Dom jak z fotografii
W życiu Katarzyny Dowbor ważną rolę odgrywają zdjęcia. Swój dom urządziła na wzór domu dziadków, który zna z rodzinnych opowieści i... nielicznych zachowanych fotografii.
Kameralne osiedle domków jednorodzinnych w pobliżu Konstancina. To tutaj niedawno przeprowadziła się Katarzyna Dowbor. Miejsce wybrała nie tylko ze względu na cichą zieloną okolicę - jej córka Marysia ma stąd blisko do szkoły, a ona sama, jadąc do pracy na Woronicza, może omijać korki. Pani Kasia nie ulega modom i od lat pozostaje wierna jednemu stylowi. Obecny dom urządziła w takim samym klimacie jak i poprzednią siedzibę. Stałym źródłem inspiracji jest dla niej dom jej dziadków. Był pełen pięknych bibelotów, białej broni, kruchej porcelany i oczywiście butów do konnej jazdy. Niestety, nie przetrwał wojny, pozostały po nim tylko wspomnienia i fotografie.
Na parterze gospodyni urządziła salon z jadalnią, kuchnię i niewielką toaletę dla gości. Piętro to strefa najzupełniej prywatna - tutaj znajdują się sypialnie, gabinet i łazienki. Na strychu znalazło się miejsce na przytulny prywatny kącik, gdzie pani domu odpoczywa i marzy. Aranżując wnętrza, nie korzystała z pomocy dekoratorów. O radę zwróciła się jedynie do Ewy Pietraszewskiej, specjalistki od tkanin i artystycznej oprawy okien. Zna doskonale gust pani Kasi, ponieważ pomagała jej przy urządzaniu poprzednich domów.
Gospodyni nie lubi przedmiotów drogich i modnych. Jak mówi, metki i marki na nią nie działają. Największą przyjemność sprawia jej buszowanie po targach staroci i antykwariatach. Lubi popracować nad pozornie nieciekawym przedmiotem, by nadać mu inne oblicze. Tak było z kanapami, które kupiła na wyprzedaży. Ubrane w nową tkaninę nabrały szlachetności i idealnie wpasowały się w elegancki, angielski klimat salonu. Pani Kasia wyznaje zasadę, że dom to wizytówka gospodarza. - Wnętrza dużo mówią o charakterze właściciela. Kiedy przekraczamy próg mieszkania, już na pierwszy rzut oka wiemy, z kim mamy do czynienia - przekonuje.
Lubi, kiedy dom żyje. Dużo bardziej odpowiada jej kolekcjonerski bałagan pod kontrolą niż bezstylowe przedmioty ustawione pod sznurek "zawsze w tym samym miejscu". Sterylne, bezosobowe wnętrza nieco ją przerażają. Niemal każdy wolny kawałek ściany jej domu zajmują fotografie, w dodatku galeria ciągle się rozrasta. Pani domu często na nie patrzy. - Zdjęcia to prawdziwa magia; zatrzymany czas, który bezpowrotnie minął. Nabieram energii i siły, patrząc na przodków. Czuję wtedy, że mam korzenie - wyznaje.
Dom tonie w brązach i rudościach. Pani Kasia śmieje się, dotykając włosów, że kiedyś ta tonacja kolorystyczna była jej wielkim utrapieniem. Z czasem jednak zaakceptowała ją, a nawet pokochała.
Właścicielka dopiero oswaja się z nowym domem. Wnętrza ciągle się zmieniają i obrastają w sentymentalne drobiazgi. Trzeba jeszcze zaprojektować ogródek i urządzić taras. Niedawno pani Kasi zamarzył się angielski zegar. Na razie bezskutecznie szuka go w najróżniejszych sklepach i na targach staroci. Kiedy go znajdzie i ustawi na kominku, salon będzie gotowy.
Na parterze gospodyni urządziła salon z jadalnią, kuchnię i niewielką toaletę dla gości. Piętro to strefa najzupełniej prywatna - tutaj znajdują się sypialnie, gabinet i łazienki. Na strychu znalazło się miejsce na przytulny prywatny kącik, gdzie pani domu odpoczywa i marzy. Aranżując wnętrza, nie korzystała z pomocy dekoratorów. O radę zwróciła się jedynie do Ewy Pietraszewskiej, specjalistki od tkanin i artystycznej oprawy okien. Zna doskonale gust pani Kasi, ponieważ pomagała jej przy urządzaniu poprzednich domów.
Gospodyni nie lubi przedmiotów drogich i modnych. Jak mówi, metki i marki na nią nie działają. Największą przyjemność sprawia jej buszowanie po targach staroci i antykwariatach. Lubi popracować nad pozornie nieciekawym przedmiotem, by nadać mu inne oblicze. Tak było z kanapami, które kupiła na wyprzedaży. Ubrane w nową tkaninę nabrały szlachetności i idealnie wpasowały się w elegancki, angielski klimat salonu. Pani Kasia wyznaje zasadę, że dom to wizytówka gospodarza. - Wnętrza dużo mówią o charakterze właściciela. Kiedy przekraczamy próg mieszkania, już na pierwszy rzut oka wiemy, z kim mamy do czynienia - przekonuje.
Lubi, kiedy dom żyje. Dużo bardziej odpowiada jej kolekcjonerski bałagan pod kontrolą niż bezstylowe przedmioty ustawione pod sznurek "zawsze w tym samym miejscu". Sterylne, bezosobowe wnętrza nieco ją przerażają. Niemal każdy wolny kawałek ściany jej domu zajmują fotografie, w dodatku galeria ciągle się rozrasta. Pani domu często na nie patrzy. - Zdjęcia to prawdziwa magia; zatrzymany czas, który bezpowrotnie minął. Nabieram energii i siły, patrząc na przodków. Czuję wtedy, że mam korzenie - wyznaje.
Dom tonie w brązach i rudościach. Pani Kasia śmieje się, dotykając włosów, że kiedyś ta tonacja kolorystyczna była jej wielkim utrapieniem. Z czasem jednak zaakceptowała ją, a nawet pokochała.
Właścicielka dopiero oswaja się z nowym domem. Wnętrza ciągle się zmieniają i obrastają w sentymentalne drobiazgi. Trzeba jeszcze zaprojektować ogródek i urządzić taras. Niedawno pani Kasi zamarzył się angielski zegar. Na razie bezskutecznie szuka go w najróżniejszych sklepach i na targach staroci. Kiedy go znajdzie i ustawi na kominku, salon będzie gotowy.
Skomentuj:
Dom jak z fotografii