawsze się sprawdza i nie do każdego pasuje, dla urodzonego w Egipcie, w kanadyjsko-brytyjskiej rodzinie ekscentryka, jednego z najważniejszych i najbardziej kontrowersyjnych designerów naszych czasów, wydaje się jak stworzona. W nowym, dwupoziomowym mieszkaniu 95 proc. mebli i przedmiotów wyszło spod jego ręki. Jaki on jest? Pogodny, dziecięco radosny, kolorowy. I niezwykle energiczny. Karim Rashid to zmiana, ruch, wibracja.
- Uwielbiam wrażenie nowości - mówi, a na pytanie o choćby jeden przedmiot, z którym nie umiałby się rozstać, bezradnie rozkłada ręce. - Mogę wyrzucić wszystko - zapewnia. - Zmieniam swoje otoczenie tak często, jak zmieniam się sam.
W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy słynny designer miał do tych zmian szczególnie ważny powód. Niedawno przyszła na świat jego córka Kiva. Przed jej urodzeniem Karim wraz z żoną Ivaną, specjalistką od reakcji chemicznych pracującą w laboratorium L'Oreal, której urody mogłaby pozazdrościć niejedna piłkarska WAG (z ang. wife and girlfriend - przyp. red.), mieszkał w przestronnym lofcie na Dolnym Manhattanie. Nie było to oczywiście typowe mroczne poddasze. Przestrzeń, swoiście naznaczona, migotała na tle bieli podłogi i ścian kwaśnymi kolorami: neonową zielenią, limonkową żółcią, turkusem i przede wszystkim ulubionym odcieniem projektanta: różem. Ale loftowej specyfiki wnętrza nie dało się zignorować.
- Kiedy okazało się, że Ivana jest w ciąży, zaczęło mnie martwić, że mieszkamy właściwie w jednym pokoju. Nagle namiętnie zapragnąłem uciec od hałasu windy i dudnienia starych rur, znaleźć dla nas coś nowego - opowiada.
Ideałem byłby dom w ogrodzie w dobrej dzielnicy. Ale Karimowi nie podobają się dobre dzielnice i nowojorskie wille.
- Te majestatyczne budynki z piaskowca o małych oknach i fatalnym świetle działają na mnie przygnębiająco - wyznaje.
Zła sława Hell`s Kitchen, od której państwo Rashid rozpoczęli poszukiwania, sięga lat międzywojennych, kiedy dzielnica uważana była za centrum światka przestępczego i matecznik irlandzkiej mafii. Dziś charakter prostokąta rozciągającego się pomiędzy Ósmą Aleją a rzeką Hudson jest już inny: Hell`s Kitchen idzie w ślady Dolnego Manhattanu i staje się modna, czemu sprzyjają cygański klimat, bliskość Central Parku i dystans do wielkiego biznesu, lokującego się dalej na wschód. Ceny nieruchomości po długim okresie spadku idą w górę, a dawna, nie najlepsza, reputacja tylko dodaje miejscu malowniczości.
Właśnie tu designer znalazł namiastkę domu - dwupoziomowy apartament z pokojami pełnymi słońca i z niewielkim ogrodem na wewnętrznym dziedzińcu. Przy wąskiej uliczce z mozaiką ceglanych kamienic nie ma biurowców; drapacze chmur niczym wielkomiejskie totemy majaczą daleko na obu jej końcach. Dodatkową atrakcją okazała się możliwość urządzenia biura od frontu, w tym samym budynku.
- Zawsze mówiłem, że praca jest moim hobby i to czyni mnie szczęśliwym - mówi projektant. - Teraz marzę o tym, żeby zatrzeć granicę pomiędzy pracą a domem. Co nie jest łatwe, bo rodzina i projektowanie są dwoma wielkimi żywiołami. Ale to mieszkanie zbliżyło mnie do ideału: mogę rysować w pełnej koncentracji, a dwie minuty później i kilkanaście metrów dalej zjeść obiad z moją córeczką.
Kiedy projektant zostaje rodzicem
Do roli ojca Karim nie musiał się przyzwyczajać. Jest przecież czarodziejem. Specjalistą od mebli zabawek i hipnotyzujących wzorów. Dziwaczne futurystyczno-organiczne kształty, fluorescencyjne kolory sprawiają, że jego projekty wydają się mieć pozaziemski, baśniowy rodowód. Przedmioty gubią swoją oczywistość: sofa przypomina zbiór molekuł, dywan upodabnia się do obrazu, a czajnik do zwierzaka. Świat z dziecięcych fantazji z widokiem na ogród, a wszystko to w sercu Wielkiego Jabłka - czy można wyobrazić sobie ciekawsze miejsce dla małej dziewczynki? I ten róż, migoczący z każdego zakamarka, patrzący z obrazów, wynurzający się z garderobianej szafy...
- Różowy to moja super optymistyczna wersja bieli - śmieje się projektant. - Jest energetyczny, zaangażowany, a przy tym egzotyczny, zmysłowo erotyczny i podnoszący na duchu. Myślę, że już niedługo uwolni się od kobiecych konotacji i zastąpi czerwień - tę ulubienicę facetów. Czerwony to symbol machismo, historycznie kojarzony z siłą i ogniem. Rzadko go używam, bo unikam palety barw podstawowych. Myślę, że róż będzie nową zmiękczoną czerwienią XXI wieku.
Kolejnym kolorem, którego w domu Ivany i Karima niełatwo się doszukać, jest czerń. Nie pojawia się na płaszczyznach większych niż serwetka, nie występuje jako samoistny motyw, z rzadka bywa tylko podkreśleniem, czymś w rodzaju tła lub dyskretnego passe-partout. Zdaniem gospodarza jej czas przeminął.
- To kolor schyłku minionego stulecia - wyjaśnia. - Znaczący dla estetyki punkowej, bliski piewcom anarchii i armageddonu. Jedynie Japończycy umieli nadać mu pozytywny ładunek, kojarząc go z intelektem. Ale oni zarezerwowali dla czerni subtelne muśnięcia. W innych kręgach kulturowych przelewano czarny pigment bez opamiętania, włączając go do symboliki sadystycznej czy satanistycznej. Dla mnie to kolor nocny, makabryczny, demonstracja ideologii „no future”. A przecież my mamy przed sobą wielką przyszłość, możemy więc czerń całkowicie odrzucić! - dodaje z przewrotnym uśmiechem.
Nie wiadomo tylko, czy mówiąc to, ma na myśli ludzkość, mieszkańców krajów Zachodu, czy wyłącznie własną szczęśliwą trzyosobową rodzinę.
Tekst: O'Flaherty, Agnieszka Rezler, zdjęcia O'Flaherty/Living Inside
- Więcej o: