Wnętrza: warszawska kawalerka w rozmiarze XL
Współczesne wnętrze w klimacie lat 30., które na każdym z pięćdziesięciu pięciu metrów powierzchni pozostaje wierne bauhausowskiemu przykazaniu: ?niech forma podąży za funkcją!?.
Zależało mi przede wszystkim na tym, żeby mieszkanie wyglądało jak mieszkanie, a nie jak modny apartament - rzuca na powitanie Tomasz, właściciel stylowej kawalerki w rozmiarze XL. - Nie odpowiadają mi nowoczesne wnętrza, bo w moim odczuciu wszystkie wyglądają identycznie: lakierowany MDF kanapy obciągnięte skórą, wyczyszczona z indywidualizmu przestrzeń, która robi wrażenie niezamieszkałej. Nie potrzebuję tego rodzaju "luksusu"- kontynuuje. - Przez lata wynajmowałem stare mieszkania na Mokotowie. Planując zakup, myślałem więc wyłącznie o starym budownictwie w ulubionej dzielnicy - dodaje.
Kto tu mieszka?
Tomasz, specjalista PR
Gdzie?
Warszawa, Stary Mokotów
Metraż:
55 m kw.
Poszukiwał oryginału, a trafił (i zdecydował się) na półoryginał - mieszkanie w stanie deweloperskim z częściowo zachowanym układem w wyremontowanej, mokotowskiej kamienicy. Mimo że nie tego dokładnie szukał, jego zaangażowanie w połączeniu z talentem Katarzyny Baumiller, architektki z warszawskiej pracowni BaumillerKossowska, do której zwrócił się z prośbą o projekt, sprawiły, że do mieszkania powrócił genius loci sprzed ingerencji dewelopera.
Szafa z MDF pokrytego satynowym lakierem ma charakterystyczne dla lat 30. obłe wykończenia. Przestrzenny wzór kafli (Purpura) wydziela strefę kuchni we wnętrzu, a duże lustro optycznie je powiększa.
Projektantka szybko znalazła sposób na maksymalne otwarcie niefunkcjonalnej przestrzeni podzielonej na cztery niewielkie pomieszczenia przyklejone do długiego i wąskiego korytarza. Z pierwotnego układu pozostał komin, do którego Katarzyna Baumiller dostawiła ścianę - jedyną, jaką dziś może się poszczycić wnętrze mieszkania. Po jednej stronie ściany urządziła łazienkę (dwukrotnie większą niż pierwotna) - po drugiej zaaranżowała sypialnię. W otwartej przestrzeni dziennej zmieściła strefy wejściowo-kuchenną, jadalną, wypoczynkową oraz bibliotekę, która spełnia rolę parawanu zasłaniającego wejście do łazienki. Dwa wielkie lustra - na lewo od głównego wejścia oraz za kanapą - stwarzają iluzję głębi, rozciągając salon w nieskończoność. Jego kontynuacją jest sypialnia, w którą płynnie przechodzi strefa dzienna po otwarciu czteroskrzydłowych drzwi.
Sypialnia wyposażona jest w pojemną, sięgającą sufitu szafę. - Zabudowy rozwiązują problemy funkcjonalne mieszkania, uznaję je za bazę dla pozostałego wyposażenia - tłumaczy architektka. - Nie trzeba będzie się potem zastanawiać, gdzie pomieścić rzeczy. W tak zaprojektowanym wnętrzu nie musimy też zbyt wiele dostawiać, by uzyskać wygodną przestrzeń do życia - podkreśla autorka aranżacji.
Obok neutralnej zabudowy wyrosła wyspa kuchenna nawiązująca do mebli z czasów PRL-u. Wykończona sklejką pokrytą lakierem a la politura łączy walory użytkowe z niekuchenną estetyką, dzięki czemu spełnia rolę łącznika między kuchnią a salonem.
Nie tylko niewielka liczba wolno stojących mebli i wysokość sufitów (okrągłe trzy metry!), ale również sposób wykończenia podłogi sprawiają, że mieszkanie wydaje się większe. - Dobrym sposobem na integrację przestrzeni jest trzymanie się zasady: im mniej podziałów, tym lepiej - tłumaczy architektka. - Dzięki użyciu betonu zamiast tradycyjnego drewna uzyskaliśmy efekt jednoprzestrzennej hali. Beton miękko "wlewa się" w nieregularny zarys płytek podłogowych i stanowi doskonałe tło mebli.
Obecność koloru we wnętrzu oczywiście jest nieprzypadkowa. To przemyślany gest projektantki, która w ten sposób tłumaczy swoją decyzję: - Jeżeli używam w projekcie plam barwnych, to zawsze po to, by podkreślić coś w sferze funkcji. W tym mieszkaniu kolor pojawia się jako "rzut" na podłodze w kuchni i łazience. Kolorowe płytki wyznaczają strefy przy zachowaniu homogenicznego charakteru otwartej przestrzeni. Strefa przyjmuje więc nieokreślony zarys podkreślony "chaotycznym" układem płytek.
Na gładkim tle betonowej podłogi i białych ścian odcinają się charakterystyczne sylwetki drewnianych mebli z lat 60. obok nowych adaptacji sprzętów w stylu vintage. - Te cytaty budują tożsamość wnętrza, są rodzajem wizualnej opowieści o właścicielu, jego historii, upodobaniach, marzeniach - wyjaśnia Katarzyna.
W odpowiedzi na sugestie Tomasza, który ceni sobie meble i wzornictwo z lat 60. i 70., architektka nadała kuchennej wyspie charakter "salonowego" mebla w stylu retro (z odległości kilku metrów łatwo go pomylić z biblioteczką albo szafką pod telewizor). - Bardzo go lubię i myślę, że to jeden z moich bardziej udanych mebli - przyznaje. - Został wykonany ze sklejki pokrytej lakierem wykończonym tak jak politurą i wygląda jak przeniesiony tu z gabinetu pierwszego sekretarza. W ten sposób tani i zwyczajny materiał wyniosłam do rangi "luksusu" - śmieje się autorka.
Zdaniem Katarzyny najdoskonalszą formą sztuki jest sztuka użytkowa. - Gdy widzę piękny kształt, który wynikł z analizy potrzeb i w stu procentach spełnił swoją funkcję, wpadam w euforię - uśmiecha się. - Dojrzałość projektowa polega moim zdaniem na właściwym uchwyceniu proporcji, nie na żonglowaniu "zajawkami" z palety aktualnych trendów. Jedynie funkcjonalny układ, zachowane proporcje części do całości, przemyślane podziały mebli i stolarki są w dziedzinie architektury wnętrz wartością obiektywną. Jeżeli architektowi udaje się to osiągnąć, jego projekt można uznać za dobry - konkluduje Katarzyna.
Skomentuj:
Wnętrza: warszawska kawalerka w rozmiarze XL