W pracowni: Mateusz Sikora
To człowiek jest ulubionym tematem Mateusza Sikory, choć patrząc na jego figuratywne rzeźby czasem trudno powiedzieć, czy bliżej im do świata ludzi, czy zwierząt. Bywały bardziej komiksowe albo abstrakcyjne, teraz się "wypośrodkowały". Jest w nich ruch, świeżość i dynamika. "I połączyłem je z łagodnością" - mówi autor.
Lubisz swoją pracownię?
To moja nora. Moje piekło i mój raj. Tu się zmagam ze stalą i co trudniejsze, z samym sobą. Tu lecą iskry i nikomu to nie przeszkadza. Mogę zaatakować swoją rzeźbę siekierą i niekoniecznie muszę nią trafić. Nie trzeba na nic uważać. Marzy mi się pracownia w wielkiej fabryce, gdzie byłyby też inne pracownie rzeźbiarskie ze wspólną przestrzenią wystawienniczą. Potrzebuję miejsca, w którym byłbym odizolowany ścianami i sufitem, nie trując innych ani toksynami, ani przerażającym rykiem moich maszyn, a zarazem połączony oknami, by widzieć i czuć, że są też inne piekła i raje dookoła, gdzie każdy się zmaga, gdzie każdy jest wolny, gdzie każdy jest sobą.
Jak wygląda twój zwyczajny, pracowity dzień?
Nie ma takiego. Nigdy nie wiem, kiedy tu dotrę. Często codzienność zmienia mi plany, czasem w ogóle nie puszcza albo nagle stąd wyrywa. Są nawet miesiące, kiedy po prostu nie mogę się przełamać i wejść do tego mojego piekła. A potem wchodzę do... mojego raju i wyjść z niego nie mogę. Przychodzę o szóstej rano, kiedy jeszcze pół miasta śpi, i idę na żywioł. Rzucam się na materiał i targam go, urywam lub delikatnie układam, dodaję.
Nad czym teraz pracujesz?
Nad serią ekspresyjnych głów. Składa się dopiero z dwóch i jeszcze nie odkryłem, jak całość ma wyglądać, ale to przyjdzie. Wczoraj zainspirowały mnie niesamowite rzeźby z Parku Vigelanda w Oslo, które odkryłem przez internet - one już mnie zmieniły, już wpłynęły na rozpoczęte głowy.
Którą ze swoich rzeźb lubisz najbardziej?
Nie mogę powiedzieć, ponieważ reszta się obrazi. Pamiętam, na początku wszystkie były moimi dziećmi, te mniej i te bardziej udane. Teraz jest inaczej. Kocham je jak nastoletnie dzieci i pozwalam im odejść. Każda ma jakąś wadę i każdą lubię. Robię je tak długo, aż czuję, że są skończone, a rzeźba skończona jest wtedy, jeśli nic nie chcę w niej zmienić przez co najmniej dwie doby.
Ulubiony materiał?
Ponieważ zawsze działałem impulsywnie, najlepszym materiałem jest dla mnie stal. Najszybciej i najtrwalej mogę uchwycić w stali kilkoma spawami to, co w danej chwili ze mnie „wychodzi”, zanim bezpowrotnie się ulotni. Jedynie ona pozwala mi na niekończące się przeróbki, na odcinanie, na łączenie, dokładanie. Jeszcze nie odnalazłem się w żadnym innym klasycznym materiale. Ostatnio polubiłem styrodur, czyli piankę budowlaną, z której robię błyskawiczne, trójwymiarowe szkice rzeźb. Nie jestem w stanie ich sobie wyobrazić, szkicując na kartce papieru. W piance uzyskuję wizję całej serii.
Co jest dla ciebie w sztuce najważniejsze?
Szczerość. Zaangażowanie.
Fascynacje poza rzeźbą?
Trzy lata temu nastąpiła odwilż w moim życiu i z kamiennej postawy, niczym jedna z moich rzeźb, zacząłem się ruszać, tańczyć, „płynąć” po parkiecie. Zafascynowany jestem Pięcioma Rytmami (technika medytacji w ruchu - red.) i Kontaktem Improwizacji, czyli taką terapią w ruchu, która mocno wpłynęła na mnie i na moje prace, dodając nam większej lekkości i płynności.
Jak odpoczywasz - podróże, inna sztuka, impreza?
Im dłużej siedzę „w ciemnym”, z kaskiem spawacza na głowie, tym dłużej muszę później przebywać z ludźmi „w jasnym”, a do tego idealny jest krakowski Kazimierz. Lubię podróżować po mało turystycznych krajach. To często męczące, ale pełne wdzięku wyjazdy... Telepanie się wszelakim typem transportu po pustkowiach Mauretanii i Sudanu. Odparzanie sobie tyłka na starym modelu brytyjskiego motocykla w Indiach, dzika jazda na zatłoczonym dachu birmańskiego autobusu na szalony Festiwal Duchów. Ostatnio polubiłem jazdę autem po mało znanych drogach.
Dom to...? Jaki jest twój?
Domem nazywam każdą moją oazę. Tworzę ją tam, gdzie odpoczywam i jestem bezpieczny, gdziekolwiek by to było. Takie mieszkanie jest wypełnione kolorami, roślinami i światłem.
Co ostatnio kupiłeś do domu? A czego się pozbyłeś?
Kupiłem nowe rośliny i sporo nasion. Traktuję je jak moje rzeźby. Bez żalu pozbędę się stołu. Kupię dwa metry sześcienne stuletnich, szerokich, grubych, sosnowych dech, z których ze znajomym złotą rączką zrobimy kolejne meble do mojej oazy.
Ulubione drobiazgi?
Drewniano-stalowy dzwonek do drzwi o dźwięku szkolnego, znaleziony zapomniany przy drzwiach pustego mieszkania. Ale fisia to mam na punkcie moich maszyn i narzędzi.
A zwierzęta są?
Uwielbiam zwierzaki, dlatego żadnego już nie mam. Często wyjeżdżam, byłyby same, a w pracowni tylko ja mogę przeżyć.
Co czytasz?
Kilka książek Tiziano Terzaniego, „Niesamowite Opowieści z Chin” Ryunosukiego Akutagawy i Atsushiego Nakajimy.
Czego słuchasz?
Ostatnio francuskiego radia FIP online, gdzie puszczają masę świetnej muzyki. Ale jeśli już muszę się do czegoś przyznać, to bardzo lubię Gogol Bordello, stare utwory muzyki filmowej Ashy Bhosle i eksperymenty muzyczne Hauschki - Volkera Bertelmanna.
Gdybyś miał opisać się w kilku słowach?
Zawzięty, oddany, empatyczny i chaotyczny poszukiwacz, idący swoimi ścieżkami.
Jakieś słabostki?
Całe mnóstwo, zaczynając od... Nawet nie wiem od czego, ale kończąc na domowej lekko obsesyjnej uprawie roślin.
KIM ON JEST?
Mateusz Sikora, rzeźbiarz. Absolwent wydziału rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Melbourne. Pracuje w Krakowie i Warszawie. Rzeźbi głównie postacie, wykorzystuje najczęściej brąz i stal spawaną.
Ma na koncie osiem wystaw indywidualnych, m.in. w Berlinie, Szkoholmie, Melbourne, Warszawie. I trzy nagrody (w 2003 r. - Złoty Medal, „Wczoraj i dziś”, Galeria ZAR, Warszawa; w 1993 r. - The VCA Encouragement Award, Melbourne, Australia; w 1992 r. - The Friends of the VCA Encouragement Award, Melbourne, Australia).
Syn słynnego fotografa Tomasza Sikory, wnuk malarki Joanny Koreckiej-Sikory i Stanisława Sikory, rzeźbiarza.
www.mateuszsikora.com
Skomentuj:
W pracowni: Mateusz Sikora