W miejskiej dżungli: wakacje od miasta
O mrożonej kawie i tęsknocie za swoim miastem
Jutro znów przyjdzie mi odmeldować się ze stołecznej dżungli. Tym razem przynajmniej na trzy tygodnie,na rzecz włóczykijstwa po Polsce (jak tylko trafię na trop czegoś ciekawego - doniosę!). Z jednej strony - fantastycznie, opuszczanie rodzimej Warszawy/Warszawki zawsze dobrze mi robi w kategorii obiektywniejszego poglądu na rzeczy. Z drugiej - co tu dużo gadać, lubię moje miasto i za pewnymi jego aspektami będę tęsknić.
Pierwsze aspekty, ze względu na które zdarza mi się pomyśleć „chcę do domu” wcześniej, niż później to... kawa i klasyczna margarita. Niestety, niezależnie od tego, gdzie trafiam: Trójmiasto, Hel, Łeba, Wrocław, Poznań, Kraków, Zakopane, Mazury, Podlasie - kawa zwykle smakuje tragicznie. Zwłaszcza ta na ciepło. Lodową mogę polecić w Karpaczu, w najstarszej cukierni w mieście i we Wrocławiu w Amorino. Ale kawa na chłodniejsze dni? Zwykle jest albo za letnia, albo za wodnista, albo za kwaśna. Zjawiskowo pyszną znalazłam w jednym miejscu - w Manufakturze Czekolady w Kazimierzu Dolnym. Ta z białą czekoladą - bosko słodka, aksamitna, pyszna!
Jeszcze gorzej rzecz się na z klasyczną margaritą - krew zalewa, gdy profanuje się ją cukrem zamiast soli i lodem w kieliszku. O doborze podstawowych składników nie wspomnę... Jedyne miejsce, gdzie znalazłam pijalną to Black&White Pub w Zakopanem - zamknięty dwa lata temu...
Druga rzecz to przestrzeń. Na wakacje staram się jeździć w miejsca, które są zaprzeczeniem miasta - nie ma bloków, autobusów, centrów handlowych. Czasami jednak urlopową porą i do polskiej metropolii trafiam. I zawsze mam to samo uczucie klaustrofobii. Zgadzam się ze wszystkimi krytykami Warszawy - miasto ma niespójną zabudowę, jest zaniedbane przez władze i mieszkańców. Ale przynajmniej sporo tu zieleni, parków i otwartych przestrzeni. Moje ulubione miejsca to Paryska, Francuska i Saska Kępa, Powiśle, Żoliborz, Kabaty i... Centrum. Tak, lubię Marszałkowską w jej początkowym odcinku, plac Konstytucji i MDM - tu jakby czas stanął w miejscu. A poza tym wystarczy skręcić w którąś z mniejszych uliczek - np Oleandrów, Litewską, Śniadeckich - by znaleźć kilka urokliwych, niszowych knajpek (polecam Bread Bar na Oleandrów i Śniadaniownię na Litewskiej!). Z innych polskich miast tylko Wrocław wydał mi się równie przystępny, Kraków jest dla mnie jak twierdza, podobnie Poznań. Zakopane wkładam między inne bajki, bo tam już czuję się prawie jak u siebie - z mocnym akcentem na PRAWIE bo ceperka z Warszawy pod Tatrami nigdy nie będzie do końca swoja...
- Więcej o:
W miejskiej dżungli: prosto nie znaczy nudno!
W miejskiej dżungli: śródziemnomorskie klimaty
Wrocław, czyli o słodkim smaku sztuki
Warszawska Avenue Montaigne, czyli o raju trendsetterów: stołecznej ulicy Mokotowskiej
Muzeum Rolnictwa im. ks. Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu
Wnętrza PRM Concept Store w warszawskiej Fabryce Norblina
Paloma Inn - space age bistro na Poznańskiej w Warszawie
Wnętrza studia OTO film