Konwalia majowa nie tylko zdobi. Jej właściwości pomagają nam od lat
Co ciągnęło nasze babki w maju o zmierzchu do lasu? Nie jest to pora na borówkę i podgrzybki, a jednak niejedna panna, po ochędożeniu podwórka i zamknięciu kurek, oglądała się lękliwie, czy srogie ojce nie wypatrzą i biegła co prędzej napawać się euforycznym zapachem konwalii (kokoryczki lub też lanuszki, jak w różnych regionach nazywano tę roślinę). Tam w najbardziej ocienionych zakątkach czekały na pannę całe perliste dywany, czekały srebrzące się w odurzającym wieczorze dzwonki, które niejednej obiecywały, że zadzwonią dla niej inne dzwony, te z kościelnej wieży. I chociaż na chałupce zieleniła się mchem biedna strzecha, ona w ten czas była królową, a konwalia i słowik strażnikami tajemnicy o tym, co właściwie działo się nocą w lesie.
A działy się rzeczy przedziwne, bo każdy w konwalii widział odbicie swoich własnych pragnień i własnych wzruszeń. Porzućmy na chwilę zakochaną pannę i sprawdźmy, czemu po lesie błąka się skurczona staruszka? Być może jest znachorką i choć nie posądzimy jej o znajomość słów saponiny i flawanoidy, wie dobrze, że stosowane z umiarem suszone ziele konwalii pobudzi do życia jej zmęczone starością serce, a nie zawadzi również na układ moczowy, bo o tem zawsze uczyła ją matka. Wystarczy zerwać kwiat i zalać spirytusem lub ususzyć na piecu, a sproszkowany dodać do miodu i zjadać, byle z umiarem. Bo jeśli ktoś w konwaliowej nalewce - lub miodzie - za bardzo zasmakuje, to już żadne zioło nie uratuje go od śmierci. Jest także możliwość, że zgarbiona postać w konwaliowym zagajniku nie szuka leku, lecz zemsty, bo cała konwalia jest niezwykle trująca, ale w taki wieczór nie chce się wierzyć, by to właśnie było przyczyną medycznej kariery lanuszki.
„Nasze łąki i lasy to apteki” miał powiedzieć wielki przyrodnik i lekarz Paracelsus. Konwalia majowa jest żywym potwierdzeniem jego słów. Gdy umiejętnie korzysta się z jej zielarskich właściwości, można leczyć przy jej udziale nie tylko choroby serca (od starożytności czynili tak Chińczycy), ale również całe spektrum innych dolegliwości: katar, łuszczycę, robaki w przewodzie pokarmowym, bóle głowy... Wszystko to bardzo obiecująco brzmi, stąd w średniowieczu przyjęło się uznawać ten kwiat za symbol wiedzy i sztuki lekarskiej. Budzić to może rozbawienie, gdyż mniej więcej w tym samym czasie uznano wszelkie zabiegi ziołolecznicze za przejaw uprawiania magii. Stąd może niezadowolona mina na portrecie Mikołaja Kopernika, któremu artysta malarz włożył w rękę ten symboliczny kwiat, a nie, jak na innych wizerunkach, układ heliocentryczny.
Trzeba jednak z całą mocą podkreślić, że nieumiejętnie przygotowany napar z konwalii, lub podany w zbyt stężonej dawce stanie się przyczyną śmierci nieostrożnego zielarza. Zapewne z tego powodu nie znajdziemy przepisów na herbatkę z konwalii w najnowszych zielnikach. Reasumując, jeśli mamy problemy zdrowotne, rozsądniej będzie pójść do lekarza specjalisty.
Pozostawmy uczonych na katedrach i powróćmy do naszego lasu. Tam właśnie panna schyla się po kokoryczkę i kłączem silnie naciera policzki, by nadać im różany odcień. Nie wie, że zabieg ten zupełnie jest niepotrzebny, bo na widok młodzieńca, policzki same oblewają się rumieńcem, ale dla naszej potrzeby ustalmy, że – minimalizując ryzyko związane z użyciem trującej konwalii – dziewczyna robi z niej najlepszy użytek z punktu widzenia przetrwania gatunku. Atmosfera w lesie, nieznośnie romansowa – sprawiła, że konwalię obarczono całą odpowiedzialnością za wiosenną miłość, młodość i szczęście. Nie zapomniano o tym we Francji, gdzie każdej wiosny pielęgnuje się zwyczaj obdarowywania bukietami konwalii w pierwszym dniu maja. Na ziemi skandynawskiej konwaliowe wianki towarzyszyły tańcom przy ognisku, a gdy kwiaty zwiędły, wrzucano je do ognia, składając w ten sposób ofiarę bogini radości. A co dalej, to już nie wiem… Chociaż, może wiem, ale w tym momencie zaczęła rumienić się z zawstydzenia sama konwalia i jej nieskazitelnie białe dzwonki przybrały różową barwę. Co też działo się niegdyś w wiosennych lasach całej Europy jest kwestią ogólnie znaną. Nie trudno domyśleć się, że młodzież, mogąc uwolnić się z chaty po długiej zimie, wypełnionej przędzeniem wełny i kiszoną kapustą, uciekała do ognisk, do muzyki i do zabawy. Oj, narujnowały tam panny konwaliowych kłączy konwalii, trąc zapamiętale policzki pod przykrywką zbierania konwaliowych bukietów.
W istocie są różowe konwalie, choć rzadko występują w Polsce, można zobaczyć je na Konwaliowej Wyspie, która należała niegdyś do klasztoru Cystersów osiadłych w Przemęcie w 1278 r. A że wierzyć się nie chce, by cysterska konwalia miała jakiekolwiek podstawy do rumieńca, podejrzewam, że jest pięknym przykładem wieloletniej ogrodniczej selekcji.
To zrozumiałe, że mnisi ukochali te kwiaty, wszakże Ewa po wygnaniu z Raju, odczuwając beznadzieję swojego położenia srodze zapłakała, a łzy, tak szczere, które opadły na ziemię mogły – według legend – zamienić się w konwalie. Bowiem nie zawsze konwalie są oznaką radości. Lanuszkowe łzy to częsty motyw w kulturze ludowej. Płakała Maryja, patrząc na umierającego Jezusa, a jej łzy opadały na runo leśne i zastygały tam jako konwaliowe dzwonki, płakały dziewczyny porzucone w lesie przez niewiernych kochanków i te, które bez nadziei, czekały na powrót młodzieńca z wojny. Płakały konwaliami królewny i rusałki, również mężczyźni płakali, gdy przyszło im umierać, choć to nie łzy, ale ich krew pozostała w lesie na wieczną pamiątkę, zamieniając się w czerwone korale konwaliowych jagód.
Czemu w lesie musi być tyle łez z kokoryczki i czemu ich tyle na świecie? „Konwalia tego nie wie”, jak w 1974 r. śpiewał Freddie Mercury. Na pocieszenie kwiatek pozostawia nam jeszcze swój zapach, którego nie da się zapomnieć. Christian Dior użył olejków eterycznych z konwalii do stworzenia swojej pierwszej serii perfum i – jak wiemy – było to dobre posunięcie. Być może i on trafił kiedyś do wiosennego zagajnika i stanął w obliczu fenomenu majowych dzwoneczków, pośród których:
We łzach srebrzysta cała,Wśród czarnych sosen wieńca, Czeka konwalia biała Swojego oblubieńca
Maria Konopnicka, Konwalia
Tak jak konwalia nie ścierpi towarzystwa innych kwiatów w wazonie, tak nasza rumiana panna może w końcu – speszona naszą obecnością – uciec od lanuszkowych dzwoneczków i słowikowych treli, a tego byśmy przecież nie chcieli. Niechże już zostanie jak jest: i ten księżyc i rumieniec i konwalia majowa jako nieśmiałe wyznanie pierwszej miłości.
Jakub Mowszowicz, Rośliny trujące, Warszawa 1976.
Stefan Anioła, Symbole szczęścia, Warszawa 2009.
Simona Kossak, O ziołach i zwierzętach, Warszawa 2017.
Skomentuj:
Konwalia majowa nie tylko zdobi. Jej właściwości pomagają nam od lat