Dom w sosnowym lesie - do czterech razy sztuka
Nasz obecny dom jest czwartym z kolei. Budowanie to nic trudnego. Ważne jednak, aby uczyć się na własnych błędach i umieć dostosowywać dom do aktualnych i przyszłych potrzeb.
Pierwszy dom zbudowaliśmy w 1975 roku, w okresie, kiedy trudno było o mieszkania. Mieliśmy dwie córki, więc powstał dom duży, pokoleniowy. Miał 360 m2 i trzy kondygnacje, aby w przyszłości córki z rodzinami mogły nadal u nas mieszkać. Oczywiście czas pokazał, że było to z gruntu złe myślenie - starsza córka wyprowadziła się od nas zaraz po ślubie, młodsza też już z nami nie mieszka.
Droga do domu
Aby nie zostać na starość w za dużym i "energożernym" domu, w 1998 roku sprzedaliśmy go. Za otrzymane pieniądze kupiliśmy trzy działki i na jednej z nich rozpoczęliśmy budowę. Wznieśliśmy nieduży drewniany dom, w którym zamieszkaliśmy wspólnie z młodszą córką.
Nie trwało to jednak zbyt długo, bo wkrótce postanowiliśmy drewniany dom ofiarować naszej starszej latorośli, a dla siebie wybudowaliśmy na drugiej działce kolejny - murowany.
Tym razem, nauczeni złymi doświadczeniami z trzykondygnacyjnego domu, postawiliśmy parterowy bungalow. Prócz nas miały w nim zamieszkać młodsza córka i potrzebująca opieki teściowa. Dlatego łącznie z garażem i zapleczem do majsterkowania dom miał 270 m2 powierzchni. Niestety, kiedy mieliśmy przystępować do prac wykończeniowych, teściowa zmarła, a córka wyjechała za granicę.
Dla nas dwojga 270 m2 to było stanowczo za dużo. Nie zwlekając, szybko sprzedaliśmy dom i przystąpiliśmy do zagospodarowania ostatniej działki.
Nie planowaliśmy wcześniej budowania na niej domu, bo leżała na wydmie w sosnowym lesie i nie miała doprowadzonych mediów. Była jednak bardzo malownicza i dziś nie żałujemy, że właśnie na niej w końcu się osiedliliśmy. Co prawda musieliśmy pokonać wiele trudności, ale traktowaliśmy je po prostu jako kolejne życiowe wyzwanie. Na szczęście należymy z Basią, moją żoną, do odważnych i przedsiębiorczych, i żadne przeszkody nie są nam straszne.
Pomysły na oszczędności
Niektórzy znajomi byli zdumieni faktem, że z poprzedniego domu zabraliśmy tylko budę dla psa oraz dwie rolki siatki ogrodzeniowej i już w kwietniu zamieszkaliśmy w lesie na wydmie w... przyczepie kempingowej. Ogrodziliśmy kilka metrów kwadratowych wokół przyczepy i rozpoczęliśmy budowę domu. Doprowadziliśmy do działki prąd, wodociąg oraz zbudowaliśmy przydomową oczyszczalnię ścieków (nie mamy szans na kanalizację). Początkowo wodę do mycia, zgromadzoną w baniaku umieszczonym na wysokim stelażu, ogrzewaliśmy tylko na słońcu, a gotowaliśmy na turystycznym prymusie. Mieszkaliśmy w spartańskich warunkach, ale wspominamy ten czas wspaniale. Śmiejemy się nawet z Basią, że połączyliśmy dwa w jednym - budowę domu z wakacjami pod sosnami.
Kiedy w maju rozpoczęliśmy wykonywanie fundamentów, cała działka była już ogrodzona, a do wnętrz przeprowadziliśmy się pół roku później. Co prawda mieszkaliśmy tylko w wykończonej sypialni, a w garderobie mieliśmy zaaranżowaną kuchnię, ale bez problemu przetrwaliśmy zimę.
Wiedząc już, że potrzebujemy domu wyłącznie dla dwojga emerytów, wielkość budynku ograniczyliśmy do minimum i nie oglądając się na dzieci, postanowiliśmy zadbać tylko o siebie. Obliczyliśmy, że wystarczy nam 110 m2 powierzchni mieszkalnej. Układ wnętrz narysowaliśmy samodzielnie, zanim oddaliśmy go w ręce architekta. Zaplanowaliśmy nieduże, ale za to połączone pomieszczenia dzienne.
Pieniądze nie takie straszne
Nauczeni doświadczeniem wiedzieliśmy, że aby dom był funkcjonalny, potrzebne jest spore zaplecze gospodarcze. Zaplanowaliśmy więc garaż na dwa samochody z niewielką piwniczką i kanałem do przeglądów samochodów (jestem miłośnikiem starych aut i lubię je remontować). Mamy też spiżarnię oraz warsztat z narzędziami i miejsce do majsterkowania.
Większość prac wykończeniowych wykonywałem i do dziś wykonuję samodzielnie. Dzięki temu, choć trwa to dłużej, udało się nam zbudować dom za naprawdę nieduże pieniądze i z pełną gwarancją, że prace przeprowadzono starannie.
Po doświadczeniach wyniesionych z pierwszego domu dobrze wiemy, co znaczą kiepskie materiały i niedostateczne ocieplenie budynku. Dlatego dołożyliśmy starań, by nasz dom był nowocześnie zbudowany i doskonale ocieplony.
Z powodu braku dostępu do sieci gazu ziemnego długo rozważaliśmy metodę ogrzewania budynku. Nie chcieliśmy popełnić błędu, który potem odbijałby się boleśnie na emeryckim budżecie. W końcu zdecydowaliśmy się na dwufunkcyjny kocioł zasilany gazem płynnym. Z myślą o usprawnieniu wentylacji i zapewnieniu dobrego obiegu ciepła w rozległym budynku z wysokimi pomieszczeniami dziennymi mamy w domu system wentylacji mechanicznej.
Droga do domu
Aby nie zostać na starość w za dużym i "energożernym" domu, w 1998 roku sprzedaliśmy go. Za otrzymane pieniądze kupiliśmy trzy działki i na jednej z nich rozpoczęliśmy budowę. Wznieśliśmy nieduży drewniany dom, w którym zamieszkaliśmy wspólnie z młodszą córką.
Nie trwało to jednak zbyt długo, bo wkrótce postanowiliśmy drewniany dom ofiarować naszej starszej latorośli, a dla siebie wybudowaliśmy na drugiej działce kolejny - murowany.
Tym razem, nauczeni złymi doświadczeniami z trzykondygnacyjnego domu, postawiliśmy parterowy bungalow. Prócz nas miały w nim zamieszkać młodsza córka i potrzebująca opieki teściowa. Dlatego łącznie z garażem i zapleczem do majsterkowania dom miał 270 m2 powierzchni. Niestety, kiedy mieliśmy przystępować do prac wykończeniowych, teściowa zmarła, a córka wyjechała za granicę.
Dla nas dwojga 270 m2 to było stanowczo za dużo. Nie zwlekając, szybko sprzedaliśmy dom i przystąpiliśmy do zagospodarowania ostatniej działki.
Nie planowaliśmy wcześniej budowania na niej domu, bo leżała na wydmie w sosnowym lesie i nie miała doprowadzonych mediów. Była jednak bardzo malownicza i dziś nie żałujemy, że właśnie na niej w końcu się osiedliliśmy. Co prawda musieliśmy pokonać wiele trudności, ale traktowaliśmy je po prostu jako kolejne życiowe wyzwanie. Na szczęście należymy z Basią, moją żoną, do odważnych i przedsiębiorczych, i żadne przeszkody nie są nam straszne.
Pomysły na oszczędności
Niektórzy znajomi byli zdumieni faktem, że z poprzedniego domu zabraliśmy tylko budę dla psa oraz dwie rolki siatki ogrodzeniowej i już w kwietniu zamieszkaliśmy w lesie na wydmie w... przyczepie kempingowej. Ogrodziliśmy kilka metrów kwadratowych wokół przyczepy i rozpoczęliśmy budowę domu. Doprowadziliśmy do działki prąd, wodociąg oraz zbudowaliśmy przydomową oczyszczalnię ścieków (nie mamy szans na kanalizację). Początkowo wodę do mycia, zgromadzoną w baniaku umieszczonym na wysokim stelażu, ogrzewaliśmy tylko na słońcu, a gotowaliśmy na turystycznym prymusie. Mieszkaliśmy w spartańskich warunkach, ale wspominamy ten czas wspaniale. Śmiejemy się nawet z Basią, że połączyliśmy dwa w jednym - budowę domu z wakacjami pod sosnami.
Kiedy w maju rozpoczęliśmy wykonywanie fundamentów, cała działka była już ogrodzona, a do wnętrz przeprowadziliśmy się pół roku później. Co prawda mieszkaliśmy tylko w wykończonej sypialni, a w garderobie mieliśmy zaaranżowaną kuchnię, ale bez problemu przetrwaliśmy zimę.
Wiedząc już, że potrzebujemy domu wyłącznie dla dwojga emerytów, wielkość budynku ograniczyliśmy do minimum i nie oglądając się na dzieci, postanowiliśmy zadbać tylko o siebie. Obliczyliśmy, że wystarczy nam 110 m2 powierzchni mieszkalnej. Układ wnętrz narysowaliśmy samodzielnie, zanim oddaliśmy go w ręce architekta. Zaplanowaliśmy nieduże, ale za to połączone pomieszczenia dzienne.
Pieniądze nie takie straszne
Nauczeni doświadczeniem wiedzieliśmy, że aby dom był funkcjonalny, potrzebne jest spore zaplecze gospodarcze. Zaplanowaliśmy więc garaż na dwa samochody z niewielką piwniczką i kanałem do przeglądów samochodów (jestem miłośnikiem starych aut i lubię je remontować). Mamy też spiżarnię oraz warsztat z narzędziami i miejsce do majsterkowania.
Większość prac wykończeniowych wykonywałem i do dziś wykonuję samodzielnie. Dzięki temu, choć trwa to dłużej, udało się nam zbudować dom za naprawdę nieduże pieniądze i z pełną gwarancją, że prace przeprowadzono starannie.
Po doświadczeniach wyniesionych z pierwszego domu dobrze wiemy, co znaczą kiepskie materiały i niedostateczne ocieplenie budynku. Dlatego dołożyliśmy starań, by nasz dom był nowocześnie zbudowany i doskonale ocieplony.
Z powodu braku dostępu do sieci gazu ziemnego długo rozważaliśmy metodę ogrzewania budynku. Nie chcieliśmy popełnić błędu, który potem odbijałby się boleśnie na emeryckim budżecie. W końcu zdecydowaliśmy się na dwufunkcyjny kocioł zasilany gazem płynnym. Z myślą o usprawnieniu wentylacji i zapewnieniu dobrego obiegu ciepła w rozległym budynku z wysokimi pomieszczeniami dziennymi mamy w domu system wentylacji mechanicznej.
Skomentuj:
Dom w sosnowym lesie - do czterech razy sztuka