Wnętrza: loft w dawnej włoskiej fabryce
Artysta, który tu mieszka, najchętniej maluje kwiaty. Ale ornament zrodzony przez naturę jest jedynym, jaki toleruje. Na co dzień woli żyć wśród szorstkiej faktury tynku, betonu i drewna, surowych brył i przebłysków miękkiego światła.
Loft w dawnej fabryce: podwójna tożsamość
Ten loft jest trochę taki jak jego właściciel - pozornie szorstki, w rzeczywistości przyjazny i otwarty. Ciepły, ale nieprzesłodzony. Naturalny, a przy tym nieoczywisty, skrywający tajemne zakamarki. Wnętrza przypominają surową potrawę podaną po podgrzaniu; mimo wyraźnie przemysłowego rodowodu wydają się po włosku zmysłowe. Chropowate ściany zachęcają, by ich dotknąć, betonowe podesty zapraszają, żeby na nich usiąść, rozkosznie też byłoby się wyciągnąć w plamie słońca na deskach dębowej podłogi.
Nie ma wyraźnego podziału na strefy. Zaprojektowany przez gospodarza rekordowo długi stół z surowego drewna jest jednocześnie działem księgowości, blatem roboczym i stołem biesiadnym. Funkcję określają siedziska - stołki Benjamin z IKEA i duńskie krzesła Ypsilon Hansa J. Wegnera.
Kto tu mieszka? Marco Vido, architekt i malarz z córką Virginią i synem Nicolo.
Gdzie? W Como, Włochy.
Metraż: 270 m kw., jedna kondygnacja w budynku z 1926 roku, dawna fabryka włókiennicza.
Loft w dawnej fabryce: światło to życie
Marco Vido przez lata był wziętym architektem. Przyznaje, że do dziś myśli o przestrzeni kategoriami architektonicznymi. Wnętrze to dla niego raczej gra struktury budowlanej, światła i cienia niż meble, zasłony czy tapety. Mimo to kilka lat temu zdecydował się zamienić komputer i deskę kreślarską na pędzel, farby i blejtram. Zaczął malować, gdy uznał, że współczesna architektura krzyczy, a on nie lubi hałasu.
- Artysta powinien uzewnętrzniać emocje, ale po co te wrzaski? - zamyśla się. - Sztuczne efekty, wizualna agresja, fałszywe wizje - to nie dla mnie. Choć zdarza mi się tęsknić za projektowaniem, bo to przecież architektura dała mi najwięcej wzruszeń. W latach studenckich przeżywałem naprawdę wielkie emocje jeżdżąc moim starym pomarańczowym citroënem dyane od jednego słynnego budynku do drugiego, oglądając dzielnice Bruno Tauta, domy Le Corbusiera czy Gerrita Rietvelda.
W domu rządzi niezwykłe światło, sączące się przez drobne szybki wielkich przemysłowych okien. Słońce jest dla Marco niezwykle ważnym składnikiem codzienności. - Światło jest przewodnikiem, podstawą naszego życia - mówi. Nad stołem cylindryczne lampy Chic 50 z pracowni Davide'a Groppiego.
Loft w dawnej fabryce: dusza zbieracza
Marco jest ciekawy ludzi i świata. Bywa, że wsiada do swojego małego sportowego coupe BMW i rusza przez Europę ("niczym błędny rycerz z przeszłości" - śmieje się), tropiąc ślady dawnego życia i obyczajów. Ale zawsze z radością wraca do Como, w którym się urodził.
- Kocham spokój i naturalność tego miejsca, jego starą harmonijną zabudowę, bliskość jeziora i gór - mówi. - Kiedy tylko agent nieruchomości pokazał mi tę opuszczoną fabrykę, przerobioną przez dewelopera na mieszkania, od razu wiedziałem, że znalazłem swój dom.
Czterokondygnacyjny budynek przemysłowy z 1926 roku stoi niemal pośrodku średniowiecznej wioski Borgovico, którą już wiele lat temu wchłonęły przedmieścia Como. To typowa konstrukcja modernistyczna, właściwa czasom zawrotnej kariery żelbetu - dzięki niemu ściany są stosunkowo cienkie, filary zachowują smukłość, a żebra stropowe wydają się lekkie jak piórko. Dawniej mieściły się tu zakłady wyrobu tekstyliów; tynki i wylewki wchłonęły wiele litrów odczynników, płynnych pigmentów i oleju do konserwacji maszyn. Fresk, który pozostawiła po sobie chemia i ciężka praca, urzekł nowego właściciela.
- Chciałem przechować w tym domu wspomnienie o ludziach, którzy kiedyś tu pracowali, zachować jak najwięcej nienaruszonych elementów: ściany z nalotem dawnego życia, stare okna - mówi Marco - I okna pozostały; są równie oryginalne, jak zimowe przeciągi - dodaje ze śmiechem.
Loft w dawnej fabryce: bez drzwi i zasłon
Wybrał 270-metrowe mieszkanie zajmujące całą środkową kondygnację. Oprócz niego mieszkają tu jeszcze dwie rodziny: po jednej na pierwszym i ostatnim piętrze (na dolnym poziomie mieści się wsparty na filarach, otwarty garaż). Marco wraz z córką Virginią i synem Nicolo żyją tu bez drzwi wewnętrznych i zasłon, w poczuciu pełnej swobody. Gospodarz nie zgodził się na poszatkowanie przestrzeni ściankami działowymi; podzielił ją za pomocą kilku geometrycznych brył, skoncentrowanych w jednym krańcu dawnej fabrycznej hali. Kubiki pokryte ciemnoszarym strukturalnym tynkiem osłaniają i oddzielają strefy wymagające prywatności, ale nie blokują przepływu energii, powietrza i światła. Woluminy, jak nazywa je autor, ujawniają w perspektywie duży fragment sypialni, a nawet wycinek łazienki, które widoczne są już od progu. Kuchnia to zaledwie ciąg stalowych szafek, nakrytych takim samym blatem - długi i funkcjonalny, ale niemal niewidoczny na tle fabrycznych okien i połatanych plamami przemysłowej historii ścian. Szafki pochodzą z IKEA, bo Marco nie poddaje się modzie na ekskluzywne metki. Sofa Flexform, stolik Eamesów od Vitry czy czarny puf Moroso, to tylko komponenty wystroju, dodatki niezbędne dla wygody domowników. Ciemno- lub jasnoszare, nie są tu istotne, kluczowe. Przesłania je spektakl światłocienia, malujący migotliwy geometryczny deseń na gruboziarnistej teksturze posadzki i ścian. Słońce igra z obrazami, które zajmują każde wolne miejsce. Organiczne formy namalowane przez Marco przeplatają się ze smugami przetartego tynku i zaciekami rdzy. Artysta jest zafascynowany przyrodą, lakoniczna doskonałość kielicha kwiatu to dla niego esencja życia, istota jego ciągłości i rozwoju.
Kuchnia to prosty i bardzo funkcjonalny ciąg szafek z IKEA o frontach ze stali nierdzewnej. Nad stołem lampa kreślarska kupiona na wyprzedaży, pod oknem niewymagające sukulenty.
Loft w dawnej fabryce: rozkosz powrotów
"Rozkwitające" ściany pod rytmicznym żebrowaniem sufitu tworzą niekonwencjonalne środowisko twórcze: tu pospolitość codziennych zajęć wydaje się mniej pospolita, a praca zamienia się w eksperymentatorską pasję. - Chcę się uczyć, rozwijać, cały czas szukam - zapewnia Marco. - Dlatego wciąż przewieszam i wymieniam obrazy, odnawiam swoje otoczenie. Ale nawet to, co jest trwałe i niezmienne, nieprzerwanie mnie zaskakuje. Zadziwia mnie na przykład, jak intymnym pomieszczeniem pozostaje łazienka, choć nie wstawiłem do niej drzwi. Woluminy, które dzielą przestrzeń, funkcjonują jak ruchoma scenografia: dzięki perspektywom, wycięciom i załomom światło maluje całe wnętrze codziennie od nowa. Słońce, śnieg, deszcz czy mgła - wszystko to tworzy zmienne napięcia, buduje silne emocje.
Na razie kolejna podróż przez Europę czeka, a małe BMW drzemie w garażu. Bo gospodarz niechętnie opuszcza swój dom. Kocha to miejsce, podobnie jak całe Como - senne, pełne uroku miasteczko nad jeziorem. Jest przecież Włochem; uczucia są dla niego najważniejsze. Któregoś dnia wyruszy jednak w następną "wielką pętlę" - w swoje giro d'Europa. Zrobi to pchany ciekawością, ale także dla rozkoszy kolejnego powrotu.
Skomentuj:
Wnętrza: loft w dawnej włoskiej fabryce