Budowa

Ogród

Wnętrza

Design

Architektura

DIY

HGTV

Trendy budowlane

Apartament w Nowym Jorku

Agnieszka Rezler
Przez wielkie okna życie ulicy wnika do wnętrza. Drzwi wejściowe są jak przejście z pokoju do pokoju - przeszklone, nieprzesadnie solidne. Lela i Brandon są nowojorczykami z przekonania i z pasji; bez obaw wpuszczają wielkie miasto za próg. - Fot. Gianni Franchellucci/Photofoyer

Podłogi wspinają się na stoły, pies jeździ windą, a labirynt schodów, jak z magicznych rysunków M. C. Eschera, wydaje się prowadzić donikąd. W czteropoziomowym apartamencie na dolnym Manhattanie można się poczuć jak w filmie science fiction.

Kto tu mieszka? Lela Rose, projektantka mody, z mężem Brandonem Jonesem, finansistą, dwójką dzieci Rosey i Greyem oraz psami Stitchem i Bobbinem.

Gdzie? Nowy Jork, SoHo. Metraż: 600 m2, w starej kamienicy.

Nasze zadanie polegało na przekształceniu poprzemysłowej przestrzeni w wygodne mieszkanie dla czteroosobowej rodziny, która lubi się bawić - ta skromna deklaracja pary architektów, Amale Andraos i Dana Wooda z nowojorskiego studia WORKac, brzmi jak przewrotny żart. Na widok wieloplanowych wnętrz, przechodzących swobodnie od eleganckiej mieszczańskiej klasyki do klimatów futurystycznych, chciałoby się powiedzieć: no to zaszaleli!

Po właścicielach apartamentu na pierwszy rzut oka także trudno by się spodziewać szczególnie wybujałej fantazji. Urodzona w Teksasie Lela Rose jest dziś wziętą projektantką mody, ale jej propozycje nie przypominają garderoby członków kosmicznej załogi USS Enterprise; popularność zdobyła kolekcjami wdzięcznych, stonowanych i bardzo kobiecych sukienek „przy ciele”, po które chętnie sięga m.in. Catherine, księżna Cambridge. Mąż Leli, Brandon jest finansistą, mają dwoje dzieci i dwa psy. Okazuje się, że łączy ich też zapotrzebowanie na codzienną dawkę surrealizmu.

Miejsce do zrealizowania swoich fantazji znaleźli w SoH. Za rogiem zaczyna się Broadway, za nim Mała Italia, trochę dalej - Chinatown. Kamienica przy Mercer Street - „ulicy bławatników” - ma, podobnie jak cała dzielnica, kupiecki rodowód. Ale sklepy bławatne dawno zastąpiły tu butiki znanych marek: Balenciaga, Versace, Rag & Bone, Splendid, Boss. Dzięki klubom i kafejkom gwar uliczny cichnie dopiero nad ranem. Jednak Lela i Brandon już jakiś czas temu odkryli w sobie namiętny apetyt na Wielkie Jabłko. - Z moich dwudziestu lat w Nowym Jorku aż dziewiętnaście przemieszkałam w sercu Manhattanu, przy Leonard Street, zaledwie kilka przecznic stąd - wspomina projektantka. - Kiedy pojawiły się dzieci i trzeba było rozejrzeć się za czymś większym, postawiliśmy sobie warunek: chcemy mieszkać na parterze, blisko tętna miasta.

I rzeczywiście, jest parter, ale tak naprawdę od niego wszystko dopiero się zaczyna. Mieszkanie ma cztery poziomy, a gdyby ściśle trzymać się kryteriów geometrycznych, nawet więcej. Dwa z nich mieszczą się pod ziemią, reszta to antresole, podesty i półpiętra - prawdziwy przestrzenny labirynt, niczym tetris w 3D. Otwarcia i przeszklenia tylko komplikują sprawę: oszukują wzrok, który ucieka gdzieś w górę lub na ukos, mamią percepcję zagubioną wśród niespodzianek kubatury.

Do salonu wchodzi się wprost z ulicy. Jego ogromne okna są jak witryny wystawowe, przez które wnika miejska codzienność: rano za szybami przesuwają się szare szeregi śpieszących do metra nowojorczyków pod krawatem, popołudniami i wieczorami - barwny korowód amatorów zakupów i turystów. Jeśli zasłony nie są zaciągnięte, każdy może zajrzeć do wnętrza i na krótką chwilę włączyć się w życie rodziny. Wystrój pokoju dziennego nie szokuje. Panuje tu pełna wdzięku, powściągliwa elegancja, lekko doprawiona ekscentrycznymi akcentami w postaci czerwonego fotela-szmaciaka Valentina C czy kolistej, obitej wełnianym samodziałem sofy. Wyeksponowany słup konstrukcyjny i posadzka z białej żywicy to już nie ekstrawagancja, ale atrybuty, które dawno weszły do kanonu postindustrialnej klasyki. Frontowy pokój jest jak oficjalna, ale enigmatyczna wizytówka - wzorcowy soft-loft, czyli coś, co w Nowym Jorku wypada mieć w swoim aranżacyjnym arsenale.

Lela i Brandon nie zamierzali jednak na tym poprzestawać. Przypudrowany subtelnie postindustrial - uładzony, pozbawiony pazura - wydawał im się zbyt oczywisty i ograniczający. Dlatego już w salonie kryje się technologiczna niespodzianka: podwieszany sufit z wypełnionej szybami kratownicy przesłaniający, niczym w starej fabryce, źródła światła i instalacje. Centralny pas szklanych paneli jest ruchomy: można go opuścić kilkadziesiąt centymetrów nad podłogę. Po co? O tym za chwilę. Struktura apartamentu „czytana” z perspektywy pokoju dziennego rozwija się w głąb kamienicy.

A tu im dalej, tym ciekawiej. Do kuchni połączonej z dużą jadalnią prowadzi przejście przez tunel wyłożony od podłogi po sufit bambusową okleiną. Niezwykły pokój, któremu architekci nadali przydomek Shaker Box od nazwy ozdobnych fornirowanych pudełek, ręcznie wytwarzanych przez XVIII-wieczną sektę protestanckich kwakrów Shakersów, mieści ukryte w ścianach szafy i kolejny funkcjonalny rebus: środkowy pas podłogi to w rzeczywistości podest, unoszony na życzenie przez wyzwalane elektronicznie siłowniki. Jeśli jednocześnie opuści się fragment szklanego sufitu w salonie, a z drugiej strony dostawi ciąg niezwykłych stołów o blatach wyłożonych parkietem, powstaje długie na ponad dwadzieścia metrów, patchworkowe podium.

Rozwiązanie zagadki następuje, kiedy na podest wkraczają modelki w zaprojektowanych przez Lelę zwiewnych sukienkach i dopasowanych żakietach. Dzieje się tak zwykle dwa razy do roku: wiosną i jesienią, przy okazji prezentacji najnowszych kolekcji. Cała strefa dzienna zmienia się wówczas w rozległe foyer, w którym dziesiątki gości trącają się kieliszkami szampana.

Po raucie wybieg zmienia się w monumentalny stół na kilkadziesiąt osób. Ci, dla których zabraknie miejsca, mogą usiąść przy stalowym kuchennym barze, zamontowanym na stałe wokół białego filaru konstrukcyjnego. Po pokazie publiczność rozchodzi się do domów, a elektronika doprowadza wszystko do porządku: Shaker Box odzyskuje formę idealnego bambusowego pudełka, sufit w salonie wraca na swoje miejsce, a stoły rozchodzą się po jadalni, odzyskując swą nieco zagadkową postać „parkietowych wysepek”. To się nazywa połączyć życie rodzinne z pracą zawodową! Lela i Brandon uwielbiają gości.

Nawet w przerwach między pokazami dom bywa pełen ludzi. Przyjaciele gromadzą się najczęściej w jadalni, którą przewidująco wyposażono w zestaw niezniszczalnych krzeseł Oxford Arne Jacobsena, zaprojektowanych z myślą o masowej gastronomii. Ultranowoczesna, doskonale wyposażona kuchnia z ogromną stalową wyspą również daje radę. Te towarzyskie wieczory nie przypominają jednak pospolitych kuchennych nasiadówek; monolityczne posadzki, elementy ze stali nierdzewnej i zaokrąglone rogi pomieszczeń tworzą klimat jak ze stacji międzyplanetarnej.

Z jadalni widać też to, co najciekawsze: fragment szerokiego szybu klatki schodowej z zaplątaną strukturą schodów, podestów i trapów, która łączy strefę dzienną z prywatną częścią mieszkania. Kiedy w polu widzenia bezgłośnie przesunie się czerwony kubik niewielkiej windy towarowej, nastrój fantastyki przybiera na sile. Dźwig, nazywany od psiego imienia „Stitchevator” (terier Stitch, gdy jest zmęczony, chętnie z niego korzysta), to duża pomoc organizacyjna: transportuje zabawki, ubrania i przekąski pomiędzy pokojami dziecięcymi na wysokiej antresoli a garderobą na poziomie -1 lub położoną jeszcze głębiej gościnną sypialnią. W razie potrzeby z poziomu -2, gdzie mieści się też mały pokój klubowy, pełniący rolę piwniczki na wino, skrzynki zacnych roczników wjeżdżają windą do kuchni.

- Nad samym projektem siedzieliśmy z Amale i Danem (architekci z WORKac) ponad rok - opowiada Lela Rose. - Było dla nas jasne, że proces uzyskiwania pozwolenia na budowę i sama realizacja potrwają wieki, ale nie zamierzaliśmy rezygnować.

I rzeczywiście, adaptacja z rozbudową zajęły cztery lata. Jednak wszystko jest tu doskonale przemyślane. Dzięki systemowi przeszkleń światło dzienne dociera nawet do podziemnych kondygnacji. Tam, gdzie nie mogło przeniknąć przez ściany, architekci zaprojektowali szczeliny w suficie. - Choć mamy tu tak wiele poziomów, w dodatku w bardzo nietypowym układzie, żyje nam się niezwykle wygodnie - zapewniają gospodarze. Futurystyczna maszyna do mieszkania działa doskonale.

Apartament w Nowym Jorku - prezentacja wnętrz

Przez wielkie okna życie ulicy wnika do wnętrza. Drzwi wejściowe są jak przejście z pokoju do pokoju - przeszklone, nieprzesadnie solidne. Lela i Brandon są nowojorczykami z przekonania i z pasji; bez obaw wpuszczają wielkie miasto za próg.

Salon urządzony w nowojorskim stylu łączącym pierwiastki mieszczańskie i soft-loft. Siedzisko wokół filaru zaprojektowali architekci Amale Andraos i Dan Wood.

Apartament w Nowym Jorku - Fot. Gianni Franchellucci/Photofoyer

Czerwony fotel to model Valentina C autorstwa Maurizio Galante.

Apartament w Nowym Jorku - Fot. Gianni Franchellucci/Photofoyer
Pośrodku podłogi fornirowanego bambusem pokoju widać zarys unoszonego pomostu. Wystarczy dosunąć do niego stoły, by uzyskać ponad 20 metrów wybiegu. Gdy podest, jak tutaj, jest opuszczony, Shaker Box służy także za parkiet do tańca. - Fot. Gianni Franchellucci/Photofoyer
Czarna posadzka z żywicy i krzesła Arne Jacobsena budują w jadalni przemysłowy klimat. Motyw na ścianie - praca brytyjskiego rzeźbiarza Tony`ego Cragga - koresponduje z blatem niezwykłego stołu, wykonanym z różnych gatunków drewna. - Fot. Gianni Franchellucci/Photofoyer
Szklany kasetonowy sufit to nie tylko postindustrialna dekoracja. Jego środkowy pas (prostopadły do ściany z oknami) można wypuścić nad podłogę, tworząc część wybiegu dla modelek. Widoczny po prawej bambusowy pokój - tzw. Shaker Box - to przejście z salonu do pozostałych pomieszczeń. - Fot. Gianni Franchellucci/Photofoyer
Na parterze przy ulicy mieści się tylko salon; okna pozostałych pomieszczeń wychodzą na wewnętrzny dziedziniec lub na wąski zaułek. - Fot. Gianni Franchellucci/Photofoyer
Utrzymany w klasycznym duchu aneks wypoczynkowy nie zapowiada futurystycznych pomysłów wypełniających dalszą część mieszkania. Po prawej pikowana sofa - projekt Edwarda J. Wormley`a dla Dunbar. Jej siedzisko Lela Rose obiła tkaniną z własnej kolekcji. - Fot. Gianni Franchellucci/Photofoyer
Pośrodku podłogi fornirowanego bambusem pokoju widać zarys unoszonego pomostu. Wystarczy dosunąć do niego stoły, by uzyskać ponad 20?metrów wybiegu. Gdy podest, jak tutaj, jest opuszczony, Shaker Box służy także za parkiet do?tańca. - Fot. Gianni Franchellucci/Photofoyer
sypialnia tuż pod poziomem parteru. Światło dociera tu przez półprzejrzysty sufit, który jest jednocześnie podłogą dziecięcej kabiny natryskowej w łazience. - Fot. zdjęcia Gianni Franchellucci/Photofoyer
Jadalnia usytuowana na tyłach kamienicy nie ma własnych okien. Światło dzienne dociera tu z widocznego w głębi szerokiego szybu komunikacyjnego. Przemysłowa podłoga i zaokrąglone narożniki przywołują skojarzenia z dawnymi filamami science fiction. - Fot. zdjęcia Gianni Franchellucci/Photofoyer
Zawieszony w przestrzeni szybu komunikacyjnego stromy trap prowadzi do garderoby. - Fot. zdjęcia Gianni Franchellucci/Photofoyer
Czerwony dywan żartobliwie nawiązuje do rewii gwiazdorskiej mody w Cannes. - Fot. zdjęcia Gianni Franchellucci/Photofoyer
Klatka schodowa jest głównym źródłem światła dziennego w tej części mieszkania, dlatego schody, podesty i balustrady wykonano z ażurowych elementów i półprzejrzystych materiałów. Przecinające przestrzeń biegi schodów tworzą ekspresyjny labirynt. - Fot. zdjęcia Gianni Franchellucci/Photofoyer
Widoczna z jadalni górna część schodów z balustradą z jasnej sklejki prowadzi do najwyżej położonych sypialni dziecięcych. - Fot. zdjęcia Gianni Franchellucci/Photofoyer
Gra kolorów i form w otwartej przestrzeni parteru. - Fot. zdjęcia Gianni Franchellucci/Photofoyer
W łazience Rosey i Greya dwie umywalki rozładowują poranne korki. Lustra powielają przestrzeń w nieskończoność. Tapeta w stare samochody pochodzi z brooklyńskiej firmy Flavorpaper. - Fot. zdjęcia Gianni Franchellucci/Photofoyer
Wnętrza są pełne światła, które przenika przez szklane ściany, świetliki i szczeliny w suficie. - Fot. zdjęcia Gianni Franchellucci/Photofoyer
W jadalni wydzielono kącik kawowy. Jego bohaterem jest stół z blatem wykonanym z malowniczo zachlapanych farbą desek. Jako tło stołu i kobaltowych krzeseł vintage posłużył szary filc, którym obito ściany, sufit i podłogę. - Fot. Gianni Franchellucci/Photofoyer
Udostępnij

Przeczytaj także

Mieszkanie z widokiem na zieleń
Akcesoria, które warto mieć w łazience – 10 propozycji
Odkurzacz dla alergika. Co warto wiedzieć przy wyborze odpowiedniego modelu?

Polecane

Czym charakteryzuje się styl modern classic?
Wnętrza drewnianych domów
Styl modern organic: meble, kolory, dodatki

Skomentuj:

Apartament w Nowym Jorku

Ta strona używa ciasteczek w celach analitycznych i marketingowych.

Czytaj więcej