Projekt wnętrza: minimalizm udomowiony
Kto najlepiej zna życzenia domowników i ich oczekiwania dotyczące mieszkania? Kto odpowiednio zatroszczy się o potrzeby całej rodziny? Pani domu - projektantka!
1 z 10
2 z 10
3 z 10
4 z 10
5 z 10
6 z 10
7 z 10
8 z 10
9 z 10
10 z 10
Monikę Gliniewicz zawsze pasjonowało projektowanie wnętrz. Kilka lat temu skończyła odpowiedni kurs i odbyła staż w biurze architektonicznym. Dzisiaj pracuje na własny rachunek.
Jedną z jej pierwszych realizacji było zaaranżowanie własnego czteropokojowego mieszkania, które znajduje się na nowym osiedlu na warszawskiej Białołęce. Mieszka tu wraz ze swoim mężem Jarkiem i dwójką dzieci: 10-miesięczną Julią i 4-letnim Stasiem. Pani domu pochodzi z Gdańska. Do Warszawy przyjechała na studia w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej. Pan domu natomiast pochodzi z Lublina. Ich życiowe drogi skrzyżowały się w połowie drogi, w stolicy.
Swoje pierwsze mieszkanie, kawalerkę, kupili właśnie na Białołęce. Kiedy urodziły się dzieci i niewielki metraż zaczął rodzinie przeszkadzać, postanowili poszukać czegoś większego - i znaleźli niedaleko, w tej samej okolicy.
Atutem mieszkania był wyraźny podział przestrzeni na część ogólnodostępną i prywatną, ale nowym gospodarzom najbardziej spodobał się rozległy taras. Wychodzi się na niego dość nietypowo - przez antresolę. Bardzo ważne były oczywiście również praktyczne rozwiązania. Jednym z nich jest winda, którą z poziomu garażu dojeżdża się... prosto do mieszkania (wyjście jest w PRZEDPOKOJU), co zdecydowanie ułatwia codzienne życie rodzicom z małymi dziećmi. Układ pomieszczeń nie wymagał na szczęście radykalnych zmian. Przesunięto jedynie niektóre ściany, tak by można było powiększyć nieco ŁAZIENKĘ i garderobę sąsiadującą z sypialnią.
Teraz mieszkanie składa się z POKOJU DZIENNEGOi otwartej kuchni, ogólnodostępnej łazienki, dwóch pokoi dziecięcych oraz sypialni gospodarzy połączonej z łazienką i garderobą. Na antresoli, która pierwotnie była jedynie ciągiem komunikacyjnym prowadzącym na taras, powstało miejsce do pracy. Monice zależało na ponadczasowym wystroju, który oprze się szybko przemijającym modom. Z tego powodu większość mebli nawiązuje do stylu kolonialnego. Pani domu bardzo lubi naturalne materiały, dlatego sporo tutaj drewna (wybrano egzotyczne merbau); fragmenty ścian w kuchni i na antresoli zostały ozdobione szarym łupkiem.
Wnętrze jest nowoczesne, ale jednocześnie przyjazne domownikom. Gospodyni zaaranżowała je w stylu, który przekornie nazywa minimalizmem udomowionym. Podkreśliła go kolorami - swoimi ukochanymi beżami i brązami, do których ma szczególną słabość. Nawet twierdzi z powagą, że Ryszard Rynkowski swój przebój pt. "Dziewczyny lubią brąz" śpiewa specjalnie dla niej... Z dyscypliny kolorystycznej obowiązującej w mieszkaniu wyłamują się jedynie POKOJE DZIECI oraz taras, który wiosną i latem tonie wprost w zieleni. - Tutaj kolorów nigdy dosyć - wyjaśnia mama projektantka.
Jedną z jej pierwszych realizacji było zaaranżowanie własnego czteropokojowego mieszkania, które znajduje się na nowym osiedlu na warszawskiej Białołęce. Mieszka tu wraz ze swoim mężem Jarkiem i dwójką dzieci: 10-miesięczną Julią i 4-letnim Stasiem. Pani domu pochodzi z Gdańska. Do Warszawy przyjechała na studia w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej. Pan domu natomiast pochodzi z Lublina. Ich życiowe drogi skrzyżowały się w połowie drogi, w stolicy.
Swoje pierwsze mieszkanie, kawalerkę, kupili właśnie na Białołęce. Kiedy urodziły się dzieci i niewielki metraż zaczął rodzinie przeszkadzać, postanowili poszukać czegoś większego - i znaleźli niedaleko, w tej samej okolicy.
Atutem mieszkania był wyraźny podział przestrzeni na część ogólnodostępną i prywatną, ale nowym gospodarzom najbardziej spodobał się rozległy taras. Wychodzi się na niego dość nietypowo - przez antresolę. Bardzo ważne były oczywiście również praktyczne rozwiązania. Jednym z nich jest winda, którą z poziomu garażu dojeżdża się... prosto do mieszkania (wyjście jest w PRZEDPOKOJU), co zdecydowanie ułatwia codzienne życie rodzicom z małymi dziećmi. Układ pomieszczeń nie wymagał na szczęście radykalnych zmian. Przesunięto jedynie niektóre ściany, tak by można było powiększyć nieco ŁAZIENKĘ i garderobę sąsiadującą z sypialnią.
Teraz mieszkanie składa się z POKOJU DZIENNEGOi otwartej kuchni, ogólnodostępnej łazienki, dwóch pokoi dziecięcych oraz sypialni gospodarzy połączonej z łazienką i garderobą. Na antresoli, która pierwotnie była jedynie ciągiem komunikacyjnym prowadzącym na taras, powstało miejsce do pracy. Monice zależało na ponadczasowym wystroju, który oprze się szybko przemijającym modom. Z tego powodu większość mebli nawiązuje do stylu kolonialnego. Pani domu bardzo lubi naturalne materiały, dlatego sporo tutaj drewna (wybrano egzotyczne merbau); fragmenty ścian w kuchni i na antresoli zostały ozdobione szarym łupkiem.
Wnętrze jest nowoczesne, ale jednocześnie przyjazne domownikom. Gospodyni zaaranżowała je w stylu, który przekornie nazywa minimalizmem udomowionym. Podkreśliła go kolorami - swoimi ukochanymi beżami i brązami, do których ma szczególną słabość. Nawet twierdzi z powagą, że Ryszard Rynkowski swój przebój pt. "Dziewczyny lubią brąz" śpiewa specjalnie dla niej... Z dyscypliny kolorystycznej obowiązującej w mieszkaniu wyłamują się jedynie POKOJE DZIECI oraz taras, który wiosną i latem tonie wprost w zieleni. - Tutaj kolorów nigdy dosyć - wyjaśnia mama projektantka.
Skomentuj:
Projekt wnętrza: minimalizm udomowiony