Projekt na strychu
U gospodarzy tego mieszkania wszystko stanęło na głowie. I tak zamiast opowieści o dzieciach uciekających przed rodzicami na podwórko usłyszeliśmy historię dorosłych, którzy sprytnie umknęli swoim pociechom... na strych.
1 z 8
2 z 8
3 z 8
4 z 8
5 z 8
6 z 8
7 z 8
8 z 8
Warszawska Saska Kępa, dwupoziomowy przedwojenny dom. To tu, na zaadaptowanym strychu, przyjemne i wygodne miejsce do życia urządzili sobie Ewa i Krzysztof. Ona zajmuje się biznesem, on jest grafikiem komputerowym. Ich wielką wspólną pasją są podróże i sport. Ewa każdą wolną chwilę spędza na basenie lub korcie tenisowym, Krzysztof natomiast uprawia żeglarstwo.
Jeszcze całkiem niedawno mieszkali wraz z dziećmi piętro niżej. Ale kiedy pociechy zaczęły dorastać, postanowili dać im więcej swobody i - jak mówią żartem - uciekli na poddasze. Przez lata strych był wykorzystywany jako składzik i suszarnia. Zaadaptowanie go na cele mieszkalne wymagało sporego wysiłku. Ich zdaniem przeprowadzone prace okazały się nie mniej uciążliwe niż dobudowywanie kolejnego piętra. Trzeba było m.in. ocieplić dach, postawić komin, wybić okna, doprowadzić instalację elektryczną oraz wodno-kanalizacyjną. Gospodarze jednak znosili wszystko cierpliwie, bowiem oczyma wyobraźni widzieli już miejsce, które od początku nazywali z przymrużeniem oka "naszym prywatnym placem zabaw".
Kiedy najtrudniejszy etap, czyli przebudowa i remont, był już skończony, o pomoc w aranżacji wnętrza Ewa poprosiła Jolantę Kwilman - swoją przyjaciółkę, partnerkę z kortu oraz projektantkę wnętrz w jednej osobie. Strych był wąski i długi, gospodarze i specjalistka zgodnie więc stwierdzili, że nie będą szatkować powierzchni, dzieląc ją na pokoiki. Drzwi zamontowano tylko w maleńkiej łazience, reszta jest otwartą przestrzenią z umownie zaznaczonymi strefami: wypoczynkową, kuchenną i sypialnianą. Jest jeszcze ukwiecona loggia, która latem staje się salonikiem pod chmurką.
Do azylu Ewy i Krzysztofa można wejść zarówno klatką schodową, jak i schodami prowadzącymi bezpośrednio z dolnego mieszkania. Te drugie są używane naprawdę często, bo aneks kuchenny na strychu służy na razie jedynie do parzenia kawy i herbaty oraz do przyrządzania sałatek. Gospodarze chcieli podkreślić przytulny charakter poddasza, projektantka zaproponowała więc ciepłą, beżowo-czekoladową kolorystykę. Główną ozdobą stały się pamiątki przywiezione z dalekich podróży: z Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej.
Gospodarze przyznają, że ze względu na koszty, które pochłonął remont, na razie z niektórych rzeczy zrezygnowali. Ofiarą oszczędności padła na przykład podłoga, na której - zamiast prawdziwej dębowej deski - ułożono laminowane panele. Ewie marzyła się również garderoba, ale z racji ograniczonego metrażu musiała z niej niestety zrezygnować. Na szczęście projektantka znalazła wystarczająco dużo miejsca na głębokie szafy z przesuwanymi drzwiami. W planach jest jeszcze rozbudowa kuchni.
Gospodarze w pełni korzystają z uroków przestrzeni tylko dla siebie. Zresztą nie tylko dla siebie. Niedawno na jednym z przyjęć bawiło się tutaj swobodnie ponad trzydzieści osób. Jak wspomina Krzysztof, było jak na prawdziwym placu zabaw.
Jeszcze całkiem niedawno mieszkali wraz z dziećmi piętro niżej. Ale kiedy pociechy zaczęły dorastać, postanowili dać im więcej swobody i - jak mówią żartem - uciekli na poddasze. Przez lata strych był wykorzystywany jako składzik i suszarnia. Zaadaptowanie go na cele mieszkalne wymagało sporego wysiłku. Ich zdaniem przeprowadzone prace okazały się nie mniej uciążliwe niż dobudowywanie kolejnego piętra. Trzeba było m.in. ocieplić dach, postawić komin, wybić okna, doprowadzić instalację elektryczną oraz wodno-kanalizacyjną. Gospodarze jednak znosili wszystko cierpliwie, bowiem oczyma wyobraźni widzieli już miejsce, które od początku nazywali z przymrużeniem oka "naszym prywatnym placem zabaw".
Kiedy najtrudniejszy etap, czyli przebudowa i remont, był już skończony, o pomoc w aranżacji wnętrza Ewa poprosiła Jolantę Kwilman - swoją przyjaciółkę, partnerkę z kortu oraz projektantkę wnętrz w jednej osobie. Strych był wąski i długi, gospodarze i specjalistka zgodnie więc stwierdzili, że nie będą szatkować powierzchni, dzieląc ją na pokoiki. Drzwi zamontowano tylko w maleńkiej łazience, reszta jest otwartą przestrzenią z umownie zaznaczonymi strefami: wypoczynkową, kuchenną i sypialnianą. Jest jeszcze ukwiecona loggia, która latem staje się salonikiem pod chmurką.
Do azylu Ewy i Krzysztofa można wejść zarówno klatką schodową, jak i schodami prowadzącymi bezpośrednio z dolnego mieszkania. Te drugie są używane naprawdę często, bo aneks kuchenny na strychu służy na razie jedynie do parzenia kawy i herbaty oraz do przyrządzania sałatek. Gospodarze chcieli podkreślić przytulny charakter poddasza, projektantka zaproponowała więc ciepłą, beżowo-czekoladową kolorystykę. Główną ozdobą stały się pamiątki przywiezione z dalekich podróży: z Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej.
Gospodarze przyznają, że ze względu na koszty, które pochłonął remont, na razie z niektórych rzeczy zrezygnowali. Ofiarą oszczędności padła na przykład podłoga, na której - zamiast prawdziwej dębowej deski - ułożono laminowane panele. Ewie marzyła się również garderoba, ale z racji ograniczonego metrażu musiała z niej niestety zrezygnować. Na szczęście projektantka znalazła wystarczająco dużo miejsca na głębokie szafy z przesuwanymi drzwiami. W planach jest jeszcze rozbudowa kuchni.
Gospodarze w pełni korzystają z uroków przestrzeni tylko dla siebie. Zresztą nie tylko dla siebie. Niedawno na jednym z przyjęć bawiło się tutaj swobodnie ponad trzydzieści osób. Jak wspomina Krzysztof, było jak na prawdziwym placu zabaw.
Skomentuj:
Projekt na strychu