Kolorowe mieszkanie na warszawskim Żoliborzu
W mieszkaniu i pracowni malarki, Hanny Pyrzyńskiej, pełno jest obrazów, mebli i dodatków, znalezionych na targach staroci, wyszukanych w internecie, z recyklingu.
Zielony Żoliborz, spokojny Żoliborz - parafrazując słowa piosenki „Warszawa” zespołu T. Love - to jej miejsce. Mieszka tu od zawsze, tylko domy się zmieniają. Po zawirowaniach życiowych jej obecną przystanią jest 55-metrowe mieszkanie w starej kamienicy blisko placu Wilsona i zdobyta w tym samym domu pracownia. Dodatkowe 34 m2 wystarczą do malowania, „może nie na wielkich formatach, ale dobrze jest” - mówi Hanka. Niewielkie mieszkanie wypełniają meble - ponad miarę i metraż. Kupione na targach staroci, wyszukane w Internecie, znalezione nawet na śmietniku. „Zdecydowanie jestem za recyklingiem!” - śmieje się Hanka. Na ścianach obrazy przyjaciół, własnych prac niewiele. Wszystko przez ten nieznośny brak miejsca.
Kim ona jest?
Absolwentka architektury (dyplom 1985 wyróżniony przez warszawski oddział SARP), malarka z wyboru (przez 4 lata studiowała w pracowni Gierowskiego jako wolny słuchacz), ilustratorka „Gazety Wyborczej”, z którą związana jest od 23 lat. Współpracowała z „Elle”, „Le Monde”, „Courierre International”, „Service Litteraire”, „Forum”. Stworzyła ilustracje do książek Adama Wajraka „Zapiski Wajraka”, Piotra Bikonta „Widelcem po mapie”, Piotra Milewskiego „Szkice Glanem”, książki dla dzieci Joanny Porazińskiej i zbioru felietonów autorów „Gazety Wyborczej”. Jest jednym z ilustratorów dodatku „Gazety Wyborczej” - „Polityka Ekstra”. Ma za sobą kilkanaście wystaw indywidualnych i zbiorowych m.in. w Warszawie, Varberg (Szwecja) i w Niemczech. Nowy cykl obrazów „Pan z pieskiem” można zobaczyć w ramach warszawskiej Nocy Muzeów 16 maja w galerii projektantów - Graże.
Skorzystała z okazji, jaką była możliwość powieszenia blisko 50 prac, malowanych na przestrzeni 20 lat, w Modernizm Design. Ten niebanalny warszawski show-room w dawnej fabryce serów, dzięki inicjatywie Zbyszka Olkiewicza (artysta performer, aktor Akademii Ruchu) bywa także galerią. Przestrzeń zapełniają meble modernistyczne wyszukiwane przez jego właściciela Arka Hodyna w Czechach, gdyż tam znajdowały się fabryki Thonet/Ton, UP Zavody czy Mucke & Melder i gdzie wciąż można trafić na meble znaczących projektantów. Z lat 20., 40., ale i 60., z czasów dzieciństwa Hanki, co miało dla niej dodatkową wartość, sentymentalną. W rozległej, pofabrycznej przestrzeni mogła wreszcie skonfrontować obrazy z różnych lat, okresów. Co prawda decydując się na powieszenie prac z „odległych bajek”, obawiała się, że będzie to bezładna zbierania, i w panice, przed wernisażem, zadawała sobie pytanie: „Po co ja zaprosiłam tych wszystkich ludzi?!” Ale obroniły się, wyglądają wręcz jakby były dla siebie stworzone. O dziwo pomogło w tym samo wnętrze. Jego malowniczość i wręcz zapchanie każdej wolnej przestrzeni, jakby w obawie przed horror vacui, umożliwiło stworzenie na użytek wystawy małych scenografii lub kącików zainteresowań jak je żartobliwie określa artystka. Wspomniana różnorodność stylów bierze się z samego rytmu jej malowania - cyklami. To temat nadaje ton pracom. Inspiracji szuka, wertując pisma, książki, ale też surfując po Internecie. Czasem to sytuacje życiowe podrzucają jej tematy obrazów i rozwiązania formalne. Gdy, z braku pracowni, malowała na stole w kuchni, powstały składane obrazy i sceny z życia domowego - talerze, kubki, drobne przedmioty, które można było dowolnie zestawiać, układać. „Cytrusy - Obrusy” określa jako rodzaj żartu, w ramach walki z zimą, a gdy była twardą wegetarianką „dostało się mięsu” w obrazach: „Króliki”, „Drób”, „Wołowina”, na których malowała to, czego nie jadła.
Do najnowszego cyklu „Pan z pieskiem” zainspirował ją włoski fresk z XIV wieku przedstawiający Jezusa z psem. Sportretuje w nim współczesne postacie, znane i anonimowe, bo jak przekonuje Hania: „jakikolwiek pan z pieskiem będzie dobry, to wzruszająca postać”. Sama jest zagorzałą fanką Frani, suczki rasy Jack Russell, którą dostała od malarza Jacka Ziemińskiego. Określenie jej Lilla Ratta (mały szczurek) przez siostrę Hani mieszkającą w Szwecji przylgnęło, a nawet dało pomysł na obraz „Trzy koty plus trzy myszy” namalowany specjalnie dla Frani. W ramach manii włoskiej, czyli przerabiania polskich imion, piesek zwie się też Francesca, a syn Antoni - Antonio. Artystka co prawda nie zna włoskiego, ale uwielbia Włochy, które są dla niej tak nasycone pięknem, że niewiele trzeba, by się zachwycić. Chociaż podróżując, nie maluje, to tylko pozornie odpoczywa, bo „piękno pozawerbalne jest poza wolą, poza chęcią, wchłaniasz je przez osmozę i to się odkłada i uruchamia w nieoczekiwanych momentach” - wyjaśnia. I tak ten sam temat inaczej maluje „przed i po”. Inaczej po słonecznej Italii, a inaczej w jesienno-zimowej Warszawie. Tutaj ratuje ją poczucie humoru, chęć zabawy i joga, która towarzyszy jej z przerwami od 20 lat i stała się drugą naturą. Pozwala uzyskać równowagę po perypetiach życiowych, dobrze działa na głowę i ciało. „To widać po dłuższej przerwie, kiedy wracam do ćwiczeń i czuję nieuzasadnioną niczym pogodę ducha i optymizm” - dodaje.Podobnie kojąco wpływa na nią malowanie, nawet z biegiem lat coraz bardziej to się jej w nim podoba. Te kameralne obrazy są jej własną kontestacją rzeczywistości. Nie jest to sztuka zaangażowana, krytyczna, tym zajmuje się dla „Gazety Wyborczej”: zagrożenie wojną, pieniądze, kredyty, podatki. Opowiada rysunkiem dramatyczne historie, jak „Nie dasz rady, Klaudia” czy „Rachunek za ojca”. Ta praca wymaga śledzenia sytuacji w kraju i na świecie, co jak przyznaje Hanka: „wcale nie jest takie wesołe”. Tym chętniej maluje sytuacje kameralne, nobilituje proste czynności, drobny gest, kadr. Obrazy są dla niej odskocznią od zaangażowanych rysunków prasowych na zadany temat. Uciekanie w siebie, w naiwność, daje przyjemność. Czuje potrzebę dodania życiu trochę blasku, koloru i niezbędnego humoru. Skoro prawie nic od nas nie zależy, to przynajmniej można rozegrać po swojemu kawałek płótna.
Skomentuj:
Kolorowe mieszkanie na warszawskim Żoliborzu