Projekt domu: zen i róż
Prawdziwe wyzwanie dla projektanta - połączyć pod jednym dachem dwa odmienne światy. W tym domu udało się pogodzić chłodny minimalizm z ciepłą przytulnością, stonowane barwy z mocnymi.
1 z 10
2 z 10
3 z 10
4 z 10
5 z 10
6 z 10
7 z 10
8 z 10
9 z 10
10 z 10
Gdy architektka Dana Kamińska-Cydzik zjawiła się na spotkanie z nowymi klientami, poznała spokojną, romantyczną Agnieszkę oraz pełnego energii, spontanicznego Andrzeja. Ich wizje domu różniły się dość radykalnie. Kiedy jedno wołało: "mocny kolor!", drugie domagało się stonowanych barw. Kiedy jednemu zamarzyła się odrobina szaleństwa, drugie mówiło o minimalizmie. W końcu poprosili projektantkę o dwie koncepcje aranżacji, tak by łatwiej im było podjąć decyzję. Rodzina składa się z czterech osób - rodziców i dwojga dzieci: dziesięcioletniej Ewy oraz dwuletniego Kubusia. Agnieszka pracuje w księgowości, Andrzej jest doradcą technicznym związanym z branżą budowlaną. Obydwoje pochodzą z Lidzbarka Warmińskiego. Właśnie tam się poznali i pokochali. Po ślubie postanowili jednak przeprowadzić się do Olsztyna. Bardzo polubili to piękne miasto otoczone jeziorami i jeziorkami, odpowiada im jego przyjazny klimat i charakter.
Przez kilka lat wynajmowali mieszkania. Kiedy powiększyła im się rodzina, postanowili kupić coś na własność. Początkowo szukali zwykłego M, ale żadne im się nie spodobało. Wreszcie przez przypadek dowiedzieli się o osiedlu z niedrogimi domkami, budowanym na obrzeżach Olsztyna. Kiedy okazało się, że z okien będą mieć widok na jezioro, natychmiast zdecydowali się na kupno.
Dom odebrali w stanie surowym, bez wewnętrznych ścian, instalacji i ogrzewania. Pomoc architekta okazała się po prostu niezbędna. Zanim pani Dana zabrała się do projektowania, postanowiła zbadać, co gospodarzom w duszy gra. Z pewną obawą wzięła się do pracy - bo jak tu sprostać wymaganiom i Agnieszki, i Andrzeja, którzy tak diametralnie różnili się osobowością. Sama przyznaje, że było to dla niej duże wyzwanie zawodowe, a przy tym znakomite doświadczenie. Na szczęście gospodarze zgadzali się co do jednego - wnętrza miały być przede wszystkim funkcjonalne i dobrze służyć wszystkim mieszkańcom.
Dom został podzielony na dwie strefy: ogólnodostępną (parter) oraz prywatną (poddasze). Na dole znajduje się salon z jadalnią, otwarta kuchnia i toaleta. Na górze urządzono sypialnię rodziców, pokoje dzieci, garderobę i łazienkę. W piwnicy, oprócz garażu i kotłowni z pralnią, mieści się gabinet Andrzeja; zostało też jeszcze trochę miejsca na saunę, która ma tu powstać w niedalekiej przyszłości. Podziały są wyraźne - na parterze dominuje prosty, oszczędny styl. Architektka przemyciła do wnętrza kroplę japońszczyzny, nawiązując do stylu zen. To wyraźny ukłon w stronę Andrzeja, zdeklarowanego zwolennika minimalizmu i prostoty.
Na poddaszu, w części prywatnej, zagościł natomiast klimat bliższy sercu Agnieszki - jest kolorowo, przytulnie, miękko. Łazienka w różach i fioletach na pierwszy rzut oka zdradza, że rządzi w niej kobieta. Czas urządzania domu dłużył się gospodarzom w nieskończoność. Dziś, kiedy wszystkie trudy z tym związane mają już za sobą, do woli mogą się rozkoszować płonącym na kominku ogniem i widokiem z okien. Śmieją się jednak, że to chyba jedynie na chwilę... Andrzejowi już się świecą oczy, kiedy mówi o planach na przyszłość związanych z nowym domem - większym i położonym jeszcze bliżej jeziora.
Przez kilka lat wynajmowali mieszkania. Kiedy powiększyła im się rodzina, postanowili kupić coś na własność. Początkowo szukali zwykłego M, ale żadne im się nie spodobało. Wreszcie przez przypadek dowiedzieli się o osiedlu z niedrogimi domkami, budowanym na obrzeżach Olsztyna. Kiedy okazało się, że z okien będą mieć widok na jezioro, natychmiast zdecydowali się na kupno.
Dom odebrali w stanie surowym, bez wewnętrznych ścian, instalacji i ogrzewania. Pomoc architekta okazała się po prostu niezbędna. Zanim pani Dana zabrała się do projektowania, postanowiła zbadać, co gospodarzom w duszy gra. Z pewną obawą wzięła się do pracy - bo jak tu sprostać wymaganiom i Agnieszki, i Andrzeja, którzy tak diametralnie różnili się osobowością. Sama przyznaje, że było to dla niej duże wyzwanie zawodowe, a przy tym znakomite doświadczenie. Na szczęście gospodarze zgadzali się co do jednego - wnętrza miały być przede wszystkim funkcjonalne i dobrze służyć wszystkim mieszkańcom.
Dom został podzielony na dwie strefy: ogólnodostępną (parter) oraz prywatną (poddasze). Na dole znajduje się salon z jadalnią, otwarta kuchnia i toaleta. Na górze urządzono sypialnię rodziców, pokoje dzieci, garderobę i łazienkę. W piwnicy, oprócz garażu i kotłowni z pralnią, mieści się gabinet Andrzeja; zostało też jeszcze trochę miejsca na saunę, która ma tu powstać w niedalekiej przyszłości. Podziały są wyraźne - na parterze dominuje prosty, oszczędny styl. Architektka przemyciła do wnętrza kroplę japońszczyzny, nawiązując do stylu zen. To wyraźny ukłon w stronę Andrzeja, zdeklarowanego zwolennika minimalizmu i prostoty.
Na poddaszu, w części prywatnej, zagościł natomiast klimat bliższy sercu Agnieszki - jest kolorowo, przytulnie, miękko. Łazienka w różach i fioletach na pierwszy rzut oka zdradza, że rządzi w niej kobieta. Czas urządzania domu dłużył się gospodarzom w nieskończoność. Dziś, kiedy wszystkie trudy z tym związane mają już za sobą, do woli mogą się rozkoszować płonącym na kominku ogniem i widokiem z okien. Śmieją się jednak, że to chyba jedynie na chwilę... Andrzejowi już się świecą oczy, kiedy mówi o planach na przyszłość związanych z nowym domem - większym i położonym jeszcze bliżej jeziora.
Skomentuj:
Projekt domu: zen i róż