Dom za sprawą deweloperów
Długo byliśmy przekonani, że nie stać nas na dom. Do zmiany poglądów skłoniły nas dopiero podwyżki cen mieszkań. Tak więc dzięki drogim miejskim deweloperom mamy to, o czym marzyliśmy.
1 z 2
2 z 2
O domu marzyliśmy od początku małżeństwa, ale długo byliśmy z Małgosią przekonani, że własny dach nad głową nie będzie dla nas dostępny ze względów finansowych. Wszystko się zmieniło, gdy kilka lat temu ceny mieszkań wywindowały się na tak wysoki poziom, że znacznie przekroczyły koszty budowy domu.
Droga do domu
Właśnie w tamtym okresie zamierzaliśmy kupić trochę większe mieszkanie. Kiedy kalkulacja kosztów po raz pierwszy wypadła na korzyść budowy domu, bez wahania zdecydowaliśmy się na budowę.
Nie byliśmy w tej decyzji osamotnieni. Czworo naszych dobrych znajomych z osiedla również podjęło decyzję o budowaniu domów, a ponieważ w okolicy, która nam się bardzo spodobała, było jeszcze kilka działek do sprzedania, więc... wszyscy znowu zostaliśmy sąsiadami. To było wspaniałe rozwiązanie, bo przecież do komfortu życia niezbędne jest zgrane sąsiedztwo. Podczas budowy wykorzystaliśmy również umiejętności zawodowe niektórych z nas związane z budownictwem. Jeden z sąsiadów został inspektorem nadzoru, ja zaś - konsultantem od spraw instalacji grzewczych.
Nasza działka ma powierzchnię 1000 m2 i leży 150 m od głównej drogi, a na dodatek od południa "przytula się" do ogromnej posesji ze starodrzewem. Dzięki temu, choć nasz teren był zupełnie pusty, wzdłuż najdłuższego boku (35 m) mamy malowniczą zieleń, a nie kolejny dom.
Ogromną zaletą działki, dodatkowo zachęcającą nas do jej zakupu, był dostęp do mediów (miała wszystkie oprócz kanalizacji).
Pomysły na oszczędności
Złe doświadczenia z nagrzewającymi się sypialniami na poddaszu wyniesione z dwupoziomowego mieszkania sprawiły, że koniecznie chcieliśmy mieć parterowy dom. Mieliśmy jednak ogromny kłopot ze znalezieniem projektu gotowego odpowiedniego do kształtu i wielkości działki. W chwili desperacji kupiliśmy nawet projekt domu piętrowego. Dosłownie kilka dni później znaleźliśmy jednak projekt budynku z użytkowym poddaszem. Bez żalu porzuciliśmy więc pierwszą koncepcję, mimo wydanych na nią pieniędzy.
Wybrany przez nas dom oprócz pomieszczeń dziennych ma na parterze cztery pokoje prywatne (dwie sypialnie, pokój gościnny i gabinet) oraz garaż na dwa samochody w bryle budynku z wewnętrznym przejściem do strefy mieszkalnej. Parter jest na tyle duży, że mogliśmy zupełnie zrezygnować z zamieszkania na górze. Jednak na wypadek konieczności adaptacji poddasza wyprowadziliśmy tam wszystkie instalacje.
Konsultując się z różnymi fachowcami, starannie rozważałem, z czego budować dom. W końcu zdecydowaliśmy się na trójwarstwowe ściany z betonu komórkowego z grubym ociepleniem wewnątrz ścian (10 cm styropianu). Na razie, aby nie podnosić kosztów budowy, ociepliliśmy tylko strop nad parterem. Rozłożyliśmy tam 25 cm wełny mineralnej. Do ocieplenia ław fundamentowych w pionie i płyty fundamentowej w poziomie użyliśmy polistyrenu ekstrudowanego (po 10 cm).
Sukcesy i porażki
Dzięki temu, że mieliśmy na działce gaz ziemny, uniknęliśmy dylematów związanych z decyzją, czym ogrzewać budynek. Zamontowaliśmy zasilany gazem kocioł kondensacyjny, który współpracuje z wodnym ogrzewaniem podłogowym (w kuchni, łazienkach i na ciągach komunikacyjnych) oraz z grzejnikami na ścianach. Ze względu na duże przeszklenia przy tarasie, wzdłuż nich zastosowaliśmy również grzejnik kanałowy w podłodze. Taka "kurtyna cieplna" sprawdza się szczególnie podczas mrozów. Choć instalacje grzewcza i wodno-kanalizacyjna kosztowały 35 tys. zł, nie warto na nich oszczędzać.
Mamy też kominek z żeliwnym wkładem, który jednak wykorzystujemy tylko dla przyjemności, ponieważ nie zamontowaliśmy rur rozprowadzających ciepło.
Zdecydowanie za dużo płacimy za elektryczność. Podczas projektowania oświetlenia pani architekt wnętrz bardziej zwracała uwagę na estetykę niż na późniejsze rachunki za prąd. Mamy więc bardzo dużo punktów świetlnych i na dodatek są to w większości halogeny, których nie można zamienić na energooszczędne żarówki. Staramy się oszczędzać, jedynie okazjonalnie włączając wszystkie światła w domu. I uczulamy innych na ten ważny aspekt wykańczania wnętrz. Co nie znaczy jednak, że odradzamy współpracę z architektem wnętrz. Wręcz odwrotnie - uważamy, że warto skorzystać z jego rad, bo zyskują na tym estetyka i funkcjonalność budynku.
Mimo że zależało nam na szybkiej budowie, dokładnie przestrzegaliśmy wszelkich reżimów technologicznych. Jednak żałujemy, że ze względu na pośpiech podczas budowy (po sprzedaży mieszkania nie chcieliśmy przedłużać kosztownego wynajmu) zabrakło nam trochę czasu na dodatkowe rozwiązania. Gdybyśmy jeszcze kiedykolwiek budowali dom, wyposażylibyśmy go w wentylację mechaniczną z odzyskiem ciepła. To dałoby dodatkowe oszczędności, jeśli chodzi o koszty ogrzewania budynku. Kiedy dom już jest gotowy, trudno to nadrobić. Rozprowadzenie ciepła z kominka czy wentylacja mechaniczna powinny być przewidziane na etapie projektu, bo ewentualny montaż w istniejącym budynku skutkuje obniżeniem estetyki wnętrz.
Gdyby nie zacienianie domu przez starodrzew i niekorzystny dla zamontowania kolektorów słonecznych układ dachu, na pewno byśmy się zdecydowali na ich montaż.
Do nowego domu przeprowadziliśmy się po roku od rozpoczęcia prac - trwały wtedy jeszcze roboty wykończeniowe na zewnątrz.
Droga do domu
Właśnie w tamtym okresie zamierzaliśmy kupić trochę większe mieszkanie. Kiedy kalkulacja kosztów po raz pierwszy wypadła na korzyść budowy domu, bez wahania zdecydowaliśmy się na budowę.
Nie byliśmy w tej decyzji osamotnieni. Czworo naszych dobrych znajomych z osiedla również podjęło decyzję o budowaniu domów, a ponieważ w okolicy, która nam się bardzo spodobała, było jeszcze kilka działek do sprzedania, więc... wszyscy znowu zostaliśmy sąsiadami. To było wspaniałe rozwiązanie, bo przecież do komfortu życia niezbędne jest zgrane sąsiedztwo. Podczas budowy wykorzystaliśmy również umiejętności zawodowe niektórych z nas związane z budownictwem. Jeden z sąsiadów został inspektorem nadzoru, ja zaś - konsultantem od spraw instalacji grzewczych.
Nasza działka ma powierzchnię 1000 m2 i leży 150 m od głównej drogi, a na dodatek od południa "przytula się" do ogromnej posesji ze starodrzewem. Dzięki temu, choć nasz teren był zupełnie pusty, wzdłuż najdłuższego boku (35 m) mamy malowniczą zieleń, a nie kolejny dom.
Ogromną zaletą działki, dodatkowo zachęcającą nas do jej zakupu, był dostęp do mediów (miała wszystkie oprócz kanalizacji).
Pomysły na oszczędności
Złe doświadczenia z nagrzewającymi się sypialniami na poddaszu wyniesione z dwupoziomowego mieszkania sprawiły, że koniecznie chcieliśmy mieć parterowy dom. Mieliśmy jednak ogromny kłopot ze znalezieniem projektu gotowego odpowiedniego do kształtu i wielkości działki. W chwili desperacji kupiliśmy nawet projekt domu piętrowego. Dosłownie kilka dni później znaleźliśmy jednak projekt budynku z użytkowym poddaszem. Bez żalu porzuciliśmy więc pierwszą koncepcję, mimo wydanych na nią pieniędzy.
Wybrany przez nas dom oprócz pomieszczeń dziennych ma na parterze cztery pokoje prywatne (dwie sypialnie, pokój gościnny i gabinet) oraz garaż na dwa samochody w bryle budynku z wewnętrznym przejściem do strefy mieszkalnej. Parter jest na tyle duży, że mogliśmy zupełnie zrezygnować z zamieszkania na górze. Jednak na wypadek konieczności adaptacji poddasza wyprowadziliśmy tam wszystkie instalacje.
Konsultując się z różnymi fachowcami, starannie rozważałem, z czego budować dom. W końcu zdecydowaliśmy się na trójwarstwowe ściany z betonu komórkowego z grubym ociepleniem wewnątrz ścian (10 cm styropianu). Na razie, aby nie podnosić kosztów budowy, ociepliliśmy tylko strop nad parterem. Rozłożyliśmy tam 25 cm wełny mineralnej. Do ocieplenia ław fundamentowych w pionie i płyty fundamentowej w poziomie użyliśmy polistyrenu ekstrudowanego (po 10 cm).
Sukcesy i porażki
Dzięki temu, że mieliśmy na działce gaz ziemny, uniknęliśmy dylematów związanych z decyzją, czym ogrzewać budynek. Zamontowaliśmy zasilany gazem kocioł kondensacyjny, który współpracuje z wodnym ogrzewaniem podłogowym (w kuchni, łazienkach i na ciągach komunikacyjnych) oraz z grzejnikami na ścianach. Ze względu na duże przeszklenia przy tarasie, wzdłuż nich zastosowaliśmy również grzejnik kanałowy w podłodze. Taka "kurtyna cieplna" sprawdza się szczególnie podczas mrozów. Choć instalacje grzewcza i wodno-kanalizacyjna kosztowały 35 tys. zł, nie warto na nich oszczędzać.
Mamy też kominek z żeliwnym wkładem, który jednak wykorzystujemy tylko dla przyjemności, ponieważ nie zamontowaliśmy rur rozprowadzających ciepło.
Zdecydowanie za dużo płacimy za elektryczność. Podczas projektowania oświetlenia pani architekt wnętrz bardziej zwracała uwagę na estetykę niż na późniejsze rachunki za prąd. Mamy więc bardzo dużo punktów świetlnych i na dodatek są to w większości halogeny, których nie można zamienić na energooszczędne żarówki. Staramy się oszczędzać, jedynie okazjonalnie włączając wszystkie światła w domu. I uczulamy innych na ten ważny aspekt wykańczania wnętrz. Co nie znaczy jednak, że odradzamy współpracę z architektem wnętrz. Wręcz odwrotnie - uważamy, że warto skorzystać z jego rad, bo zyskują na tym estetyka i funkcjonalność budynku.
Mimo że zależało nam na szybkiej budowie, dokładnie przestrzegaliśmy wszelkich reżimów technologicznych. Jednak żałujemy, że ze względu na pośpiech podczas budowy (po sprzedaży mieszkania nie chcieliśmy przedłużać kosztownego wynajmu) zabrakło nam trochę czasu na dodatkowe rozwiązania. Gdybyśmy jeszcze kiedykolwiek budowali dom, wyposażylibyśmy go w wentylację mechaniczną z odzyskiem ciepła. To dałoby dodatkowe oszczędności, jeśli chodzi o koszty ogrzewania budynku. Kiedy dom już jest gotowy, trudno to nadrobić. Rozprowadzenie ciepła z kominka czy wentylacja mechaniczna powinny być przewidziane na etapie projektu, bo ewentualny montaż w istniejącym budynku skutkuje obniżeniem estetyki wnętrz.
Gdyby nie zacienianie domu przez starodrzew i niekorzystny dla zamontowania kolektorów słonecznych układ dachu, na pewno byśmy się zdecydowali na ich montaż.
Do nowego domu przeprowadziliśmy się po roku od rozpoczęcia prac - trwały wtedy jeszcze roboty wykończeniowe na zewnątrz.
Skomentuj:
Dom za sprawą deweloperów