Aranżacja niczym scenografia
Czym różni się scenografia do filmu od tej stworzonej w domowym wnętrzu? Ta druga nie znika po ostatnim klapsie i towarzyszy domownikom na co dzień.
1 z 9
2 z 9
3 z 9
4 z 9
5 z 9
6 z 9
7 z 9
8 z 9
9 z 9
Zawodowo Joanna zajmuje się scenografią i stylizacją potraw do reklam, a w wolnych chwilach oddaje się swoim pasjom - gotowaniu i podróżom po dalekiej Azji. Trzypokojowe MIESZKANIE usytuowane w sześciorodzinnym budynku zajmuje wraz z siedmioletnim synem Ignacym oraz dwoma kotami o niezwykle tajemniczych imionach: Yuma 4 oraz Yuma 5.
Wcześniej mieszkała na warszawskiej Woli, w dość cichej i spokojnej okolicy. Kiedy jednak na świecie miał się pojawić Ignacy, zdecydowała, że pora znaleźć nową siedzibę. Przede wszystkim nie wyobrażała sobie wspinania się po schodach z wózkiem i małym dzieckiem oraz spacerowania wśród spalin i wielkomiejskiego kurzu. Zamarzyło jej się mieszkanie na parterze, najlepiej z ogródkiem, w jeszcze spokojniejszym miejscu niż dotychczas. Ważny był także dobry dojazd do pracy oraz garaż (nie tylko jako przechowalnia samochodu - miał on także pełnić funkcję magazynu przedmiotów związanych z pracą scenografa). Lokum w podwarszawskim Józefosławiu Joanna znalazła całkiem przypadkowo, kiedy odwiedziła mieszkającą w sąsiedztwie koleżankę. Miejsce od razu przypadło jej do gustu - spełniało wszystkie jej oczekiwania.
Ponieważ budowa była dopiero na etapie fundamentów, przyszła właścicielka mogła sama zaplanować rozkład swoich czterech kątów. Zależało jej przede wszystkim na tym, by mieszkanie było przestronne i jasne. Postawiła więc na otwartą przestrzeń - pomiędzy KUCHNIĄ a POKOJEM DZIENNYM zdecydowała się wznieść tylko wąską półokrągłą ściankę. Aranżacją wnętrz gospodyni zajęła się sama. Część sprzętów zostało zrobionych na zamówienie, inne znalazła na aukcjach internetowych lub przywiozła z podróży. Jedynie stojącą w pokoju dziennym kanapę kupiła - jak mówi - "metodą tradycyjną", czyli w sklepie. Śmieje się, że jest na nią skazana do końca życia, bo ze względu na gabaryty mebel bardzo trudno byłoby stąd wynieść.
Mieszkanie ulega ciągłym metamorfozom. Właścicielka porównuje je do żywego organizmu. Przede wszystkim migrują meble, ale największą pasją Joanny jest zmienianie koloru ścian. Z dużym zaangażowaniem przerabia również pozornie banalne przedmioty, nadając im tym samym nowe, atrakcyjne oblicze. Jak sama mówi, ma prawdziwego bzika na punkcie kamieni. Przywozi je z każdej niemal podróży. Kiedy zagraża jej nadbagaż w samolocie (i związane z nim opłaty), przesyłka dociera do domu pocztą. Potem kamienie zdobią ogródek albo parapety lub są wykorzystywane do najróżniejszych dekoracji. Kreatywnego podejścia do życia Joanna uczy również syna. Tradycją stało się malowanie na ścianie w jego pokoju obrazków będących wspomnieniem ze wspólnie spędzonych wakacji - w Toskanii, Holandii czy Chorwacji. Wkrótce z pewnością przybędzie nowy, mama z synem wybierają się bowiem w daleką egzotyczną podróż.
Wcześniej mieszkała na warszawskiej Woli, w dość cichej i spokojnej okolicy. Kiedy jednak na świecie miał się pojawić Ignacy, zdecydowała, że pora znaleźć nową siedzibę. Przede wszystkim nie wyobrażała sobie wspinania się po schodach z wózkiem i małym dzieckiem oraz spacerowania wśród spalin i wielkomiejskiego kurzu. Zamarzyło jej się mieszkanie na parterze, najlepiej z ogródkiem, w jeszcze spokojniejszym miejscu niż dotychczas. Ważny był także dobry dojazd do pracy oraz garaż (nie tylko jako przechowalnia samochodu - miał on także pełnić funkcję magazynu przedmiotów związanych z pracą scenografa). Lokum w podwarszawskim Józefosławiu Joanna znalazła całkiem przypadkowo, kiedy odwiedziła mieszkającą w sąsiedztwie koleżankę. Miejsce od razu przypadło jej do gustu - spełniało wszystkie jej oczekiwania.
Ponieważ budowa była dopiero na etapie fundamentów, przyszła właścicielka mogła sama zaplanować rozkład swoich czterech kątów. Zależało jej przede wszystkim na tym, by mieszkanie było przestronne i jasne. Postawiła więc na otwartą przestrzeń - pomiędzy KUCHNIĄ a POKOJEM DZIENNYM zdecydowała się wznieść tylko wąską półokrągłą ściankę. Aranżacją wnętrz gospodyni zajęła się sama. Część sprzętów zostało zrobionych na zamówienie, inne znalazła na aukcjach internetowych lub przywiozła z podróży. Jedynie stojącą w pokoju dziennym kanapę kupiła - jak mówi - "metodą tradycyjną", czyli w sklepie. Śmieje się, że jest na nią skazana do końca życia, bo ze względu na gabaryty mebel bardzo trudno byłoby stąd wynieść.
Mieszkanie ulega ciągłym metamorfozom. Właścicielka porównuje je do żywego organizmu. Przede wszystkim migrują meble, ale największą pasją Joanny jest zmienianie koloru ścian. Z dużym zaangażowaniem przerabia również pozornie banalne przedmioty, nadając im tym samym nowe, atrakcyjne oblicze. Jak sama mówi, ma prawdziwego bzika na punkcie kamieni. Przywozi je z każdej niemal podróży. Kiedy zagraża jej nadbagaż w samolocie (i związane z nim opłaty), przesyłka dociera do domu pocztą. Potem kamienie zdobią ogródek albo parapety lub są wykorzystywane do najróżniejszych dekoracji. Kreatywnego podejścia do życia Joanna uczy również syna. Tradycją stało się malowanie na ścianie w jego pokoju obrazków będących wspomnieniem ze wspólnie spędzonych wakacji - w Toskanii, Holandii czy Chorwacji. Wkrótce z pewnością przybędzie nowy, mama z synem wybierają się bowiem w daleką egzotyczną podróż.
Skomentuj:
Aranżacja niczym scenografia