Ogród przytulony do puszczy
Uciekinierzy z miasta poświęcają swojemu ogrodowi mnóstwo wolnego czasu. Co otrzymują w zamian? W krainie zieleni regenerują siły, a obcowanie z naturą pozwala im nabrać dystansu do wielu wydarzeń.
1 z 5
2 z 5
3 z 5
4 z 5
5 z 5
Kiedy przylatują jaskółki, w ogrodzie państwa Wolaninów pojawia się błękitna konstrukcja rozkładanego basenu. Sezon kąpielowy trwa do pierwszych chłodów. Jeszcze we wrześniu syn gospodarzy Mikołaj i jego koledzy, szesnastoletni młodzieńcy, chętnie korzystają z basenu. Także pan Leszek, właściciel, z przyjemnością zażywa kąpieli pod gołym niebem. Natomiast panie Anita i Alicja wolą inne ogrodowe rozrywki. Mama opiekuje się kwiatowymi rabatami, a córce, maturzystce, wystarcza lektura w cieniu albo skubanie malin w miniaturowym warzywniku...
Gdy przychodzą chłody i nad ranem pojawia się szron, rodzina z żalem żegna się z ogrodem. Na szczęście jesienne plenery można podziwiać przez wielkie okna ciepłej werandy.
POD OPIEKĄ DĘBU
Ogród intensywnie żyje w weekendy. W tygodniu wszyscy poświęcają się pracy. Do szkoły i firmy trzeba codziennie dojeżdżać około 30 km, ale gospodarze nie żałują, że rozstali się z wielkim miastem.
Umknęli z Warszawy kilkanaście lat temu. Decydującym impulsem okazała się słynna ulga podatkowa ministra Kołodki, o której pamiętają wszyscy ci, którzy ruszyli wtedy budować własne domy.
Tak oto nasi bohaterowie zamieszkali na wsi - w Dębinie na ulicy Dębowej, a najpiękniejszym i najstarszym drzewem w ich ogrodzie jest oczywiście dąb.
ŁOSIE CZY TRAMWAJE
- Kiedyśmy się tu sprowadzili, dzieci były jeszcze małe i ogród był dla nich całym światem - mówi pani Anita. - Dziś młodzież narzeka trochę na dojazdy i brak towarzystwa w swoim wieku, ale coś za coś - latem mogą zapraszać tu kolegów na kąpiel i ogniska. Musimy też czasem pokutować w korku przy wjeździe do Warszawy, ale za to jak miło nie słyszeć za oknami hałasu samochodów, tylko ptaki...
Żeby pobyć w lesie, wystarczy wyjść za próg, można nawet zrobić u siebie małe grzybobranie.
Lubią wspominać początki, kiedy przenieśli tu mały drewniany domek z warmińskiej daczy. Przez lata służył rodzinie jako baza weekendowa, dziś jest tzw. domkiem gościnnym. Teren kupowali na raty - po kawałku. Ostatnio zostali właścicielami skrawka lasu.
To otulina Puszczy Kampinoskiej, obszar chroniony Natura 2000, więc można mieć nadzieję, że po okolicy nadal będą spacerowały lisy i łosie.
POWSTAJE OGRÓD
Dom znakomicie wpasowano w krajobraz - ogród i budynek powstawały w tym samym czasie. Zaprzyjaźniony architekt prócz budynku mieszkalnego szkicował tzw. małą architekturę ogrodową. Budowano nawierzchnie, ścieżki i sadzono rośliny. Od strony lasu wymodelowana została skarpa umocniona murkiem z polnych kamieni. W zatoczce skarpy stoi dziś wiata z letnią kuchnią. Wyznaczono też miejsce na oczko wodne. Jeziorko z kaskadą to tzw. pieśń przyszłości, czyli, jak mówią właściciele, inwestycja na deser.
BEZ NASTURCJI SIĘ NIE DA
Skarpa pyszni się bogactwem roślin. Pokrywają ją gęsto jałowce, kosówki, forsycje, tawuły i pigwowce. - Kiedy projektantka sadziła krzewy, wydawało się, że wszystkiego jest za mało - mówi pani Anita. - Dziś, po kilkunastu latach, ogród żyje już swoim życiem i "wszystko się ściga". Trzeba będzie ruszyć na skarpę z sekatorem. Szczególnie bezwzględne okazały się jałowce chińskie, które wypierają inne gatunki.
- Popełniliśmy trochę błędów - przyznaje pan Leszek. - Nie jesteśmy ogrodnikami, ale jak na inżyniera i ekonomistkę, całkiem nieźle dajemy sobie radę...
Podział prac jest tradycyjny - panowie pielęgnują trawnik (strzyżenie raz w tygodniu), pani Anita ma pod opieką tzw. kwiatki. Na rabatach rosną pięknie dalie, rozchodniki, jeżówki, dzwonki i niskie okrywowe róże. Miało być biało-różowo, ale z czasem kolorów przybyło. Nie sposób przecież zrezygnować z cudnych aksamitek czy nasturcji...
OGRÓD WYMAGA OPIEKUNA
Ogród bezobsługowy jest utopią, twierdzą właściciele. Od kiedy rodzina zamieszkała w Dębinie, nie trzeba na szczęście dosadzać nowych roślin. Przed laty pod nieobecność gospodarzy rododendrony spod okna potrafiły "wyparować" razem ze świeżo posadzonymi tujami. Rabaty potrzebują pielenia, a wiele krzewów - cięcia. Chociażby żywopłoty z tui czy świerka (te ostatnie nie sprawdziły się tu w roli żywopłotu). Warzywnik także zabiera zbyt wiele czasu.
Pan Leszek po kawałku oddaje żonie teren pod byliny i sadzi drzewa, żeby ująć sobie pracy przy koszeniu trawnika. Wolne chwile wolałby spędzać z synem w swoim warsztacie. - No cóż, z inżyniera trudno zrobić prawdziwego ogrodnika.
Mieszkając na skraju lasu, nie warto się od niego odgradzać - rozsądniej jest włączyć w strukturę ogrodu istniejące drzewa i tak dobierać gatunki, żeby wyglądały jak najbardziej naturalnie. Pozwala to optycznie poszerzyć przestrzeń, tworzy wrażenie swobody i harmonijnego piękna.
Jesień przynosi upragniony odpoczynek - właściciele zmęczeni cotygodniowym strzyżeniem trawników rozmyślają o wprowadzeniu w ogrodzie pewnych zmian.
KRZEWY NA SKRAJ LASU
W ogrodzie, który ulokowany jest na granicy lasu, warto sadzić rośliny, które charakterem pasują do okolicznego krajobrazu, a zarazem kwiatami, owockami czy barwnymi jesiennymi liśćmi dodają koloru urządzanej przestrzeni. Spośród proponowanych poniżej gatunków jedynie borówka amerykańska (wysoka) potrzebuje staranniej przygotowanego podłoża i więcej podlewania.
Skomentuj:
Ogród przytulony do puszczy