Wnętrza: gdyby freski umiały mówić
Kolory z charakterem. Ściany noszące ślady chirurgii ostrych cięć. Abstrakcja skwitowana zmysłowym pocałunkiem czerwonych ust. Gdyby dwustuletnie freski na sufitach miały zdolności werbalne, powiedziałyby: Ach!
Kto tu mieszka? Serena D'Antuono, dr nauk ścisłych, i Andrea Notaro, ekonomista.
Gdzie? W centrum Mediolanu.
Metraż: 130 m kw.
To był układ "dwa na dwa": dwoje odważnych klientów i para projektantów z wizją. Wszyscy czworo młodzi, głodni wrażeń i gotowi na eksperymenty. Serena i Andrea - od roku szczęśliwe małżeństwo - jeszcze przed ślubem kupili 130-metrowe mieszkanie przy Via Solferino, w mediolańskiej dzielnicy Brera. Projekt remontu i przebudowy był gotowy zanim zaplanowali swój miodowy miesiąc: bajeczną, samodzielnie zorganizowaną wyprawę przez Australię i Polinezję, zakończoną przystankiem w Hongkongu, o której zawiadomili przyjaciół na specjalnie w tym celu stworzonej stronie internetowej. Postanowili sobie, że zanim powiedzą "tak", apartament będzie gotowy.
Brera to serce Mediolanu. To tu mieści się słynna Pinakoteka z dziełami Rafaela, Caravaggia i Canaletta, a także szanowana na świecie Akademia Sztuk Pięknych. Dzielnica do niedawna była siedliskiem artystycznej cyganerii; dziś po czasach bohemy pozostały tu galerie, antykwariaty, sklepy ze starociami i urocze kawiarenki, ale drożejące nieruchomości przejęła po malarzach, rzeźbiarzach i poetach finansowa elita miasta, którą stać na wysokie czynsze.
Andrea, urodzony w Bolonii 32-latek, po studiach w Rzymie i stażu w waszyngtońskim oddziale banku inwestycyjnego Morgan Stanley, szturmem wdarł się do środowiska światowej finansjery, dzięki czemu mógł swobodnie przebierać wśród miejsc do życia. - Mediolan ma w sobie wspaniałą mieszankę międzynarodowego klimatu i włoskiej prostoty. Kocham to miasto, w którym historia i sztuka krzyżują się z modą i designem - mówi. Serena, mimo regularnych lotów do Rzymu, gdzie wykłada na wydziale nauk fizycznych i matematycznych, również czuje się świetnie w Lombardii. Jej pasją jest teatr, sama grywa w przedstawieniach, a Mediolan to także miasto teatrów, od wielkiej La Scali, po społecznie organizowane sceny amatorskie i trupy uliczne.
Osobliwością apartamentu usytuowanego na drugim piętrze kamienicy z początków XIX wieku były niezwykłe złocisto- kremowe freski. Ich rysunek, pokrywający wszystkie sufity poza korytarzem wejściowym, z miejsca zachwycił nowych właścicieli. Od razu uznali, że spłowiałe sufitowe malowidła trzeba wyeksponować. Nie chcieli jednak żyć w całkowicie historycznych wnętrzach. Ich żywiołem jest nowoczesność, dlatego zaprosili do współpracy Franceskę Faraone i Giuliano Andreę dell'Uva - duet architektów działający pod znakiem firmowym ZetaStudio, znany z upodobania do łączenia elementów starych i nowych z twórczym rozmachem.
Projektanci najpierw zrobili porządek z przestrzenią, dostosowując układ i wielkość pomieszczeń do stylu życia domowników. Zniknęło kilka ścian i wraz z nimi wąski niedoświetlony korytarz. Miejsce dawnej kuchni zajęła sypialnia, a nowy kuchenny ciąg roboczy podzielił się metrażem z nową jadalnią. Po obu stronach strefy kulinarnej powstały dwa salony: jeden o charakterze mniej oficjalnym, z regałem pełnym książek, oryginalnych lamp i z blatem do pracy, drugi - z efektowną awangardą mebli, z wyciętą w murze szczeliną kominka i gładką czarną ścianą, pełniącą w razie potrzeby rolę kinowego ekranu. Właśnie tutaj widać jak na dłoni koncepcję projektantów, którzy zaryzykowali proste formy i krzyczące kolory, wiedząc, że to właśnie one najskuteczniej podkreślą malarskie piękno sufitów. - Lubimy, kiedy przestrzeń jest nieprzewidywalna - mówi Giuliano Andrea dell'Uva. Patent się sprawdził: suspens działa i zaskakuje. Czarny salon to pokój z prawdziwą charyzmą, skomponowany z kontrastów, dynamiczny i zadziorny. Wśród meblowych ikon wysokie okno kadrujące fragment nieba wygląda jak obraz w ramie framugi.
W ten sposób do mieszkania wprowadzono nowoczesność, zachowując jego najcenniejsze walory, a nawet pewne atrybuty klasycznej XIX-wiecznej architektury, które - choć przetłumaczone na język XXI wieku - nadal funkcjonują podobnie. Wprawdzie dwuskrzydłowe rzeźbione drzwi zastąpiły geometryczne wycięcia sięgające sufitu, ale przecież amfilada ocalała i nadal cieszy oko długą perspektywą! Zachowano symetrię i osiowy układ wnętrz, odrestaurowano i uzupełniono piękne stare parkiety, zadbano o światło. - Właśnie o to mi chodziło - mówi Andrea, właściciel. - Szukałem kogoś, kto unowocześni to miejsce, ale nie odetnie jego korzeni. Spojrzy na mieszkanie jak na spójną całość i pozwoli nam ujrzeć je na nowo. Projektanci z ZetaStudio spisali się znakomicie. Chociaż bardzo lubię moją pracę, najmilszy moment dnia, to ten, kiedy wracam i spotykam się z żoną w domu.
Skomentuj:
Wnętrza: gdyby freski umiały mówić