Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Wnętrza: przedwojenne mieszkanie na Górnym Mokotowie

Arletta Liro, stylizacja Basia Dereń-Marzec

Człowiek z klasą nigdy nie ubierze się od stóp do głów w rzeczy z ostatnich pokazów mody. Nie ma nic bardziej niemodnego. To dotyczy także wnętrz - mówi Maria Thiel Roman, projektantka. Urządziła swoje mieszkanie emocjonalnie, ale z inżynierskim wyczuciem koloru, faktur i detalu. Luksus jest dyskretny.

Kto tu mieszka?

Maria Thiel-Roman, projektantka wnętrz, wieloletnia redaktorka i stylistka polskiego wydania „Elle Decoration” wraz z mężem Jackiem oraz trójką dzieci: 16-letnią Elżbietą, 13-letnim Kazimierzem i 11-letnim Stefanem.

Gdzie? Warszawa, Górny Mokotów.

Metraż: 120 m kw.

Prawdziwy dom! - pomyślałam, gdy oglądałam mieszkanie Marii na zdjęciach.

Z dużą kuchnią, która zamiast gładkiej zabudowy ma otwarty kredens; z salonem wypełnionym kanapami i z pięknie oprawionym kominkiem. Ciepłe, przyjazne wnętrze, w którym buzuje życie. Ale żeby dom wypełnił się treścią w sposób równie naturalny i spójny, pomimo wielu wątków, które splatają się tu w jedną, barwną opowieść, potrzeba lat, a może pokoleń zakorzenienia w rodzinie i w kulturze. Wydaje się, że coraz mniej jest takich domów

Zatrzymuję się przed drzwiami kamienicy i patrzę w górę.Odnowiona elewacja robi wrażenie. Układ, proporcje, rytmy, wykończenie - funkcjonalizm do dziś zachował powab. Kolorystyka fasady jest z tej samej palety, co wnętrza ze zdjęć: przymglona szarość i zgaszony beż. Na balkonie pierwszego piętra, za zasłoną zbrązowiałych, ozdobnych traw rozpoznaję spłowiały od słońca orientalny parasol.

- Dzień dobry! - z zapatrzenia wyrywa mnie lekko zdyszany, wesoły głos Marii Thiel. Projekt, który właśnie opracowuje z zespołem architektów, dłużej zatrzymał ją w biurze. - Dom zaprojektował Lucjan Korngold w połowie lat 30. - opowiada, gdy wchodzimy po schodach. - Uchodził za luksusowy, bo jako jeden z nielicznych miał podziemny garaż - dodaje. Stajemy na piętrze przed szerokimi drzwiami. Na gładkiej powierzchni drewna odcinają się kolorowe ptaki naklejki. - To moje dzieci... - przekręcając klucz, wyjaśnia pochodzenie oryginalnej dekoracji.

Z niewielkiego przedsionka przechodzimy do większego przedpokoju, który z jednej strony otwiera się na kuchnię, z drugiej na sypialnię.

Kuchnia łączy się z salonem, za nim jest wąski korytarz, do którego przylegają łazienki i sypialnie dzieci. - Te przedwojenne mieszkania - mówi Jacek, mąż Marii - są tak zrobione, że człowiek wszędzie czuje się dobrze: w kuchni, korytarzu i w łazience. Funkcjonalnie podzielona przestrzeń, wysokie sufity, duże, foremne pomieszczenia - Nikt dotąd nie wymyślił lepszego rozkładu wnętrz niż te w mieszkaniach z lat 30. - wtrąca Maria. - Zaprojektowane przez architektów korzystających z odręcznych rysunków i modeli. Uwielbiam tę dbałość o szczegóły, odczucie zaangażowania zmysłów w proces tworzenia. Tylko w ten sposób, a nie posługując się wyłącznie komputerową, odhumanizowaną wizualizacją, można budynek naprawdę poczuć - przekonuje. - To mieszkanie jest tak dobrze wymyślone, że kiedy się wprowadziliśmy, nie było czego przestawiać - dodaje. Rozległe mieszkanie zostało po wojnie podzielone, a amfiladowe przejścia między pokojami zamknięte, ale to akurat jest zaletą w przypadku pięcioosobowej rodziny. Dopiero kilka lat temu właściciele dokupili jeden z dwóch brakujących pokoi, w którym urządzili własną sypialnię, przy czym w oryginalnym kształcie całość była jeszcze większa - ostatnie pomieszczenie nadal należy do mieszkania sąsiadów.

 Fot. Michał Mutor

Zatrzymujemy się w kuchni, gdzie Maria przyznaje, że raczej nie powtórzyłaby historii z kafelkami na blatach.

- Są niepraktyczne - kwituje. - Za to bardzo lubię otwarty kredens. Chociaż był czas, że chciałam pozamykać szafki. Ale tak lubię patrzeć na te przedmioty! Pomyślałam, że wtedy w ogóle nie będę ich widziała. Trochę się tu kurzy, ale naczyń na okrągło się przecież używa. Uważam, że przyjemnie jest obcować z pięknem. Otaczać się ładnymi przedmiotami. Życie jest zbyt krótkie, żeby sobie tej przyjemności odmawiać - mówi z przekonaniem.

- Miałaś wpływ na barwę fasady domu? - pytam, gdy Maria parzy dla nas zieloną, japońską herbatę. - Owszem - uśmiecha się. - Zapragnęłam, budząc się rano, oglądać przez okno ten sam kolor, co na ścianach. I wymusiłam na kolektywie sąsiadów alternatywne rozwiązanie dla proponowanej pastelozy. Zresztą pierwotnie budynek miał podobną kolorystykę - zaznacza.

Maria jest blondynką o klasycznych rysach, muśniętej słońcem cerze i brązowych oczach. Ubrana prosto, prawie monochromatycznie. Z klasą, którą zdradzają krój, tkanina i detal. W harmonii z naturalnymi odcieniami, którymi tak chętnie się otacza. Lakierowana torebka ma tę samą barwę, co szkliwiony imbryczek - jej ulubiony, zimny beż. W identycznym odcieniu jest blat stołu.

- Nie lubię banalnych rozwiązań, opartych na kontrastach - wyznaje pani domu.

- Wolę poruszać się w świecie niuansów. Wychodzę od jednego koloru i pozostaję przy nim, używając w całym mieszkaniu wielu tonów o różnych temperaturach. To sprawia, że z jednej strony wnętrze jest zróżnicowane, czyli interesujące, a z drugiej niesamowicie spójne - dodaje. Maria, utalentowana kolorystka, która jednak sama nie maluje. Zarówno ona, jak i Jacek są inżynierami z rodzin o naukowych tradycjach i szlacheckich korzeniach. Mąż reprezentuje postawę techniczną, jak mówi, podczas gdy żona na solidnym, politechnicznym fundamencie rozwinęła artystyczną wyobraźnię. Nie spierają się w kwestiach estetycznych.

Aranżacja, od początku ich wspólnego życia, była domeną Marii. Jednak gdy fałdy mięsistej tkaniny nieoczekiwanie przysłonią półkę ze sprzętem elektronicznym (nie wolno go przegrzewać!), wówczas Jacek ośmiela się zaprotestować. - Niedawno powiedział, że prosi tylko, żeby w sypialni nie było kolejnych warstw dywanów, bo nie będzie mógł otworzyć drzwi - śmieje się projektantka. Jej wyjątkowy smak przejawia się nie tylko w aranżacjach opartych na zestawieniach motywów klasycznych obok egzotycznych, subtelnych połączeniach faktur, półtonów i półcieni. Maria tworzy też eklektyczne kolaże, które zdobią ściany mieszkania. Zakochana w tradycyjnym rzemiośle daje tutaj upust swojej kolekcjonerskiej pasji, ma okazały zbiór współczesnej ceramiki. - Przez moje ręce w kółko przechodzą rzeczy: pocztówki, kartki, fotografie, szkice, które same w sobie nie mają żadnej wartości poza tym, że są piękne i właśnie dlatego szkoda mi je wyrzucić. Układam więc z nich kompozycje. Czasem zachwyci mnie kolor, innym razem detal albo połączenie faktur czy wzorów. Na ścianie składają się w całość i często są początkiem koncepcji wnętrza, która rodzi się w mojej głowie.

Fascynacje Marii ewoluują, co widać na przykładzie kolorów.

Baza pozostaje niezmienna, ale co jakiś czas wyobraźnię projektantki dominuje jedna barwa. Przeszła już fazę cytrynową i okres bladego błękitu. Przeminęły, lecz pozostawiły ślady. Ten rodzaj zmienności ją inspiruje. Irytują natomiast rzeczy tymczasowe, gdyż tymczasowość nie zgadza się z wyznawaną przez nią filozofią życia. - We wnętrzach chętnie stosuję rozwiązania ponadczasowe. Uważam, że mieszkanie powinno być ramą dla życia mieszkańców, podobnie jak jego aranżacja. Nie ma osoby bardziej niemodnej niż ubrana od stóp do głów w rzeczy z ostatnich pokazów. Człowiek z klasą nigdy się w ten sposób nie wystylizuje. Dotyczy to również wnętrz - stwierdza z przekonaniem.

Jest wyczulona na sztuczność. Nie toleruje blichtru. - Dla mnie luksus nie ma nic wspólnego z ostentacją - tłumaczy. - Odnajduję go często w miejscach mało eksponowanych. Zachwycający detal mebla albo kaszmirowa podszewka pod poduszką, która na wierzchu jest lniana. Coś, co widzi i czuje jedynie właściciel. Wolę płótno, surówkę, cokolwiek, byle nie materiał, który coś udaje. Nasze dzieci podobnie. Gdy patrzę na szesnastoletnią córkę, która jest w stanie wychwycić każdy kolorystyczny niuans, to jakbym widziała siebie w tym wieku. Podobnie synowie - od razu spostrzegą, że coś jest ze szlachetnego drewna, a coś innego z byle jakiego plastiku. Tego rodzaju wrażliwość i dbałość, którą człowiek w sobie nosi przejawia się w różnych sytuacjach. Ktoś, kto jest wrażliwy na kolory, zwykle będzie też uwrażliwiony na drugiego człowieka.

Skomentuj:

Wnętrza: przedwojenne mieszkanie na Górnym Mokotowie