Dom w ciszy i spokoju
Jesteśmy zwolennikami budowania domu z dala od miasta, w cichej okolicy bez uciążliwego hałasu i tłoku, nawet za cenę braku mediów. Jedyne, co warto brać pod uwagę przy kupnie działki, to odległość od szkół i miejsc pracy. Źle jest, gdy dojazdy zabierają zbyt wiele czasu.
1 z 2
2 z 2
Nie potrzebowaliśmy działki z dostępem do wodociągu oraz kanalizacji, bo planowaliśmy budowę własnej studni i przydomowej oczyszczalni ścieków. Szybko pogodziliśmy się również z brakiem sieci gazu ziemnego, choćby dlatego, że byliśmy już przyzwyczajeni do korzystania z innego źródła energii cieplnej - w poprzednim naszym domu wykorzystywaliśmy do ogrzewania olej opałowy. To właśnie na podstawie tamtych doświadczeń doszliśmy do wniosku, że na koszty eksploatacji mają wpływ przede wszystkim jakość budynku, sposób jego ocieplenia i dobre "zarządzanie" ogrzewaniem; dopiero w dalszej kolejności warto brać pod uwagę ceny poszczególnych źródeł energii - zwłaszcza że nie do końca da się zawczasu trafnie przewidzieć, jakie będą. Pewne jest tylko to, że urosną.
Zdecydowaliśmy się na kupno nieuzbrojonej działki, bo zapłaciliśmy za nią sporo mniej, niż trzeba by wydać na podobną z dostępem do mediów. Przed zakupem upewniliśmy się jedynie, czy na wybranym przez nas terenie będzie można założyć przydomową oczyszczalnię ścieków (nie wszędzie jest to możliwe) i czy da się tu tanio wybudować studnię (niekiedy jej budowa jest bardzo kosztowna, a nawet niemożliwa).
Poradziliśmy sobie z brakiem sieci gazowej, wodociągowej i kanalizacyjnej, a doprowadzenie elektryczności nie było drogie i kłopotliwe
Za decyzją o kupnie "dzikiej" posesji przemawiały również względy - nazwijmy je tak - krajobrazowo-zdrowotne. Po prostu rezygnując z dostępu do mediów, daliśmy sobie szansę zamieszkania w cichym miejscu, na ekologicznie czystym terenie z atrakcyjnymi widokami. I nie żałujemy.
Mieszkamy tuż przy parku krajobrazowym, w miejscowości o bardzo luźnej zabudowie. Szczęśliwie udało nam się też znaleźć pracę w połowie drogi między domem a Warszawą, więc nawet do pracy nie musimy się przedzierać przez podmiejskie korki i zatłoczone ulice.
Poprzedni nasz dom był piętrowy. Tym razem zdecydowaliśmy się z Anią na parterowy, mniejszy od tamtego o jakieś 50 m2. Uznaliśmy, że nie ma sensu płacić za metry, które na co dzień nie są potrzebne. Wiedzieliśmy już bowiem, że trzyosobowej rodzinie spokojnie wystarcza do życia 150 m2 powierzchni, jeśli doda się do tego duży garaż z pomieszczeniem gospodarczym. Żałujemy tylko, że nie przewidzieliśmy miejsca na pokój gościnny. Na wsi taki pokój bardzo się przydaje. W tej kwestii trochę nam zabrakło zapobiegliwości i wyobraźni.
Nietypowy kształt parceli (w formie rozszerzającego się klina) spowodował ustawienie rozłożystego parterowego domu w głębi działki, 40 m od drogi dojazdowej (dobrze, że nie musieliśmy prowadzić przyłączy!). Szczęśliwie znaleźliśmy supermiejsce - na pagórku, z ładnym widokiem.
Po przeanalizowaniu układu parceli i naszych potrzeb uznaliśmy, że zaproponowany przez architektów garaż w bryle domu nie dość, że znacznie utrudni organizację ruchu na działce, to będzie zbyt mały na nasze potrzeby. Potrzebowaliśmy garażu, w którym zmieszczą się dwa samochody, sprzęt ogrodowy i sportowy oraz pomieszczenie na zbiornik z olejem opałowym. Zdecydowaliśmy się więc na rezygnację z miejsca parkingowego w bryle domu i wybudowanie wolno stojącego (47 m2) garażu w innym miejscu działki, a odzyskaną powierzchnię pod dachem domu przeznaczyliśmy na powiększenie kuchni i pomieszczeń dziennych.
Aby pozyskać fundusze na budowę, sprzedaliśmy stary dom, a pod koniec prac - również należące do nas mieszkanie, które przez jakiś czas służyło nam jako lokal zastępczy na czas budowy.
Sporo zaoszczędziliśmy, wznosząc dom sposobem zleceniowym - samodzielnie zatrudniając kolejne ekipy fachowców i organizując budowę. Zrezygnowaliśmy też z "luksusowej" klinkierowej elewacji, którą mieliśmy w poprzednim domu (tej decyzji teraz trochę żałujemy, bo elewacja z klinkieru jest nie tylko efektowniejsza, ale też łatwiejsza w utrzymaniu).
W obecnym domu ściany z jednej warstwy pustaków ceramicznych, ocieplone styropianem (12 cm), otynkowaliśmy zaprawą akrylową. Brak klinkieru zrekompensowaliśmy sobie tynkiem w kolorze palonej cegły.
Planując ogrzewanie domu olejem opałowym, który nie jest tanim nośnikiem energii, szczególną uwagę zwróciliśmy na sposób izolacji budynku. Nie skąpiliśmy na to środków. Ławy fundamentowe ociepliliśmy 15 cm, a poziomą płytę pod podłogami na parterze - 10 cm styropianu. W stropie nad parterem umieściliśmy warstwę ocieplającą z granulatu styropianowego (15 cm), i dodatkowo rozłożyliśmy warstwę wełny mineralnej (10 cm), pod którą znalazły się rury rozprowadzające ciepło z kominka.
Za olej opałowy płacimy rocznie niecałe 7 tys. zł, więc chyba udało nam się nie popełnić błędu podczas układania izolacji. Nawet nie staramy się obniżać tej kwoty poprzez częstsze używanie kominka, bo po prostu nie mamy na to czasu. Miesięczne utrzymanie domu oscyluje wokół 1 tys. zł, co upewnia nas w przekonaniu, że podczas budowy podejmowaliśmy dobre decyzje.
Czytaj także inne historie budowlane:
Zdecydowaliśmy się na kupno nieuzbrojonej działki, bo zapłaciliśmy za nią sporo mniej, niż trzeba by wydać na podobną z dostępem do mediów. Przed zakupem upewniliśmy się jedynie, czy na wybranym przez nas terenie będzie można założyć przydomową oczyszczalnię ścieków (nie wszędzie jest to możliwe) i czy da się tu tanio wybudować studnię (niekiedy jej budowa jest bardzo kosztowna, a nawet niemożliwa).
Poradziliśmy sobie z brakiem sieci gazowej, wodociągowej i kanalizacyjnej, a doprowadzenie elektryczności nie było drogie i kłopotliwe
Za decyzją o kupnie "dzikiej" posesji przemawiały również względy - nazwijmy je tak - krajobrazowo-zdrowotne. Po prostu rezygnując z dostępu do mediów, daliśmy sobie szansę zamieszkania w cichym miejscu, na ekologicznie czystym terenie z atrakcyjnymi widokami. I nie żałujemy.
Mieszkamy tuż przy parku krajobrazowym, w miejscowości o bardzo luźnej zabudowie. Szczęśliwie udało nam się też znaleźć pracę w połowie drogi między domem a Warszawą, więc nawet do pracy nie musimy się przedzierać przez podmiejskie korki i zatłoczone ulice.
Poprzedni nasz dom był piętrowy. Tym razem zdecydowaliśmy się z Anią na parterowy, mniejszy od tamtego o jakieś 50 m2. Uznaliśmy, że nie ma sensu płacić za metry, które na co dzień nie są potrzebne. Wiedzieliśmy już bowiem, że trzyosobowej rodzinie spokojnie wystarcza do życia 150 m2 powierzchni, jeśli doda się do tego duży garaż z pomieszczeniem gospodarczym. Żałujemy tylko, że nie przewidzieliśmy miejsca na pokój gościnny. Na wsi taki pokój bardzo się przydaje. W tej kwestii trochę nam zabrakło zapobiegliwości i wyobraźni.
Nietypowy kształt parceli (w formie rozszerzającego się klina) spowodował ustawienie rozłożystego parterowego domu w głębi działki, 40 m od drogi dojazdowej (dobrze, że nie musieliśmy prowadzić przyłączy!). Szczęśliwie znaleźliśmy supermiejsce - na pagórku, z ładnym widokiem.
Po przeanalizowaniu układu parceli i naszych potrzeb uznaliśmy, że zaproponowany przez architektów garaż w bryle domu nie dość, że znacznie utrudni organizację ruchu na działce, to będzie zbyt mały na nasze potrzeby. Potrzebowaliśmy garażu, w którym zmieszczą się dwa samochody, sprzęt ogrodowy i sportowy oraz pomieszczenie na zbiornik z olejem opałowym. Zdecydowaliśmy się więc na rezygnację z miejsca parkingowego w bryle domu i wybudowanie wolno stojącego (47 m2) garażu w innym miejscu działki, a odzyskaną powierzchnię pod dachem domu przeznaczyliśmy na powiększenie kuchni i pomieszczeń dziennych.
Aby pozyskać fundusze na budowę, sprzedaliśmy stary dom, a pod koniec prac - również należące do nas mieszkanie, które przez jakiś czas służyło nam jako lokal zastępczy na czas budowy.
Sporo zaoszczędziliśmy, wznosząc dom sposobem zleceniowym - samodzielnie zatrudniając kolejne ekipy fachowców i organizując budowę. Zrezygnowaliśmy też z "luksusowej" klinkierowej elewacji, którą mieliśmy w poprzednim domu (tej decyzji teraz trochę żałujemy, bo elewacja z klinkieru jest nie tylko efektowniejsza, ale też łatwiejsza w utrzymaniu).
W obecnym domu ściany z jednej warstwy pustaków ceramicznych, ocieplone styropianem (12 cm), otynkowaliśmy zaprawą akrylową. Brak klinkieru zrekompensowaliśmy sobie tynkiem w kolorze palonej cegły.
Planując ogrzewanie domu olejem opałowym, który nie jest tanim nośnikiem energii, szczególną uwagę zwróciliśmy na sposób izolacji budynku. Nie skąpiliśmy na to środków. Ławy fundamentowe ociepliliśmy 15 cm, a poziomą płytę pod podłogami na parterze - 10 cm styropianu. W stropie nad parterem umieściliśmy warstwę ocieplającą z granulatu styropianowego (15 cm), i dodatkowo rozłożyliśmy warstwę wełny mineralnej (10 cm), pod którą znalazły się rury rozprowadzające ciepło z kominka.
Za olej opałowy płacimy rocznie niecałe 7 tys. zł, więc chyba udało nam się nie popełnić błędu podczas układania izolacji. Nawet nie staramy się obniżać tej kwoty poprzez częstsze używanie kominka, bo po prostu nie mamy na to czasu. Miesięczne utrzymanie domu oscyluje wokół 1 tys. zł, co upewnia nas w przekonaniu, że podczas budowy podejmowaliśmy dobre decyzje.
Czytaj także inne historie budowlane:
Skomentuj:
Dom w ciszy i spokoju