Wasze wnętrza: mieszkanie Kasi i Tomka
Jasne i przytulne mieszanie w Warszawie
Kolejną osobą, która wzięła udział w naszej akcji "Pokaż nam jak mieszkasz, zainspiruj innych" jest Kasia. Przysłała nam zdjęcia swojego mieszkania o powierzchni 38 m2, w sąsiedztwie warszawskich Łazienek. Oto co nam napisała:
Z Tomkiem jesteśmy małżeństwem już ponad 9 lat, a 10 się znamy. Nasze pierwsze wspólnie wynajmowane mieszkanie miało 20 m2 (na 22 piętrze). Pomalowane było na żółto i niebiesko, w środku masa szafek i szuflad zrobionych w boazerii. Wyglądało to specyficznie. Gdy wprowadził się do nas kot a mnóstwo przyjaciół zza granicy zaczęło nas odwiedzać, zrobiło się ciut za ciasno.
Kolejne mieszkanie było w świetnym miejscu - w kamienicy z ok. 1930 roku, która podczas okupacji znajdowała się zaraz za bramami getta na Żelaznej. Wtedy zakochałam się w kamienicach. Nasze mieszkanie było na 4 piętrze. Miało stare okna, parkiet (który właściciele szybko zakryli linoleum) oraz oszałamiało wielkością - 60 m2! W mieszkaniu dominowały meble tak zwane pomieszane - dywan perski pachnący zgnilizną, każda szafka w kuchni z innej bajki, garderoba z 3 popsutymi odkurzaczami czy "odskulowa" meblościanka, którą w pierwszym odruchu po prostu pomalowałam farbą akrylową na zielono. To było mieszkanie, w którym testowaliśmy co lubimy a czego nie. W sypialni pomalowaliśmy ścianę na ognisty kolor z pomarańczowymi przetarciami, w kuchni na ścianie była "Milka" w kolorze fioletu i białymi krowami, duży pokój został rozświetlony żółcią. Ale miało klimat i nam się podobało.
Po trzech latach przeglądałam ogłoszenia szukając mieszkania na wynajem dla koleżanki, a znalazłam nam nowe lokum - piękne, odnowione, w kamienicy z 1938r, w Śródmieściu, ale już prawie na Mokotowie, zaraz przy Łazienkach. Było takie piękne i czyste i białe! I miało balkon! Więc się przeprowadziliśmy. W tym czasie już panował boom mieszkaniowy, ceny były zawrotne a nam się nie śpieszyło z zaciąganiem kredytu i denerwowaniem się. Ale czas mijał, okolica nam się podobała i mimo świetnego kontaktu z właścicielką, czegoś nam brakowało. To nasz tzw. "syndrom 3 lat". Co trzy lata nosi nas i na skutek tego zmieniamy mieszkania, nie partnera.
Zapytałam dozorcy osiedla, czy dałby nam znać jakby coś się sprzedawało, bo bylibyśmy zainteresowani. Sądziliśmy, że to potrwa z pół roku, a dostaliśmy "cynk" po miesiącu. Obejrzeliśmy mieszkanie - było okropne! Na parterze, nie odnawiane ze starymi, rozwalonymi oknami. Wchodziło się prosto na kuchnię składającą się z kuchenki i zlewu (serio, 1m2!) oraz największego, czarnego, ebonitowego gniazdka elektrycznego jakie widziałam! W łazience była tylko wanna pod oknem i wc. Nie było umywalki! Sypialnia mimo okna była bardzo ciemna. Mieszkanie "sprzedał" w sumie pokój dzienny. Mimo że całość ma 38m2 to nawet w tamtej konfiguracji wnętrze wydawało się duże i widać było potencjał. Właściciel też był bardzo sympatyczny i obniżył nam cenę, dzięki czemu nie musieliśmy zgrzytać zębami z powodu zbyt wysokiego kredytu.
Remont to zdecydowanie największe wyzwanie naszego związku i tego mieszkania. Co chwila pan remontowiec się zmieniał (z takich czy innych powodów), a mieszkanie co chwile robiło nam psikusy. W ścianach znaleźliśmy siatkę wzmocnieniową z lat 20. produkcji Leduchowskich oraz dziwne kabelki bez połączenia z czymkolwiek. Licznik był na desce przykręconej do ściany, rura odpływowa WC nie była standardowych wymiarów (za mała) a w kolejnej ścianie pojawił się żelazny słup gruby jak szyna kolejowa. Te wszystkie niespodzianki dały nam tylko więcej uporu żeby dobrnąć do celu. Czas nas gonił więc sami włączyliśmy się do prac remontowych. Przyjaciele pomagali nam przenosić rzeczy (bardzo się wszyscy cieszyliśmy, że mieszkanie jest na parterze).
Chcieliśmy, żeby nasze mieszkanie było jasne, neutralne, przyjemne. Inspirowaliśmy się hotelami, w których zatrzymywaliśmy się podczas zagranicznych wojaży - a to jasne kafelki w łazience, a to ciekawe rozwiązania mebli. Przede wszystkim miało być estetycznie. Pomimo tego, że mieliśmy mocno okrojony budżet, to jednak podobał nam się efekt końcowy. Oczywiście, na przestrzeni kilku lat zmienialiśmy i dopasowywaliśmy mieszkanie do siebie, bo pewne rzeczy dobrze wyglądają na papierze, a w rzeczywistości nie za dobrze się z nimi mieszka. I tak szafka narożna została amputowana do zwykłej szafki, słup podobno podtrzymujący całą kamienicę wycięty a przemeblowań było więcej niż mogę zliczyć na palcach obu rąk. Doszliśmy do wniosków, że najlepsze do małych mieszkań są wielofunkcyjne meble. I tak mamy łóżko MANDAL z 4 pojemnymi szufladami w stelażu, wydzieliliśmy przestrzeń na tzw. garderobę, gdzie oprócz ubrań, pościeli "mieszka" też deska do prasowania, składane krzesła, lodówka na wina i masa innych rzeczy. Wielki regał EXPEDIT był podarunkiem od przyjaciół wyprowadzających się zagranicę, na którym mieszczą się wszystkie moje książki i drobiazgi, a górę lubi patrolować nasza kocica Raszpla. Komodę VOX kupiliśmy przypadkiem, oglądając wystawę. Mieszczą się w niej zapasy, sprzęt AGD (nie lubię gdy jest na wierzchu), zastawa, szaliki, czapki, papiery. Kuchnia IKEA to był strzał w dziesiątkę. Ta wersja jest podstawowa, ale dzięki jasnej, odbijającej światło powierzchni i czystym liniom powiększa optycznie mieszkanie. Właściwie większość mebli kupowaliśmy na przecenach lub z opcją darmowego montażu (PAX i kuchnia), gromadząc i wymieniając przez lata to co się nie sprawdzało.
Jasne, pomalowane na biało mieszkanie pozwala na stworzenie całkiem fajnego wyglądu zmieniając tylko kolorowe dodatki - jak książki, dywaniki, pościel itp. Stosowałam już zabieg układania książek kolorami "na tęczowo" w celu ożywienia wnętrza. Lustro sama obkleiłam kamyczkami którejś bezsennej nocy, na wyprzedażach szukałam jakiś wazoników, drobiazgów (głownie w kolorze białym i niebieskim, jak się okazuje). Plakat w kolorystyce zieleni wprowadza uspokajający klimat. W sypialni za bardzo nie szaleliśmy z kolorami, nie chcieliśmy zimą budzić się po ciemku i patrzeć na jeszcze ciemniejsze ściany. Zostało biało na białym, ale bez szpitalnego efektu. Powiedziałabym, że jest nawet miękko, dzięki dwóm materacom. Mamy ultra wysokie łóżko, z którego nie trzeba wstawać, tylko zsuwać się. No i jest świetne do skakania!
Łazienka jest niczym nasze ulubione hotele - duża, z oknem, przytulna, a dzięki puszystym ręcznikom i przestrzeni, czujemy się w niej niczym w spa.
Przedpokój był wielkim wyzwaniem - nic się tu nie mieściło! Ściana przypomina trójkąt z bardzo wąską krawędzią. Trzeba było wezwać stolarza, który zbił szafę na styk. Trzymamy w niej buty oraz wieszamy płaszcze. Odkurzacz też się tam zmieścił. Pomalowanie różnokolorowego wzoru chevron rozweseliło przedpokój.
Szczerze? Przez prawie 4 lata Tomkowi się nie podobało nasze mieszkanie, chociaż dobrze się w nim czuł. Dopiero gdy zaczęłam robić zdjęcia przypadło mu do gustu (oczywiście w aranżacjach z kotem!) Tak naprawdę to chyba się w końcu przekonał do mojego gustu!
- Więcej o:
Wasze wnętrza: mieszkanie Magdy z Gdyni
Wasze wnętrza: mieszkanie Kasi i Kuby z Wrocławia
Wasze wnętrza - kawalerka w wielkiej płycie
Wasze wnętrza: mieszkanie młodego małżeństwa
Nowoczesne żaluzje: funkcjonalność w każdym wnętrzu
Modne ściany - 4 gorące trendy
Dekorujemy dom na święta – tych ozdób warto użyć
Trendy wnętrzarskie na jesień