W pracowni: Paweł Jasiewicz
Swoich studentów zaraża pasją do projektowania w drewnie. Potrafi dłubać w nim godzinami, dzielić się pomysłami i nie przestaje się przy tym uśmiechać. Paweł Jasiewicz.
KIM ON JEST?
Studiował na Politechnice Koszalińskiej (2006), w Buckinghamshire New University w High Wycombe w Wielkiej Brytanii (2007) i w Finlandii na Seinajoki Politechnic. Jest współzałożycielem pracowni Kompott Studio, współpracował z Rygalik Studio, Touch Ideas, a teraz prowadzi własną pracownię projektową. Pracuje na Wydziale Wzornictwa warszawskiej ASP, gdzie kieruje eksperymentalną pracownią drewna. W 2011 roku otrzymał nagrodę Red Dot za projekt opakowania piwa Łomża.
Czym jest według ciebie dobre życie?
Nie wiem. Jak je przeżyję, to może będę potrafił ci odpowiedzieć (uśmiech). Teraz myślę, że ważne jest, bym mógł za parę lat spojrzeć za siebie i nie mieć żalu, że coś zrobiłem, a czegoś nie. Ktoś bliski powiedział mi, że mam brać to, co dostaję i niczego nie oczekiwać, jednocześnie dając tyle z siebie dobrego, ile w obecnej chwili mogę. Kieruję się tą zasadą w pracy i życiu.
Czy budowanie swojej marki bardzo różni się od budowania mebla? Czy możemy projektować siebie, jak projektant projektuje stół?
Troszkę analogii w tym jest. Trzeba się zastanowić, czym ma być mebel, do jakiego miejsca jest przeznaczony i jak go sprzedać. Należy przeanalizować, jaką będzie pełnić funkcję we wnętrzu, jakie ma rozwiązywać problemy użytkowe. Analogicznie można to odnieść do marki: czym ma być, co dawać klientom. Dopiero później przechodzimy do szczegółów jej budowania, strategii i wizerunku. Tak samo jest z meblem. Najpierw jest problem, analizujemy go, powstają koncepcje, pojawia się konstrukcja. Wydaje mi się, że jak rozwijasz koncepcję i ją modelujesz, to masz czas na to, żeby ją zmienić, poprawić. A jak budujesz swój wizerunek, swoją markę, to wszystko się dzieje teraz. Nie ma miejsca na błędy. I tutaj kończy się ta analogia.
A jeśli chodzi o budowanie domu, rodziny? Jak dziecko wpłynęło na twoją pracę?
Mam chyba, jak każdy rodzic, rodzaj terminatora w oczach. Widzę najmniejsze zagrożenia, których normalnie bym nie zauważył. Rejestruję, że róg stołu jest na wysokości dziecięcej główki, szklanka stoi za blisko krawędzi stołu albo coś ostrego leży na podłodze. Moja córka sprawiła, że staram się, by rzeczy, które tworzę były bezpieczne. Projektuję teraz regał. Jedno z pytań, jakie sobie w związku z tym zadaję, brzmi: co się stanie, jeżeli na mój regał wejdzie dziecko? Co, jeżeli wywróci jakąś jego część? Ze względu na córkę zacząłem bardziej zwracać uwagę na kwestie bezpieczeństwa.
Co daje ci projektowanie?
Teraz nie wyobrażam sobie innego sposobu na życie. Nie wiem jednak, co będzie za kilka, kilkanaście lat. Patrząc na własne doświadczenia, widzę, że jestem cały czas w ruchu. Szukam miejsca, ludzi i sposobu pracy. Widzę, jak bardzo zmieniło się moje postrzeganie zawodu. W trakcie studiów i zaraz po projektowałem bardzo spontanicznie, wiedząc, że szukam rozwiązania danego problemu funkcjonalno-estetycznego. Nie rozumiałem jeszcze, że jest to naprawdę złożony proces i że jest wiele metod projektowych.
Jak pracujesz?
Myślę poprzez szeroko rozumiany rysunek. Nie potrafię niczego analizować i wymyślać nie rysując. Zanim dojdę do jakiegoś rozwiązania, zapełniam stosy kartek szkicami, notatkami i diagramami. Często też buduję szkice przestrzenne.
Czy masz ulubionego artystę, który cię inspiruje?
Kilku! Włodzimierz Tatlin, Aleksander Rodczenko (radzieccy konstruktywiści), Leszek Możdżer, Oliver Stone, Agnieszka Holland, Antoni Ossendowski, Juliusz Verne, Wacław Radziwinowicz, Ernst Gombrich i wielu innych. Każda z wymienionych osób ma wpływ na mój rozwój. Tatlin i Rodczenko byli niezmordowanymi eksperymentatorami, którzy w systematyczny sposób konstruowali świat od nowa. Ossendowski był podróżnikiem i wielkim pisarzem. Czytam jego książki dla dorosłych i dzieci, nie mogąc uwierzyć, że ktoś tak dużo napisał, miał tak wiele przygód. Każdy interesujący mnie autor, artysta, podróżnik czy muzyk jest dla mnie inspiracją, by być w gotowości do pracy i działania. Mam wrażenie, że zaznajamianie się z ich twórczością sprawia, że jestem cały czas otwarty na nowe.
Jakie książki leżą na twoim stoliku nocnym?
Nie mam stolika nocnego. Mam za to biurko, które dostałem w prezencie od rodziców, a oni odziedziczyli je po ciotce. Mebel jest duży, przysadzisty, na nogach w kształcie lwich łap, ma na oko 80 lat. Patrząc na niego odnosi się wrażenie, że wzywa obserwatora do pracy przy nim. Biurko jest mocno sfatygowane, dwie nogi częściowo ułamane, wyrwane zamki, brak jednej półki. Miało ciekawe życie, tak jak jego pierwotna właścicielka. Leżą na nim różne przedmioty. Oprócz szkicowników, wielu ołówków i laptopa, książki „Power of Making” (pod red. Daniela Charnego), „Sztuka i krew” (Roberta Jarockiego), „Handmade” (pod red. Marka Krajewskiego), „Język rzeczy” (Deyana Sudjica), „Dersu Uzala” (Władimira K. Arsenjewa) „Ukryty wymiar” (Edwarda T. Halla), „The Craftsmen” (Richarda Sennetta).
Co najchętniej powiesiłbyś na ścianie w salonie?
Byłby to rysunek Paula Klee. Interesuje mnie, w jaki sposób Klee posługiwał się znakiem, który był wynikiem uproszczeń geometrycznych. Zawisłby obok prac Eli Kalinowskiej, Agnieszki Rożnowskiej, Ani Klimczak i Tomasza Dziadonia, tworzących swoje alfabety, które można czytać jak książkę. Za każdym razem inaczej.
Pracujesz na Powiślu. To dzielnica z klimatem. Stare kamienice, dużo zieleni. To jest twoje miejsce tutaj. Gdzie wpadasz na lunch, na kawę?
W tej chwili spędzam tu większość mojego dnia. Czasem jadam gazpacho w Da Gusto, ale najlepsza kawa jest u mnie w domu.
Co starasz się przekazać swoim studentom?
Chciałbym ich nauczyć samodzielnego podejmowania decyzji. Uświadomić, że to, co robią, musi być wynikiem obserwacji, analizy danych, zrozumienia, jak zachowuje się człowiek, przedmiot i materiał.
Twoja miłość do drewna objawia się nie tylko w twoich projektach, ale też w projektach studentów. Mówią, że prawdziwa pasja jest zaraźliwa.
Faktycznie, jestem postrzegany jako drewnofil. Drewno jest materiałem wdzięcznym w obróbce i dosyć łatwo dostępnym. Posiada wiele zaskakujących i fascynujących właściwości. Mam serdecznego kolegę, który jest zwariowanym inżynierem i naukowcem. To człowiek bardzo otwarty na wszelkie eksperymenty, z naprawdę dużą wiedzą. Pewnego razu podczas obróbki drewna egzotycznego podniósł dużą drzazgę i włożył ją do ust, jak wykałaczkę. Po pewnym czasie poczuł, że drętwieje mu twarz. Okazało się, że zadziałały neurotoksyny zawarte w tym drewnie. Najprawdopodobniej właśnie z tego materiału kiedyś Indianie wytwarzali trujące groty strzał...
Fascynujące jest odkrywanie takich historii.
Prawda? Często pracuję nad projektami na małą skalę, przez co większość prototypów muszę zrobić sam. Taki sposób pracy wymaga ode mnie ciągłej nauki. Często mam poczucie, że wiem wiele na temat jakiejś dziedziny, ale tak naprawdę to ułamek tego, co wie o niej ktoś, kto zajmuje się tylko nią. Dlatego ciągle sam się uczę i chętnie pomagam studentom, którzy są dociekliwi. Jestem pewien, że w przyszłości podejdę w taki sam sposób do pracy także z innymi niż drewno materiałami.
A marzenia?
Mam, ale o nich nie mówię.
Skomentuj:
W pracowni: Paweł Jasiewicz