Wnętrza: dwupoziomowe mieszkanie na Starej Ochocie
Mix starego z nowym uwodzi niewymuszonym wdziękiem. W mieszkaniu utalentowanej stylistki, która komponuje przestrzeń z równą swobodą, co zestawy ubrań.
Kto tu mieszka?
Marta Kalinowska - stylistka mody, designerka, współtwórczyni katedry mody na warszawskiej ASP z Piotrem Ręczajskim - współwłaścicielem studia projektowego Mamastudio oraz córkami: 8-letnią Stefanią i 9-letnią Heleną.
Gdzie?
Stara Ochota w Warszawie.
Metraż: 130 m2. Mieszkanie dwupoziomowe.
Tutaj sadzę zioła i gotuję zupę - Marta błyskawicznie znajduje odpowiedź na pytanie, czym jest dla niej dom.
- Nie przywożę tu ciuchów, nie robię przymiarek. Wyjątkowo odpisuję na maile i rzadko prowadzę przez telefon zawodowe rozmowy. Przekraczając próg domu, symbolicznie zamykam drzwi za pracą. Co nie znaczy, że zamykam się przed światem, nie ma dnia, żeby nie odwiedził nas ktoś z przyjaciół - zaznacza.
Trudno uwierzyć, że parter (mieszczący strefę dzienną i część przeznaczoną dla córek) był kiedyś wykwitem mieszczańskiego smaku z morelowymi ścianami, plastikowymi panelami na podłodze i wyjściem na wysypane żwirem patio. W obliczu oczywistej brzydoty całości przeważył potencjał mieszkania, czyli patio i ogromna piwnica, którą obecni właściciele doświetlili i zaadaptowali na cele mieszkalne, usuwając fragment stropu kosztem jednego z pokoi. Skamieniałemu ogródkowi przywrócili naturalną postać strefy zieleni na tyłach dwupiętrowej kamienicy z lat 30. Stworzone przez Martę od podstaw dwupoziomowe wnętrze harmonijnie łączy w sobie przeciwieństwa - klimat loftu z nastrojem starej, podmiejskiej willi.
Ten fragment miasta został pomyślany jako osiedle-ogród w sercu stolicy i do dziś pozostaje przedmiotem westchnień warszawiaków spragnionych w równym stopniu miejskiego życia, co skrawka zieleni. W mniejszym ciszy - jesteśmy w centrum, a nieopodal przebiega trasa szybkiego ruchu. W idyllicznym otoczeniu można sobie wyobrazić, że to nie samochody, lecz szum wzburzonego morza Na ścianie, która odgradza kameralny zakątek ogródka od sąsiadów, właścicielka zawiesiła nanizane na sznurek strzępy sieci i pływaki nadgryzione zębem czasu. Obiekty znalezione - pamiątki z wakacji. Elementy zabawy formą i rytmem na tle stylowo wyblakłej farby.
- Nie odnalazłabym się w mieszkaniu zaprojektowanym przez architekta - stwierdza Marta.
- Chociaż wiem, że są tacy, którzy marzą, żeby ktoś stworzył dla nich przestrzeń przemyślaną w najdrobniejszym szczególe, od układu pokoi po łyżeczkę do herbaty. Myślę, że ciekawsze efekty daje samodzielne zajęcie się aranżacją własnej przestrzeni. Na polską modę coraz większy wpływ ma ulica, oddolne inspiracje. Mija dyktatura pań redaktorek i stylistów-arbitrów. We wnętrzarstwie obserwuję podobny proces - mówi Marta, która nie lubi etnogadżetów, trzyma na dystans rustykalne meble i nobliwe antyki. Recykling, upcykling, poczucie humoru - w tych kierunkach podąża jej myślenie. Nie tylko markowy vintage, także urodziwy staroć bez rodowodu znajdzie w jej oczach uznanie.
- Jestem fanką pchlich targów - tłumaczy. - Lubię pójść, popatrzeć, poszperać, coś wyjątkowego wygrzebać. Kocham rzeczy używane, mało nowych kupiłam do domu. Od lat, w życiu i w pracy, towarzyszy mi sentyment do przedmiotów z historią. Chętnie zestawiam je z nowymi, reinterpretuję. Cenię rzeczy, które ładnie się starzeją. Ale żeby tak się stało, muszą być świetnie zaprojektowane i wykonane z dobrego materiału. W innym przypadku zeszpecą zarówno ciebie, jak i twoje mieszkanie - podkreśla. - Potencjał na piękną starość mają na pewno meble zaprojektowane przez mojego ojca pod szyldem MAKADesign, z którym dzielimy podobną wrażliwość. Biurko dla dziewczynek i regał w sypialni opisany na literze „M” jak Marta to przykład, jak ważne w projektowaniu są uczucia i emocje! - tłumaczy.
Jej ojciec, inżynier z uprawnieniami architekta, realizował się na wielkich budowach.
Od niedawna przenosi znajome formy do mikroskali. Przemysłowe inspiracje oraz estetykę maszyny (ażury mebli przywodzą na myśl żurawie dźwigów, przęsła mostów, konstrukcje wieżowców) łączy z zamiłowaniem do materiałów naturalnych, z odzysku, które swoją wyjątkowość zawdzięczają długiej historii i nierzadko zaskakującemu pochodzeniu. - Myślę, że to po nim mam potrzebę pracy rąk, wytwarzania funkcjonalnych przedmiotów - mówi Marta. - Ojciec, projektując swoje meble i inne przedmioty, nie sili się na pogoń za trendami. Może dlatego mają styl, ponadczasową jakość? Jak wszystko, co szczere, autentyczne i porządnie zrobione. Ojciec poświęca swojej pasji dużo czasu. Mamy chałupę nad Bugiem, jeździ tam i skupuje stuletnie belki dębowe z rozbiórki, zrobił z nich serię desek do krojenia ONE Inch STEAK, ławki, elementy mebli. Kocha te stare deski, głaszcze je godzinami. Albo kupuje zdezelowane narzędzia, z których tworzy nowe, funkcjonalne obiekty. Wieszak w naszej sypialni powstał z kilku par wideł, którym ojciec poobcinał zęby, pomalował i połączył z dębowym trzonem, oczywiście z wiekowej dębiny. Bardzo angażuje się emocjonalnie w to, co robi. Zupełnie jak ja. Wkłada w pracę całe serce - śmieje się Marta.
W jej domu, jak w naturze, rządzi przemiana.
Może nie w rytm pór roku, lecz z pewnością często, szczególnie w strefie dziennej, zmienia się „scenografia”. Marta coś od kogoś dostaje, coś kupuje; pozbywa się jednych mebli, robiąc miejsce innym. Wyjątek stanowią te zaprojektowane przez tatę, z którymi nie planuje się rozstawać. - Jestem raptusem - mówi z uśmiechem. - Jak coś robię, lubię natychmiast mieć efekt. Wymyślam i sekundę później już to realizuję. Rano daję ogłoszenie, a po południu przyjeżdża pan i zabiera wysłużoną kanapę. Moje wnętrzarskie hobby nie ogranicza się do naszego domu. Właśnie kończę remont mieszkania (już trzeciego), kupionego niedrogo w dobrym punkcie miasta, w którym zmieniłam nieatrakcyjny układ wnętrz, podnosząc w ten sposób jego wartość. Sprzedam je, a za te pieniądze kupię następne, które też wyremontuję. Lubię się tym zajmować.
Uwielbiam panów Zdzisiów - elektryków i panów Krzysiów - hydraulików. Jest to dla mnie odskocznia od świata mody (który skądinąd też uwielbiam), kontakt z materią i konkretną pracą rąk ludzkich. Zamiast spędzać czas na facebooku, przeglądam portale w poszukiwaniu okazji. To taka moja zajawka - tłumaczy Marta, która zanim zajęła się modą, ukończyła wydział form przemysłowych na warszawskiej ASP uzyskując tytuł magistra najbardziej „technicznej” i „inżynierskiej” spośród nauczanych tam artystycznych profesji. - Charakter mojej pracy, wykształcenie i krąg ludzi, którymi się otaczam, sprawiają, że potrafię bez większego wysiłku stworzyć fajną przestrzeń. Ale mój dom nie jest dziełem na pokaz. Jeśli jakieś rozwiązanie może się komuś wydać awangardowe czy niepraktyczne, to dla mnie nadal pozostaje naturalne. Autentyczne i szczere. Liczy się nie liczba designerskich mebli, ale dzieci, koty i czas tylko dla nas.
Skomentuj:
Wnętrza: dwupoziomowe mieszkanie na Starej Ochocie