Strefa smaku: Alchemia od Kuchni
Młodsza siostra słynnej Alchemii na krakowskim Kazimierzu jest równie na luzie. Trochę w jej cieniu, ale tylko na tyle, by obie się uzupełniały, a nie konkurowały. Obie udane, każda inaczej
Alchemia od 14 lat pełni rolę kawiarni, pubu, a nawet nocnego klubu, gdzie bywają artyści, jazzmani, performerzy, asy awangardy. Alchemia od Kuchni jest mała, skromna, domowa. Bezpretensjonalna, ale z charakterem. - Chcieliśmy, by ludzie mogli tu miło spędzić czas w otoczeniu dobrego designu i przy dobrym jedzeniu. To ono dostosowuje się do miejsca, a nie odwrotnie - mówi Michał, właściciel Alchemii od Kuchni. Razem z Patrycją prowadzą ją ręka w rękę. - Podział obowiązków jest prosty: ja jestem szalony i wymyślam coś na okrągło, a Patrycja próbuje nad tym zapanować - półżartem opowiada Michał. Patrycja się śmieje, po czym szybko dodaje: Michał jest naprawdę niezwykle kreatywny. 99 procent pomysłów jest jego. On nie ma czasu spać. Ja za to dbam, by rachunek ekonomiczny się zgadzał - mówi. Ale nie tylko. To do niej pierwszej dzwoni rano Michał z pomysłami, które urodziły się w nocy. Liczy na jej chłodny osąd ekonomistki, ale też na sportową odwagę i determinację. Bo choć Patrycja skończyła ekonomię, nigdy się nią nie zajmowała. Przez dwadzieścia lat uprawiała zawodowo sport, a w koszykówce osiągnęła mistrzowski poziom. Reprezentowała Polskę na olimpiadzie w Sydney.
CV Michała rzeczywiście zdradza „człowieka od pomysłów”, jak sam o sobie mówi. Zaczynał w branży internetowej, gdy ta jeszcze raczkowała, rozwijał się w korporacjach, gdy dopiero podbijały polski rynek. Pracę w portalu Onet zostawił dla nowo powstałej Alchemii, gdzie akurat potrzebowali kogoś z otwartą głową i energią. I to go wciągnęło na dobre. Gdy jego znajomi i właściciele Alchemii - Jacek Żakowski i Olek Wityński - wpadli na pomysł, by „poszerzyć” klub o część restauracyjną, natychmiast go podchwycił i się zaangażował. - Jedzenie miało wkomponować się w Alchemię, nie zmieniać jej, stąd inspiracje pubami - mówi Michał.
Oboje są rdzennymi krakusami bez, jak zapewniają, gastronomicznych korzeni. Jednak nie do końca. Babcia Patrycji gotowała w jednej ze słynnych krakowskich restauracji. - Nigdy nie przywiązywałam wielkiej wagi do gotowania, wolę jeść. Ale czasem chodziło mi po głowie marzenie o własnej knajpce - przyznaje. - Ja z kolei musiałem nauczyć się gotować, bo moja żona raczej woli kuchnię omijać - żartuje Michał. - On świetnie gotuje! - natychmiast wpada mu w słowo Patrycja. - Przyjaźnimy się od lat, zawsze lubiliśmy do niego wpadać, bo było pewne, że coś upichci. Proste rzeczy, ale pyszne. Grzanki z oliwą i ziołami, makaron, chrupiącą pizzę.
Kulinarnego bakcyla połknęli oboje dzięki wspólnym podróżom po świecie. Hiszpania, Włochy, Grecja... - Świetnie pamiętam, jak kiedyś na Krecie gospodyni w naszym kameralnym hotelu podała nam na obiad rybę, którą rano złowił jej mąż. Polała ją oliwą, posypała solą i pieprzem. To było wszystko. Nie zapomnę tego smaku - opowiada Michał. - Zapamiętałem tamtą lekcję: dobry, lokalny produkt broni się sam, wystarczy go nie zepsuć. To jest najważniejsza zasada, jakiej się trzymamy.
Największą inspiracją dla Alchemii od Kuchni był jednak Londyn z jego kameralnymi pubami, gdzie wpada się na pośpieszny lunch. - Mój ulubiony burger, wysoki, w bułce, którą sami pieczemy, jest właśnie „pamiątką” z Londynu - mówi Michał. Patrycja prywatnie woli kuchnię włoską, ale jej numerem jeden w alchemicznym menu jest risotto z choriso i dynią. - Choriso sprowadzamy z Hiszpanii, ale chcielibyśmy jak najwięcej tego, co oferujemy, produkować sami. Oprócz bułek do naszego burgera, robimy na miejscu kiełbaski, które podajemy w sosie musztardowo-miodowym. A niedługo zbudujemy wędzarnię, w której uwędzimy wędliny własnej roboty i ryby. Będziemy je podawać na ciepło - rozkręca się. Patrycja się śmieje: - To właśnie jest jeden z tych pomysłów, którymi on mnie rano budzi. Ten jest z wczoraj.
Burgery, kiełbaski podawane są na deskach wyłożonych szarym papierem opatrzonym logo miejsca. To nie tylko oryginalne, ale też maksymalnie praktyczne. Wyleje się sos? Pokruszy bułka? Żaden problem, można szybko i bez zakłopotania posprzątać na takim „talerzu”.
Wnętrze Alchemii od Kuchni jest równie proste, domowe i smaczne jak menu. Pod designem podpisuje się Michał. - Rzeczywiście, gdy poprosiłem architektów o projekt, suma na rachunku przekonała mnie, że muszę zabrać się za to sam - opowiada. Wymyślił ścianę obłożoną białymi kafelkami, które nawiązują do prostoty wystroju np. iberyjskich knajpek i odbijają światło. - Dzięki temu można dowolnie kreować nastrój. Wieczorem wystarczy zapalić świece, by migotały w płytkach, dając bardziej kameralny, „alchemiczny” klimat. Dominująca w niewielkim wnętrzu niebieska kanapa jest kolorystycznie powiązana z ważnym detalem: futryną drzwi. - Chcieliśmy, by różniła się od innych typowych restauracyjnych futryn. Wejście jest wizytówką, zaproszeniem, ramą, która „wyciąga” na zewnątrz obrazek: wnętrze pełne ludzi. - mówią. To im się udało. Futrynę na pierwszy rzut oka doceniają prawdziwi smakosze, za to po wejściu wszyscy od razu zawieszają oko na... głowie jelenia górującej na jednej ze ścian. Co tu robi? - Musiałem tę ścianę, od dołu zabudowaną drewnem, czymś „zamknąć” - tłumaczy Michał. - Szczerze mówiąc, szukałem na Allegro zebry. Zamiast niej znalazłem jelenia i od razu kupiłem.
Ktoś podarował mu białą kucharską czapkę. - Ale zdjąłem ją szybko, bo nie pasowała do wyrazu twarzy zwierzęcia - serio wtrąca właściciel. Uspokajamy wegetarian: głowa jest atrapą. - Wydaje mi się, że amatorom hamburgerów ta głowa nie powinna przeszkadzać - z właściwą sobie bezpośredniością kończy temat Michał.
Są zadowoleni, że udało im się stworzyć nie budzący dystansu, pełen ciepła wystrój. - Lubimy tu być, zwłaszcza że udało nam się też zbudować fajny zespół młodych ludzi. Postawiliśmy na indywidualności. Po naszych kelnerach nie należy spodziewać się manier typowych dla obsługi słynnych restauracji, za to chętnie opowiedzą o naszych daniach: Satay z kurczaka, Tajine vege, Hallumi Burgerze, ale również o aktualnych atrakcjach kulturalnych w mieście.
Młody szef kuchni Marcin Chmiel niedawno został nominowany do nagrody magazynu „Kuchnia” Kucharz Odkrycie Roku 2013. - Ciągle coś razem wymyślamy, a gdy już wymyślimy i trafi do karty, po dwóch tygodniach uznajemy, że jest słabe i wymyślamy od nowa - żartuje Michał. W efekcie menu łączy smaki kuchni świata, korzysta z najlepszych odmian street food. Miło zaskakuje nowymi pomysłami na klasykę: pizzę, kurczaka czy też nowym wydaniem lokalnych, domowych produktów. Tu, obok bliskowschodnich samosów, spróbować można też kaszanki w sztandarowym burgerze. Patrycja i Michał cieszą się, że niedawno trafili do ścisłego finału plebiscytu domosfery.pl „Ale lokal!”.
Jednak o sukcesie wolą jeszcze nie mówić. Wpadki? Tylko jedno im się nie udało i oboje tego żałują: białe płytki w toalecie. To jedyna rzecz, na którą Michał dał się komuś namówić i niestety, nie posłuchał Patrycji. A uprzedzała, że będą niepraktyczne.
Skomentuj:
Strefa smaku: Alchemia od Kuchni