Wiktoriański dom projektantki wnętrz
W tej wiktoriańskiej rezydencji nuda z pewnością nam nie grozi. Nic dziwnego - dla Caecilii Potter, projektantki wnętrz, która urządziła dom dla siebie i swojej rodziny, w pracy najbardziej liczy się pierwiastek zabawy.
Perła wiktoriańskiej architektury
Klasyczne kanony, żelazne reguły, stylistyczna czystość? O nie, dom to nie muzeum! Caecilia Potter, założycielka studia projektowego Atticus & Milo, wie swoje: aranżacja wnętrza służy nie tylko do podziwiania. Ma poruszać, budzić emocje, zaskakiwać i cieszyć. Dlatego w eleganckim holu, wśród pilastrów i kolumienek, wita gości lśniący czarny... wieprz, a nad wanną wiszą kapelusze.
- Lubię domy, które opowiadają historie o swoich mieszkańcach, zdradzają ich upodobania, tajemnice, najskrytsze tęsknoty - mówi dekoratorka.
Urządzając własny, odłożyła podręczniki dobrego stylu do szuflady. I zaufała intuicji.
Dom, zbudowany w 1890 roku, jest prawdziwą perłą wiktoriańskiej architektury - ceglane elewacje z boniowanymi narożami, balkoniki w otoczeniu misternej snycerki drewnianych balustrad, imponującej wysokości wnętrza, wysokie okna i drzwi. Jest nawet wieża z widokowym tarasem, z którego roztacza się widok na wspaniałą panoramę okolicy.
- Trafiliśmy w to miejsce przez przypadek - wspomina Caecilia. - Na artykuł na temat tej willi i jej historii natknęłam się w popołudniowej gazecie. Był adres, pomyślałam więc: czemu by nie rzucić okiem?
W holu wejściowym czarny wieprz z włókna szklanego - projekt szwedzkiej grupy Front dla Moooi - w szaliku miejscowej drużyny piłkarskiej. Na podłodze "dywan" ułożony z oryginalnych wiktoriańskich płytek, kupionych w brytyjskiej manufakturze Original Style.
Odrestaurowana podmiejska posiadłość z 1890 roku
- Kto tu mieszka? Caecilia Potter, założycielka i szefowa biura projektowego Atticus & Milo, z mężem Jamesem van Smeerdijkiem, finansistą, oraz synami: 18-letnim Jasperem i 14-letnim Cyrusem.
- Gdzie? W okolicy Melbourne.
- Metraż: około 400 m kw.
Wypełnić i zaaranżować tak imponującą przestrzeń to zadanie niełatwe. Chyba, że jest się "starszą panią, którą rajcuje zapuszczanie się na dziką stronę" - jak mówi o sobie ze śmiechem Caecilia. Taką, która nosi ekstrawaganckie ciuchy, farbuje włosy na rudo, słucha T.Rex i Marca Bolana, a zapytana o to, co w życiu lubi najbardziej, bez wahania odpowiada: zmianę! Nie jest zresztą gołosłowna; swoją życiową pasję odkryła właśnie metodą prób i błędów. Po kilku latach monotonnych studiów na wydziałach prawa, inżynierii chemicznej i administracji nieoczekiwanie stwierdziła, że bardziej niż tytuł MBA interesuje ją kurs projektowania wnętrz.
- I wtedy poczułam się, jakbym po raz pierwszy była sobą - opowiada. - Przecież żyjemy tylko raz. Szkoda czasu na szukanie bezpiecznego miejsca! Lepiej zaryzykować i podążyć za marzeniami.
Zobacz także:
"Krewny królika" na metalowym taborecie to praca francuskiego artysty Frédérique Morrela. Futrzane fotele J.J. zaprojektowane przez Antonio Citterio. Jadalnia to wnętrze o proporcjach komnaty pałacowej. Wokół stołu z drewna wenge (Hermon & Hermon) tapicerowane skórą krzesła Dizzy (Kristalia); dywan utkano z wełny australijskich owiec (Loom).
To było jak sen: przestrzeń o pałacowych proporcjach, okna wysokie na dwa metry, na ścianach gzymsy i sztukaterie, na sufitach rozety. I ta trzykondygnacyjna wieża - budowla zupełnie niezwykła, którą Caecilia, miłośniczka szampana, w wyobraźni natychmiast obsadziła w roli domowego centrum rozrywki z nieodzownym barem.
Zobacz także:
Gdy tylko wysechł tusz na umowie kupna, nowa właścicielka zabrała się do pracy. Pod jej kierunkiem zerwano, odrestaurowano i ułożono na nowo piękne drewniane podłogi, a zmatowione przez lata schody i drzwi wypolerowano, przywracając im dawny blask. Odnowiono ściany i okna, urządzono trzy nowe łazienki i toaletę dla gości. Na parterze - obok salonu, jadalni i dużej komfortowej kuchni - zmieściły się jeszcze pokój bilardowy, pracownia i gościnna sypialnia. Piętro przeznaczono na strefę nocną, prywatną. Chłopcy dostali tu ogromne, wygodne pokoje, a jako bonus - wspólne pomieszczenie dla siebie i przyjaciół, nazywane przez domowników legowiskiem.
Zobacz także:
Przy urządzaniu własnego domu praktyka zawodowa bywa wprawdzie bardzo pomocna, Caecilia jednak w nie mniejszym stopniu polega na swojej intuicji. Zaaranżowała wnętrza z niezwykłą nonszalancją i dekoratorskim polotem, łącząc stare z nowym, klasykę z egzotyką, dostojeństwo z żartem.
- Działam z autobiograficznej perspektywy - wyznaje. - Wszystkie przedmioty, które nas otaczają, mają dla naszej rodziny jakieś znaczenie. Uwielbiamy czytać, często słuchamy muzyki i oglądamy filmy, dlatego nasze książki i płyty wiele o nas mówią. A ponieważ jest ich w domu aż tyle, stały się naturalnym elementem wystroju wnętrz. Mamy też rzeczy gromadzone podczas zagranicznych podróży i wyroby Aborygenów, przywiezione z wycieczek po Australii. Jestem równie sentymentalna, jak moje meble, ale próbuję zachować dyscyplinę: z zakupami staram się wstrzymać do momentu, gdy coś naprawdę mnie zachwyci. Moją skłonność do częstych zmian zaspokaja przesuwanie mebli i przedmiotów. Dla tych, które już mam, wciąż szukam nowego miejsca.
Zobacz także:
W korowodzie "wędrownych" przedmiotów, obok wspomnianego wieprza-stolika firmy Moooi, pojawiają się lustra z plich targów, etniczne maski i designerskie lampy. Wśród wiktoriańskich rzeźbień i gzymsów krąży figurka królika w patchworkowym futrze. W każdym kącie, w stertach i pryzmach zalegają książki, niczym rodzinne totemy - autonomiczne dekoracje o zmiennym układzie kolorów i kształtów. Wszystkie te elementy Caecilia bez trudu łączy w barwną żywiołową kompozycję. Filmowy reflektor ustawia przy rzeźbionym kominku, przed którym rozkłada skórę zebry. Wiesza obrazy i tapetuje fronty szafek. Tu dostawi liść bananowca, tam - bukiet z kwiatów zebranych we własnym ogrodzie. Lekceważy zasady symetrii i kolorystyczne kody. Bawi się dużą formą i detalem.
- Koledzy moich synów twierdzą, że spośród wszystkich znanych im domów nasz jest najbardziej cool - śmieje się Caecilia. - To pewnie dlatego, że jest nieprzewidywalny: w jednym miejscu straszy, w innym rozśmiesza. Wymusza interakcję. A cóż warte byłoby życie bez emocji?
Zobacz także:
Lustro nad wiktoriańskim kominkiem pochodzi z pchlego targu; kupiono je w komplecie z dwoma innymi, które wiszą w łazienkach.
Przestronny i wygodny "pokój zabaw" na piętrze. "Cartoonowy" żyrandol Zettel (proj. Ingo Maurer) to ukłon w stronę syna gospodarzy, który uwielbia graffiti i kreskówki. Krzesło na pierwszym planie to model-ikona z roku 1958 (proj. Norman Cherner). W głębi lampa Tolomeo Mega Terra (Artemide); nad kominkiem obraz Johna Bairda.
Gdy drzwi pracowni są otwarte, w głębi widać hol z przepiękną "koronkową" konstrukcją odrestaurowanych schodów. Projekt regałów i biurka powstał w studio Atticus & Milo. Przy biurku krzesło Catifa 53 (Arper).
Ascetycznie urządzonej łazience chłopców stylu i charakteru nadają lampy brytyjskiego projektanta Jake Phipps'a - modele Jeeves (melonik) i Wooster (cylinder) wykonano z autentycznych nakryć głowy.
W sypialni Caecilii i Jamesa łoże z baldachimem. Ozdobny fresk za wezgłowiem utworzył arkusz tapety Venice (Cole & Son). Żyrandol, który idealnie pasuje do sufitowej rozety, zaprojektowała pani domu.
Nad domem dumnie powiewa aborygeńska flaga. Z tarasu na szczycie wieży domownicy mogą podziwiać pokazy fajerwerków, organizowane w święta przez władze Melbourne. Dom stoi na wzgórzu, więc nawet w upalny dzień dociera tu chłodzący wietrzyk. Długi balkon na piętrze jest doskonałym miejscem na poobiednią kawę. Na stoliku obrus uszyty z tkaniny Designers Guild.
Kuchnia musi być funkcjonalna - tak uważa pani domu. Najważniejszym sprzętem jest tu kuchenka Aga, w której Caecilia, jak twierdzi, zakochała się "od pierwszego użycia". W otwartym na ogród wnętrzu zwraca uwagę misterna wiktoriańska stolarka okienna.
Skomentuj:
Wiktoriański dom projektantki wnętrz