Ross Lovegrove: projektant - marzyciel
Jednego dnia odwiedza centrum kosmiczne NASA w USA, drugiego w Muzeum Historii Naturalnej analizuje szkielety wielorybów. Na pytanie jak projektuje, Ross Lovegrove odpowiada: Chodzę, myślę, marzę!
Powiedzieć o nim „projektant” to jak nic nie powiedzieć. Bo choć faktycznie jest designerem, to jego osiągnięcia sprawiają, że określa się go mianem: wizjonera, futurysty, eksperymentatora. Wśród wielu innych znalazł się też termin „Captain Organic”, który doskonale obrazuje hołd, który Lovegrove w swojej twórczości oddaje naturze.
On sam zresztą bardziej uważa się za biologa niż za projektanta. Niewielu jest bowiem designerów równie mocno akcentujących konieczność szanowania zasobów naturalnych. Co ciekawe, dla swoich proekologicznych projektów Lovegrove znajduje supernowoczesną formę. Na przykład dla firmy Artemide stworzył lampy uliczne Solar-Tree skonstruowane z paneli słonecznych. Czysta energia połączona z czystą formą daje futurystyczny efekt.
Mówi się o nim, że nigdy nie ogląda się wstecz, potrafi natomiast patrzeć w przyszłość. Ta umiejętność przydała mu się choćby podczas wybierania pracowni.
Dwadzieścia lat temu Ross Lovegrove znalazł opuszczony magazyn w londyńskiej dzielnicy Notting Hill, uważanej wówczas za raczej zakazane rewiry. Po gruntownej przebudowie, którą zaprojektowała jego żona, pochodząca z Polski Miśka Miller-Lovegrove, powstała fantastyczna przestrzeń do życia i pracy, a dzielnica wkrótce zyskała status jednego z najgorętszych londyńskich adresów.
Wyobraźnia Rossa Lovegrove'a wydaje się niczym nieograniczona. On sam przyznaje, że ćwiczy ją od dzieciństwa. Urodzony w 1958 roku w walijskim Cardiff w rodzinie o tradycjach wojskowych, jako młody chłopak wykazywał zdolności do kreowania rozmaitych wyobrażeń. Potrafił nie tylko różne rzeczy wymyślać, ale także w przekonujący sposób o nich opowiadać. W gruncie rzeczy tak właśnie dziś wygląda jego praca! „Projektowanie to cudowny zawód, gdyż możemy stworzyć rzeczy, które przedtem nie istniały - mówi. I nie ma tu znaczenia, czy chodzi o samochód, czy krzesło” - dodaje. On sam pracuje bardzo dużo. Nie ma określonej specjalizacji, choć bardzo lubi projektować oświetlenie, najczęściej współpracując z włoską firmą Artemide.
W jego portfolio są: komputery, buty, zegarki, meble, flakony perfum, łódki, skutery (zwłaszcza elektryczne), wnętrza samolotów, domy. Był również twórcą przeboju lat 80. - walkmana. Podkreśla jednak, że choć ma tak duży dorobek, nie znaczy to, że zrobi wszystko dla wszystkich. Jeśli ma wątpliwości, odmawia. I nie ma znaczenia, czy jest to szampon, czy luksusowy szampan. W obu przypadkach powiedział „Nie”.
Przyznaje, że w jego przypadku proces twórczy jest długotrwały. Ponieważ projekty zazwyczaj są nowatorskie, wymagają długich godzin ciężkiej pracy. „To nie jest tak, że porywam ołówek, w pędzie coś nim nagryzmolę i już jest gotowe dzieło. Ja muszę dochodzić do celu warstwa po warstwie” - mówi. Jednak nie żałuje, gdyż taka jest cena innowacji. Z drugiej zaś strony, doskonale wie, kiedy projekt jest skończony. Wtedy nie ma już miejsca na żadne deliberacje. „Czasem do mojego studia przyjeżdża prototyp, np. stołu. Mój zespół dziwi się, że mijam go i idę pracować dalej. A ja nie muszę kręcić się wokół niego. Wystarczy, że spojrzę i po prostu wiem, czy jest naprawdę dobry. To trochę jak z pilotem. On musi wiedzieć, dokąd leci, a ja muszę wiedzieć, co robię”.
Tym, co nakręca Rossa Lovegrove'a, są wyzwania. Nie należy do projektantów-gwiazdorów. Zresztą dokonania jego kolegów po fachu go nie interesują. Na bieżąco śledzi dorobek architektów: Zahy Hadid, Rema Koolhasa i Kazuyo Sejimy. Twierdzi bowiem, że są oni bardziej myślicielami i wizjonerami niż tylko architektami. Czyli Ross docenia u innych to, co uważane jest właśnie za jego największą zaletę.
Skomentuj:
Ross Lovegrove: projektant - marzyciel