Konstantin Grcic
Jestem Niemcem, więc racjonalizm i logikę mam we krwi - mawia. Rzeczywiście, skrupulatność i troskę o najmniejszy detal widać w każdej zaprojektowanej przez niego rzeczy. Bez względu na to, czy jest to mebel, czy opiekacz do tostów.
Wszystko, co zaprojektował, jest tak proste i funkcjonalne, jak to tylko możliwe
Lampy, krzesła, sprzęty AGD wyglądają jak surowe, przemysłowe urządzenia lub narzędzia. Na przykład słynna lampa Mayday wyprodukowana przez firmę Flos. Z pozoru nie wyróżnia się niczym szczególnym. Szklany, prosty klosz z doczepionym hakiem wygląda jak roboczy reflektor służący do oświetlania fabrycznej hali. Praktyczny i nieskomplikowany. Lampę można powiesić lub postawić w dowolnym miejscu. Brutalna na pierwszy rzut oka forma o przemysłowym wyglądzie stała się jednak szybko przebojem nie tylko produkującej ją marki, ale także jedną z ikon designu.
Słynne „Chair One”, krzesło zaprojektowane dla włoskiej firmy Magis, to podobna historia. Ażurowe siedzisko skonstruowane z połączonych ze sobą metalowych prętów tworzących precyzyjną pajęczą sieć wygląda jak wirtualne. Jednak osadzone jest na solidnych metalowych nogach. Bo wszystko to efekty zamierzone, ekscentryczne stylizacje czy też pewnego rodzaju gra, jaką projektant rozgrywa, przebierając przedmioty za uproszczone, często prymitywne urządzenia.
Konstantin Grcic, niemiecki projektant, mimo młodego wieku już dawno okrzyknięty został gwiazdą współczesnego designu
Urodził się w 1965 roku w Monachium, centrum myśli technicznej i wielkim ośrodku przemysłowym. W wieku 20 lat podjął decyzję swojego życia o wyjeździe do Anglii na kurs stolarki artystycznej. - Zawsze podobał mi się sposób, w jaki cieśla łączy ze sobą kawałki drewna - powiedział po latach w jednym z udzielonych wywiadów. Trzy lata z heblem w ręku wystarczyły, by młody adept stolarstwa pomyślał o czymś więcej. Kierunek, jaki obrał, to studia z projektowania przemysłowego w Royal College of Art w Londynie. Tu rozpoczęła się na dobre jego przygoda z designem i wielka kariera. Spotkanie z Jasperem Morrisonem, sławą brytyjskiego designu, zaowocowało pracą w jego studiu projektowym. Rok u mistrza wystarczył, żeby młody, początkujący projektant poczuł się na siłach i otworzył w 1991 roku własną pracownię w rodzinnym mieście. Dziś to poważna instytucja, w której nie milkną telefony z zamówieniami od czołowych designerskich marek.
Co sprawia, że Grcic wciąż jest na szczycie popularności, a jego projekty cieszą się uznaniem na całym świecie?
Uczciwość. Podczas gdy większość młodych designerów stawia na oryginalność i estetykę, a świat zachwyca się możliwością siedzenia na pięknym krześle z zapierającą dech w piersiach konstrukcją, Grcic łączy estetykę z funkcjonalnością. Eksperymentuje z nowymi materiałami, docenia nowe technologie, wirtuozersko bawi się formą. Ale jego krzesła są wygodne, stoły ergonomiczne, a lampy dają piękne światło. Grcic bierze odpowiedzialność za przedmiot. Nawet jeżeli jest to... lustro dla czworonogów, jego najnowszy projekt.
Grcic bez tajemnic:
Pasjonują go nowe technologie i nowe materiały. Jest nieustannym eksperymentatorem, lubiącym odkrywać i udoskonalać.
Najdziwniejszy projekt „Paramount”, czyli toaletka dla... psów. Okrągłe lustro oświetlone żarówkami z podestem wyścielonym stylowym dywanem wygląda jak toaletka gwiazdy filmowej. W rzeczywistości służy do badania psychiki i zachowania zwierząt.
Jego ostatnie odkrycie Czarny kwadrat Malewicza. Na wystawie „Black 2” pokazywanej dwa lata temu w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie Grcic pokazał zaskakujący zbiór markowych gadżetów: kasetę BASF, torebkę Chanel, głośnik Marshalla i iPad Apple'a. Co je łączy? Wpisany w nie czarny kwadrat.
Skomentuj:
Konstantin Grcic