Malowniczy dom pod Ślężą
Takich domów mogłoby być dużo, bo przecież dużo murowanych kamiennych murów przetrwało do naszych czasów. Niestety większość z nich niszczeje, bo nie trafiły w ręce takich pasjonatów, jak nasi gospodarze. Żeby stary dom piękniał, jego właściciele muszą mieć dużo samozaparcia, wiary, pasji i. miłości. Do starych murów i do siebie nawzajem, bo tylko tak da się przetrwać trudy remontu.
Niezwykły dom u podnóża góry Dolnego Śląska
Fot. powyżej: Decydując się na remont starego budynku, właściciele ulegli czarowi murów z historią, i zamiast je niszczyć "unowocześnianiem", starają się je utrzymać w jak najlepszej kondycji i nadać im nowe życie...
Istnienie w naszym krajobrazie pięknych budynków zależy od pasjonatów - ludzi, którym nie wystarczają ściany i dach nad głową, by uznać, że mają dom. To ci, którzy zwracają uwagę na architektoniczne szczegóły, widzą różnice pomiędzy kostką betonową i granitową, czy dachówką i blachą. Ci, których razi ogrodzenie z betonowych paneli, i którzy budując dom, dokładają starań, żeby wszystkie elementy domu współgrały, stanowiły całość, inaczej mówiąc - tworzyły dobrą architekturę. Szczególną grupę wśród pasjonatów stanowią osoby, które doceniając urok dawnej architektury i piękno starych murów, próbują ocalić to, co innym wydaje się niewartą uwagi stertą kamieni z cieknącym dachem. Właśnie takich ludzi spotkaliśmy w Sobótce pod Wrocławiem. To dzięki ich zaangażowaniu i ciężkiej pracy dawne, poniemieckie zabudowania gospodarcze zmieniły się w atrakcyjną "Willę pod Ślężą", położoną u podnóża magicznej góry Dolnego Śląska.
Historia domu pod Ślężą
Ale zacznijmy od początku. Pana Rafała sprowadziły w to miejsce obowiązki służbowe. Z zawodu leśnik, otrzymał przydział do nadleśnictwa Miękinia.
- Dom, w którym mieszkamy do dziś, otrzymałem w 2002 roku - opowiada pan Rafał. - W 2008 roku pojawiła się możliwość zakupu, zdecydowaliśmy się z tego skorzystać, zwłaszcza że oboje bardzo pokochaliśmy to miejsce. Dom składa się dwóch mieszkań. My kupiliśmy jego połowę, tę, w której mieszkamy, oraz sąsiednie zabudowania gospodarcze.
Fot. Bartosz Makowski
Fot. powyżej: Działka, na której stoi dom, jest niewielka, ale dzięki starannemu zagospodarowaniu i doborowi materiałów wykończeniowych (np. kostka granitowa) całość sprawia bardzo korzystne wrażenie
- Żałujemy, że nasi sąsiedzi nie czują potrzeby dbania o urodę otoczenia: swoją część ogrodzili betonowym płotem, który nigdzie nie wygląda dobrze, a już w tak pięknym miejscu, jak te leśne zabudowania pod Ślężą, szczególnie źle - mówią ze smutkiem gospodarze. Rezultaty podziału głównego budynku mieszkalnego na dwa osobne mieszkania, należące do dwóch rodzin, możemy obserwować dziś, patrząc zarówno na wykończenie obu części domu, jak i sposób zagospodarowania jego otoczenia. Niestety nie wygląda to najlepiej. Dach w części pokryty jest dachówką karpiówką - zgodnie z dawną tutejszą tradycją , w części - blachą, która bardzo szpeci cały budynek (fragmenty blaszanego dachu widać na zdjęciach).
Jak powstawał dom pod Ślężą?
Fot. powyżej: Widok na domek ogrodnika, postawiony przez właścicieli zupełnie niedawno. Wszystkie zabudowania stoją na skraju niewielkiego, ale jednego z najstarszych polskich miast - w Sobótce, która prawa miejskie uzyskała w 1221 roku i dziś wraz z sąsiednimi miejscowościami stanowi cenne zaplecze turystyczne pobliskiego Wrocławia
- Gdy pozyskaliśmy od nadleśnictwa niszczejący budynek gospodarczy, miał on kompletnie zniszczony dach i popękane ściany - opowiada właściciel.
Najpilniejszego remontu wymagał dach. Choć właściciele starali się zachować jak najwięcej oryginalnej konstrukcji, za radą specjalistów, wymienili między innymi dziesięć krokwi, a także wiele innych drewnianych elementów. - Dawna konstrukcja stolcowa nie nadawała się do montażu lukarn i okien połaciowych - tłumaczy gospodarz. - Musieliśmy zmienić całą konstrukcję. By nowy dach nie zniszczył kamiennych ścian, konstruktor zlecił ich spięcie specjalnymi klamrami. Widać je po obu szczytach budynku. Po dachu przyszedł czas na mury. Tu większość prac pan Rafał wykonał sam, korzystając oczywiście z konsultacji fachowców. Pracownicy firmy okiennej montowali okna, ale już podbitki, malowanie i wszelkie prace pomocnicze wykonywał pan Rafał.
Fot. Bartosz Makowski
Fot. powyżej: Historia powstawania gospodarczego "domku ogrodnika" to materiał na kolejną opowieść, ale już nie tym razem. Na razie więc jedynie pozachwycajmy się jego wyglądem i starannym wykończeniem
- Nasze fundusze były mocno ograniczone, zdecydowałem więc, że większość robót wykonam sam i z pomocą żony - opowiada nasz gospodarz. - Zwykle, gdy nie wiem, jak coś zrobić, nie czytam instrukcji w internecie; po prostu chodzę od ludzi do ludzi i pytam, zasięgam informacji, docieram do specjalistów i wypytuję ich o każdy szczegół albo po prostu jadę na budowę i podglądam.
- Czasem do prac włączaliśmy też naszego nastoletniego syna Wojtka, który patrzył na nasz zapał z pewnego rodzaju zażenowaniem - nikt z jego znajomych nie miał rodziców, którzy po godzinach deliberują nad starymi murami, doborem okien, kolorystyką ścian...
Remont pełen niespodzianek
Fot. powyżej: Choć działka ma niewielką powierzchnię, przestrzeń nie sprawia wrażenia klaustrofobicznej, dzięki ażurowemu, prawie niewidocznemu ogrodzeniu
Prace budowlane przebiegały w miarę spokojnie i bez niespodzianek, może dlatego, że toczyły się wolno i w rezultacie trwały aż cztery lata. - Nie zaprzeczę - miałem nadzieje, że jakoś mnie te stare mury zaskoczą - mówi z uśmiechem gospodarz. Niestety nie znalazłem ani ukrytego karabinu, ani woreczka ze złotem.
Poważne bicie serca zawdzięczają gospodarze jedynie odkryciu pęknięcia muru w jednym miejscu - nie było pewności, jak będzie się zachowywała konstrukcja po zmianach dachu i pozostałych pracach remontowych, ale po zalecanym przez specjalistów spięciu murów, nic niepokojącego się nie dzieje.
Za sporą niespodziankę można uznać za to podziemne odkrycie związane z systemem odprowadzania wody od murów. Pan Rafał pomyślał sobie, że choć na murach nie widać było śladów wilgoci, warto na wszelki wypadek zabezpieczyć budynek przed wodą. - Wziąłem pojętnego chłopaka i zaczęliśmy kopać. Okopaliśmy budynek pod nowoczesny drenaż z dwóch stron, gdy mój pracownik zaczął wołać, że od strony lasu kopanie nie idzie, i że coś dziwnego jest na głębokości 30 centymetrów i odległości 40-50 centymetrów od muru! I co się okazało? Odkryliśmy siedem wielkich koryt o długości dwa metry każde i głębokości 50 cm, przykrytych granitowymi płytami! To był dawny system odprowadzania deszczówki, który kiedyś miał zabezpieczać dom przed wilgocią - a więc nie byli pierwszymi, którzy o tym pomyśleli! System od lat był już zresztą zupełnie zamulony i niedziałający. To była jedyna niespodzianka podczas remontu.
Miała być Magdalenka, jest Willa pod Ślężą
Fot. powyżej: Szeroki otwór w murach został wykuty, jeszcze zanim zamieszkali tu jego obecni właściciele. Pierwotny układ otworów widać dzięki ceglanym łukom nadproży
Gospodarze początkowo chcieli, korzystając z bliskości lubianej i uczęszczanej trasy turystycznej, zrobić we wnętrzu remontowanego budynku bar dla turystów. W wakacje na szczyt Ślęży - śląskiego Olimpu - gęstą siecią szlaków wchodzą tłumy amatorów górskich wycieczek. Warto się pomęczyć, gdyż widok ze szczytu zapiera dech w piersiach! Gospodarze liczyli, że turyści będą równie licznie odwiedzać ich lokal. Jednak z czasem uznali, że lepszym pomysłem na zagospodarowanie pięknych murów będzie przeznaczenie ich na cele mieszkalne. Zaczęli więc tworzyć w nim dom. A nawet dwa osobne mieszkania pod jednym dachem, każde po 70 m2 .
- Kiedy dom był już niemal ukończony, postanowiliśmy go jakoś nazwać. I tu doszło do małego sporu. Ja chciałem ochrzcić dom imieniem żony - Magdalenka, tymczasem ona zaproponowała inną nazwę. I gdy przywiozłem piękną deskę, napisała na niej Willa pod Ślężą, a mnie zostało tylko wydrążyć to dłutem i zawiesić. - opowiada pan Rafał.
Bez żony by tego nie było
- Myślę, że budynek dlatego cieszy oczy każdego, kto tu do nas zajrzy, że działaliśmy wspólnie: ja i żona - mówi gospodarz. - Jestem bardzo wdzięczny losowi, że mamy siebie nawzajem i uważam, że to jest najważniejsze i zaowocowało, między innymi, sukcesem w remoncie.
Oczywiście nie obyło się bez sporów. Moja kochana żona jest niestety bardzo uparta i trudno ją przekonać do zmiany zdania. O co się spieraliśmy? O, na przykład o kolor okien - ja chciałem białe, Magda uparła się na antracytowe, kto postawił na swoim? Wystarczy popatrzeć na zdjęcia.
Fot. Bartosz Makowski
Fot. powyżej: Patrząc na zadbany szczyt budynku, trudno nie zachwycić się pięknymi proporcjami starego domu
Przyznam, że wiele jej koncepcji dobrze się sprawdziło - nie jest to jednak dziwne, żona zawsze interesowała się projektowaniem - ukończyła nawet studium projektowe, więc można powiedzieć, że jest fachowcem większym niż ja - zupełny samouk w dziedzinie budownictwa.
Plany na przyszłość
Fot. powyżej: Gaz, który zasila kocioł grzewczy, i wszystkie media były tu doprowadzone dawno temu, więc gospodarze uniknęli wielu kłopotliwych formalności i opłat. Dodatkowo - trochę po to, by mieć pewność, że w domu nikt nie będzie marzł, a trochę dla ozdoby, w salonie jest koza - daje ciepło w chłodniejsze dni końca lata i początku jesieni oraz późną wiosną, gdy c.o. jest już wyłączone
Posesja naszych gospodarzy, dzięki powstaniu domku ogrodnika, rozbudowała się do tego stopnia, że dodatkowy dom jest im zupełnie niepotrzebny. Dlatego zdecydowali się go wynająć lub sprzedać - wszak to wspaniałe miejsce dla tych, którzy szukają czegoś w pobliżu Wrocławia, ale blisko natury i w pięknym otoczeniu. Pierwsze kroki zostały już zresztą poczynione - jedna część wyremontowanego budynku (osobne mieszkanie) została czasowo wynajęta. Druga - ta, której wnętrza oglądamy na fotografiach, czeka na swoich amatorów. Pani Magdalena i pan Rafał rozważają również sprzedaż całości. Może więc warto w ramach jesiennych wycieczek za miasto, na Ślężę - zajrzeć do gospodarstwa Magdaleny i Rafała i rozważyć wyprowadzkę pod las na stałe? W imieniu naszych gospodarzy - serdecznie zapraszamy.
Fot. poniżej: Wystrój wnętrz jest pomysłem pani Magdaleny. Dziś pan Rafał z dumą opowiada o poszczególnych etapach prac wykończeniowych. Zwykle było tak, że ona wymyślała, on wykonywał
Fot. Bartosz Makowski
Fot. poniżej: Gospodarzom bardzo zależało na tym, by pomieszczenia miały wyrazisty i indywidualny charakter
Fot. Bartosz Makowski
Fot. poniżej: Utrzymane w błękitach skosy dachu miały sprawić, że mieszkańcy poczują się tu niemal jak w niebie...
Fot. Bartosz Makowski
Fot. poniżej: Liczne przeszklenia dachowe i lukarny tak zmieniły przestrzeń poddasza, że o mieszczących się tu wnętrzach nikt nie pomyśli, iż był to dawny strych do przechowywania siana
Fot. Bartosz Makowski
Fot. poniżej: Część dachowej konstrukcji jest stara, niestety wiele elementów nie nadawało się do użycia i trzeba je było wymienić na nowe
Fot. Bartosz Makowski
Fot. Bartosz Makowski
Stary dom, a przepisy - warto wiedzieć
Fot. powyżej: Brzydkie betonowe ogrodzenie postawione przez sąsiada źle wygląda jedynie od jego strony. Gospodarze wyremontowanego domu pomysłowo zasłonili je wiklinową matą ogrodzeniową
Małgorzata kapelusiak, prawnik, Ładny Dom: - Ogólna zasada jest taka, że jeśli jesteśmy właścicielami domu, nad którym opiekę sprawuje konserwator zabytków, to prace remontowe lub przebudowa takiego domu, wymagają jego akceptacji. Inaczej mówiąc - bez zgody konserwatora nie wolno nam dokonać żadnych przeróbek, rozbudowy ani tym bardziej rozbiórki zabytkowego obiektu. Choć musimy wiedzieć, iż czymś innym jest wpisanie budynku do rejestru zabytków, a czym innym informacja, iż znajduje się on w ewidencji (tak jak prezentowany dom). Główna różnica dotyczy zakresu ochrony obiektu. Jeśli figuruje on w rejestrze, konserwator ma większe pole manewru, ma prawo ingerować w zabytek. Jego zgoda jest bowiem niezbędna np. przy prowadzeniu wszelkich robót budowlanych, instalowaniu urządzeń technicznych, a także podczas prac, które mogłyby prowadzić do zmiany wyglądu budynku. Z kolei objęcie nieruchomości jedynie ewidencją, nie wymaga od nas "stałego kontaktu" z konserwatorem. Ewidencja jest bowiem jedynie zbiorem informacji o wszystkich nieruchomościach zabytkowych, znajdujących się na danym terenie, konserwator nie może ograniczać naszych uprawnień jako właścicieli. W praktyce wygląda to tak, że jeśli mamy dom znajdujący się w ewidencji, ale niewpisany do rejestru, to chcąc dokonać w nim zmian, zgłaszamy tę informację do lokalnego urzędu gminy, a ten może (ale nie musi) zasięgnąć opinii konserwatora.
Jak uratować stare mury?
Aby zabezpieczyć ściany przed pękaniem, często wzmacnia się je prętami stalowymi. Ściągi zakotwione są na ścianach i sprężane. Stosując ten sposób wzmocnienia, unika się przemurowywania ścian, wzmacniania fundamentów lub gruntu. Ściągi można rozmieszczać wzdłuż i w poprzek budynku, w poziomie i w pionie. By rozłożyć nacisk na dużą powierzchnię, do zakotwienia stosuje się różnego typu podkładki. Jako elementy oporowe stosuje się blachy stalowe w kształcie koła, kwadratu lub prostokąta, w miarę potrzeby wzmocnione żeberkami usztywniającymi, z otworem na przeprowadzenia ściągu i założenie nakrętki. Stalowe ściągi spręża się przez napięcie ich za pomocą śrub rzymskich lub podgrzewając do określonej temperatury, redukując wydłużenie przez dokręcenie nakrętki na elemencie kotwiącym. (red.)
Jak zbudować lukarnę?
Pomieszczenia na poddaszu można doświetlić, montując w połaciach okna dachowe lub dobudowując wystającą z dachu lukarnę z oknem pionowym. Pierwsze rozwiązanie nie wpłynie na zmianę kształtu ani wysokości pomieszczenia, drugie spowoduje, że powstanie wyższa niż reszta pomieszczenia wnęka z oknem. Najbardziej popularnym typem lukarny jest konstrukcja dwuspadowa (szczytowa), przekryta dwoma połaciami, schodzącymi się w kalenicy. Zazwyczaj drewniany szkielet lukarny stanowi rama frontowa, którą mocuje się do murłaty i krokwi. Następnie wykonuje się konstrukcję daszku. W lukarnach dwuspadowych krokwie wspiera się na płatwiach i belce kalenicowej mocowanych do ramy frontowej i krokwi dachu.
Każda dwuspadowa lukarna oprócz szczytowej ma też ścianki boczne. Ich połączenia z połacią dachową muszą być dokładnie uszczelnione, by skutecznie zabezpieczać przed przenikaniem wody opadowej i z topniejącego, zalegającego śniegu. Dlatego zwykle montuje się w tym miejscu szerokie blachy i zakłada dodatkowe uszczelki zapobiegające przenikaniu wody pod pokrycie. Takie lukarny często wyposaża się w rynny kierujące strumień wody opadowej z dala od ścianek bocznych. Rynny mocuje się przy okapach nad ściankami bocznymi lukarny tak, aby kierunek spływu odprowadzanej wody był zgodny z kierunkiem spadku głównej połaci dachu. (red.)
Dom pod Ślężą - Rzuty
Parter
1. łazienka 6,68 m2
2. komunikacja 9,24 m2
3. pokój dzienny 26,57 m2
4. łazienka 7,94 m2
5. salon 14,12 m2
6. kuchnia 12,64 m2
7. komunikacja 9,24 m2
Poddasze
8. pokój 30,59 m2
9. pokój 24,93 m2
Skomentuj:
Malowniczy dom pod Ślężą