Dyskretny urok starego domu
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stary zaniedbany dom odmłodniał i zyskał splendor. Jest to w równym stopniu zasługa inwestorów co projektantów.
Od lat na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych panuje moda na przywracanie do życia starych budynków mieszkalnych i przemysłowych. Nie ominęła też Polski. Coraz liczniejsi amatorzy "dawności" wykupują zrujnowane pałace, dwory, młyny i kościoły. Także stylowe wille, co widać najlepiej w podwarszawskich miejscowościach - Konstancinie, Milanówku czy Podkowie Leśnej. Tacy inwestorzy pojawiają się również w miastach. Zainteresowani nie tylko cenną ziemią, ale i urodą starych domów podejmują się remontów budynków wzniesionych w latach przedwojennych.
Powrót do kraju
Pani M. przed laty wyemigrowała do USA, gdzie po pewnym czasie osiągnęła sukces finansowy, dzięki handlowi nieruchomościami.
W czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych nie zaniedbała jednak żywych kontaktów z krajem, więc doskonale orientowała się w możliwościach tutejszego rynku mieszkaniowego. Kiedy w ostatnich latach zaczął się on gwałtownie rozwijać, zwłaszcza po wejściu Polski do Unii Europejskiej, postanowiła skorzystać z rodzimego budowlanego boomu, inwestując w nieruchomości. Ponieważ realizacja tych zamierzeń wiązała się z dłuższym pobytem w kraju, postanowiła stworzyć tu swój drugi, obok nowojorskiego, dom. Prowadząc interesy głównie w stolicy, w niej właśnie kupiła odpowiadającą jej potrzebom nieruchomość.
Wybór domu
Dzięki zachowanym z młodości kontaktom w środowisku artystycznym nasza bohaterka nie miała trudności ze znalezieniem projektanta, który po zawarciu stosownej umowy zająłby się aranżacją wnętrza lub - jeśli byłoby to konieczne - remontem i przebudową wybranego lokum.
Zadanie wyszukania odpowiedniego budynku i przygotowania do współczesnych potrzeb pani M. powierzyła zaprzyjaźnionej od lat Teresie Rużyłło, znanej scenografce i projektantce wnętrz. To ona znalazła dom na Starej Ochocie, w Kolonii Lubeckiego.
Budynek pochodzi z 1927 roku i jest utrzymany w modernistycznej stylistyce tamtego czasu. Dwupiętrowy, z garażem, stoi w rzędzie bliźniaczych domków, stanowiąc jego narożną posesję. W czasie remontu w dużej mierze zachowano dawny układ wnętrza, nieco tylko powiększając kuchnię.
Dziś budynek liczy 300 m2. Składa się z sześciu pokoi, trzech łazienek, kuchni i rozległych pomieszczeń piwnicznych, które pełnią funkcje rekreacyjne i gospodarcze. Dodatkową atrakcję stanowi bezpośrednie sąsiedztwo starego parku.
Teresa Rużyłło, odpowiedzialna za całość przebudowy i renowacji budynku, cieszyła się pełnym zaufaniem inwestorów, mogła więc w pełni realizować własne pomysły. Projektantka podkreśla, że olbrzymim ułatwieniem był praktycznie nieograniczony budżet inwestycji, co jest rzadką okolicznością w tym fachu. Oczywiście konsultowała ona wszelkie decyzje z panią M. i jej mężem - projektantem wnętrz.
Wydobyć piękno starych murów
Budynek był w złym stanie technicznym i sprawiał wrażenie bardzo zaniedbanego. Musiał być osuszony i odgrzybiony, wymagał także nowego pokrycia dachu, wymiany rynien, tynków, instalacji i parapetów podokiennych. Jednocześnie starano się z pietyzmem zachować wszystkie elementy, które świadczyły o jego przeszłości. Pozostawiono zatem oryginalną stolarkę i parkiety, natomiast tam, gdzie ubytki były znaczące, odtworzono je, korzystając z tych samych gatunków drewna i zachowując pierwotną stylistykę.
Przy kształtowaniu wnętrza projektantka poszła zatem drogą stylistycznego umiaru, zrównoważonych barw i kształtów. Uważa bowiem, że tak uformowane, wyciszone w nastroju wnętrze łatwo poddaje się zabiegom stylistycznym i może zadowolić różne estetyczne wyobrażenia i gusty. W takim wnętrzu można też łatwo wyeksponować każdy godny uwagi mebel czy dekoracyjny przedmiot.
Dlatego w jednolitej, dyskretnej, jasnej gamie kolorystycznej utrzymano zarówno ściany, jak i ramy okien, płaszczyzny drzwi, a nawet parkiety i deski podłogowe. Dla zróżnicowania barwy ściany są matowe, a całą stolarkę pokryto połyskliwą farbą.
Architektoniczna symbioza
W zaprojektowanych z niezwykłym wyczuciem pomieszczeniach swoją koncepcję wnętrz mogła z kolei z sukcesem zrealizować znana dekoratorka Aleksandra Laska.
Specjalistka od aranżacji wnętrz postanowiła wystrój domu oprzeć na kontrastach.
- Zawsze uważałam, że przedmioty należące do innej tradycji czy epoki niż wnętrze, które wypełniają, jeśli tylko są autentyczne w swojej stylistyce, nie wywołają efektu dysharmonii, a wręcz przeciwnie - nawiążą twórczy dialog z otoczeniem - opowiada Aleksandra Laska.
Taki sposób myślenia bliski był inwestorom, którzy spędziwszy wiele lat w Nowym Jorku, przekonali się, jak dobre rezultaty przynosi zderzenie tego, co stare (jest tam wiele ponadstuletnich domów jednorodzinnych), z tym, co nowe (przedmiotami autorstwa wybitnych współczesnych stylistów).
I tak kominek oddzielający jadalnię od salonu pozbawiono wszelkich ozdób po to, by nie odwracać uwagi od surowego kształtu bryły. Także siedzisko z pleksi o wyrafinowanej opartowskiej stylistyce jest jednocześnie przedmiotem użytkowym i pełną ekspresji formą rzeźbiarską. Podobnie w sypialni państwa domu okrągłe, zaskakujące małym formatem lustro zawieszone nad sekretarzykiem stanowi żartobliwy kontrapunkt dla wielkiego łoża ustawionego na tle wielkiego współczesnego obrazu i nakrytego bogatą narzutą. Całości dopełniają dwa stoliki nocne z przezroczystego pleksi, doskonale neutralne, co pozwala umieścić je w dowolnej konfiguracji stylistycznej.
Powrót do kraju
Pani M. przed laty wyemigrowała do USA, gdzie po pewnym czasie osiągnęła sukces finansowy, dzięki handlowi nieruchomościami.
W czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych nie zaniedbała jednak żywych kontaktów z krajem, więc doskonale orientowała się w możliwościach tutejszego rynku mieszkaniowego. Kiedy w ostatnich latach zaczął się on gwałtownie rozwijać, zwłaszcza po wejściu Polski do Unii Europejskiej, postanowiła skorzystać z rodzimego budowlanego boomu, inwestując w nieruchomości. Ponieważ realizacja tych zamierzeń wiązała się z dłuższym pobytem w kraju, postanowiła stworzyć tu swój drugi, obok nowojorskiego, dom. Prowadząc interesy głównie w stolicy, w niej właśnie kupiła odpowiadającą jej potrzebom nieruchomość.
Wybór domu
Dzięki zachowanym z młodości kontaktom w środowisku artystycznym nasza bohaterka nie miała trudności ze znalezieniem projektanta, który po zawarciu stosownej umowy zająłby się aranżacją wnętrza lub - jeśli byłoby to konieczne - remontem i przebudową wybranego lokum.
Zadanie wyszukania odpowiedniego budynku i przygotowania do współczesnych potrzeb pani M. powierzyła zaprzyjaźnionej od lat Teresie Rużyłło, znanej scenografce i projektantce wnętrz. To ona znalazła dom na Starej Ochocie, w Kolonii Lubeckiego.
Budynek pochodzi z 1927 roku i jest utrzymany w modernistycznej stylistyce tamtego czasu. Dwupiętrowy, z garażem, stoi w rzędzie bliźniaczych domków, stanowiąc jego narożną posesję. W czasie remontu w dużej mierze zachowano dawny układ wnętrza, nieco tylko powiększając kuchnię.
Dziś budynek liczy 300 m2. Składa się z sześciu pokoi, trzech łazienek, kuchni i rozległych pomieszczeń piwnicznych, które pełnią funkcje rekreacyjne i gospodarcze. Dodatkową atrakcję stanowi bezpośrednie sąsiedztwo starego parku.
Teresa Rużyłło, odpowiedzialna za całość przebudowy i renowacji budynku, cieszyła się pełnym zaufaniem inwestorów, mogła więc w pełni realizować własne pomysły. Projektantka podkreśla, że olbrzymim ułatwieniem był praktycznie nieograniczony budżet inwestycji, co jest rzadką okolicznością w tym fachu. Oczywiście konsultowała ona wszelkie decyzje z panią M. i jej mężem - projektantem wnętrz.
Wydobyć piękno starych murów
Budynek był w złym stanie technicznym i sprawiał wrażenie bardzo zaniedbanego. Musiał być osuszony i odgrzybiony, wymagał także nowego pokrycia dachu, wymiany rynien, tynków, instalacji i parapetów podokiennych. Jednocześnie starano się z pietyzmem zachować wszystkie elementy, które świadczyły o jego przeszłości. Pozostawiono zatem oryginalną stolarkę i parkiety, natomiast tam, gdzie ubytki były znaczące, odtworzono je, korzystając z tych samych gatunków drewna i zachowując pierwotną stylistykę.
Przy kształtowaniu wnętrza projektantka poszła zatem drogą stylistycznego umiaru, zrównoważonych barw i kształtów. Uważa bowiem, że tak uformowane, wyciszone w nastroju wnętrze łatwo poddaje się zabiegom stylistycznym i może zadowolić różne estetyczne wyobrażenia i gusty. W takim wnętrzu można też łatwo wyeksponować każdy godny uwagi mebel czy dekoracyjny przedmiot.
Dlatego w jednolitej, dyskretnej, jasnej gamie kolorystycznej utrzymano zarówno ściany, jak i ramy okien, płaszczyzny drzwi, a nawet parkiety i deski podłogowe. Dla zróżnicowania barwy ściany są matowe, a całą stolarkę pokryto połyskliwą farbą.
Architektoniczna symbioza
W zaprojektowanych z niezwykłym wyczuciem pomieszczeniach swoją koncepcję wnętrz mogła z kolei z sukcesem zrealizować znana dekoratorka Aleksandra Laska.
Specjalistka od aranżacji wnętrz postanowiła wystrój domu oprzeć na kontrastach.
- Zawsze uważałam, że przedmioty należące do innej tradycji czy epoki niż wnętrze, które wypełniają, jeśli tylko są autentyczne w swojej stylistyce, nie wywołają efektu dysharmonii, a wręcz przeciwnie - nawiążą twórczy dialog z otoczeniem - opowiada Aleksandra Laska.
Taki sposób myślenia bliski był inwestorom, którzy spędziwszy wiele lat w Nowym Jorku, przekonali się, jak dobre rezultaty przynosi zderzenie tego, co stare (jest tam wiele ponadstuletnich domów jednorodzinnych), z tym, co nowe (przedmiotami autorstwa wybitnych współczesnych stylistów).
I tak kominek oddzielający jadalnię od salonu pozbawiono wszelkich ozdób po to, by nie odwracać uwagi od surowego kształtu bryły. Także siedzisko z pleksi o wyrafinowanej opartowskiej stylistyce jest jednocześnie przedmiotem użytkowym i pełną ekspresji formą rzeźbiarską. Podobnie w sypialni państwa domu okrągłe, zaskakujące małym formatem lustro zawieszone nad sekretarzykiem stanowi żartobliwy kontrapunkt dla wielkiego łoża ustawionego na tle wielkiego współczesnego obrazu i nakrytego bogatą narzutą. Całości dopełniają dwa stoliki nocne z przezroczystego pleksi, doskonale neutralne, co pozwala umieścić je w dowolnej konfiguracji stylistycznej.
Syntezą tego rodzaju rozwiązań wydaje się pokój gościnny umieszczony na przerobionym do celów mieszkalnych dawnym strychu. Jego duża powierzchnia, powiększona przez odsłonięcie konstrukcji dachu, z jasną barwą ścian, rozbielonymi deskami podłogi i oknami balkonowymi wychodzącymi na ogród, tworzy wypełnioną światłem przestrzeń sprzyjającą wypoczynkowi. W tę atmosferę dobrze wpisują się zgromadzone tu meble będące połączeniem starego (szafa z dwudziestolecia międzywojennego, fotel z lat 60.) z nowym (kanapa pokryta jasną tkaniną i foteliki z pleksi pojawiające się w większości pomieszczeń domu). Widok zamyka oryginalny żyrandol.
Budynek wieńczą dwa tarasy, na które wchodzi się z balkonu pokoju gościnnego. Rozciąga się z nich rozległy widok na osiedlowy park i sąsiednie stare ogrody. Są one atrakcyjnym dopełnieniem tego domu, który w sposób niezwykle wysmakowany łączy odzyskany urok dawności z pięknem współczesnego designu.
Budynek wieńczą dwa tarasy, na które wchodzi się z balkonu pokoju gościnnego. Rozciąga się z nich rozległy widok na osiedlowy park i sąsiednie stare ogrody. Są one atrakcyjnym dopełnieniem tego domu, który w sposób niezwykle wysmakowany łączy odzyskany urok dawności z pięknem współczesnego designu.
Skomentuj:
Dyskretny urok starego domu