Urządzone kolorami
Odważnie i nowatorsko w siedmiu pomieszczeniach
Mieszkanie mieści się w willi z 1927 roku, która należała kiedyś do rodziny Mileny. Przez pół wieku mieszkali w niej obcy ludzie zakwaterowani po drugiej wojnie światowej. Przed trzema laty gospodyni udało się formalnie odzyskać część piętra, jednak faktycznie wprowadziła się tu zaledwie kilka miesięcy temu.
Odzyskana część ma około 64 m2 i składa się z siedmiu pomieszczeń. Mają nietypową kolejność: wchodzi się do kuchni, a z niej do maleńkiego przedpokoju z wejściem do łazienki. Dalej jest pokój dzienny, pokój do pracy, a na końcu - sypialnia. Nie jest to wygodny układ, ale ze względu na ograniczone możliwości finansowe młodej właścicielki wnętrza nie zostały przebudowane. Przeszły natomiast generalny remont, były bowiem bardzo zniszczone.
Przedtem Milena mieszkała w wynajmowanych mieszkaniach, na ogół z białymi ścianami. Ich właściciele nie pozwalali niczego przemalowywać. Dlatego kiedy zaczęła urządzać własne, od razu - jakby na przekór - zdecydowała, że będzie bardzo kolorowe. Każdemu pomieszczeniu nadała inną barwę, zależnie od jego funkcji. Jedne kolory mają za zadanie pobudzać i ożywiać, inne wyciszać, sprzyjać wypoczynkowi. Milena zdecydowała się na ciemne odcienie. Wszyscy znajomi odradzali: jedni przekonywali, że szybko się znudzą i będą na co dzień bardzo męczące, inni mówili, że optycznie pomniejszą wnętrza. Gospodyni postawiła jednak na swoim i nie żałuje tej decyzji (a po obejrzeniu efektu nawet najwięksi sceptycy przyznali jej rację). Tylko sypialnię pomalowała na jasny kolor, trochę na wszelki wypadek, gdyby negatywne opinie się potwierdziły. Dziś myśli, że lepiej było pójść za głosem serca i użyć w tym pokoju bardzo ciemnej, grafitowej szarości.
Najwięcej kolorów jest w kuchni - to dzięki wyłożeniu frontowej ściany płytkami w intensywnych odcieniach: różowym, czerwonym, pomarańczowym. Próżno by szukać takich w sklepach... Jeszcze na etapie remontowego chaosu, kiedy były wymieniane instalacje i okna, a cementowy kurz stale wisiał w powietrzu, Milena kupiła tanią białą glazurę i płytkę po płytce pracowicie przemalowywała farbkami ceramicznymi. Po wysuszeniu wypiekała je w piekarniku na trzech blachach do ciastek. W ten sposób przez piekarnik "przeszło" trzy i pół metra kwadratowego glazury!
Wnętrza rozjaśnia i spaja w całość biel; na taki kolor zostały pomalowane wszystkie drzwi, framugi, listwy przypodłogowe, ramy okienne i sufity. Funkcję elementów łączących wnętrza pełnią również meble i dodatki. Ich barwy nie są przypadkowe. Błękitne łazienkowe detale nawiązują do koloru przedpokoju, zielone sprzęty w bordowym pokoju dziennym - do odcienia ścian pokoju do pracy itd.
Większość mebli i dodatków w mieszkaniu to stare przedmioty z odzysku; sporo z nich zostało znalezionych na strychu willi. Wszystkie zostały oczywiście odnowione, nie- które również przemalowane. Swoje lata mają też podłogi - w pokojach Milena pozostawiła stary dębowy parkiet, a w kuchni wysłużone sosnowe deski. Podczas remontu mieszkania podłogi bardzo się zniszczyły, ale gospodyni wbrew namowom fachowców postanowiła ich nie cyklinować ani nie lakierować. Dzięki użytej do ich czyszczenia mieszance oleju lnianego, benzyny lakowej, terpentyny i pokostu lnianego odzyskały piękny ciepły odcień utrzymywany teraz przez regularne pastowanie. To wszystko kosztowało mnóstwo pracy, ale efekt okazał się tego wart.
Mieszkanie Mileny jest świetnym dowodem na to, że nawet najśmielsze wizje i marzenia warto realizować. Funkcjonalne i ciekawe rozwiązania obronią się same, choćby nawet początkowo wydawały się ryzykownym eksperymentem.
ŹRÓDŁO: |
Skomentuj:
Urządzone kolorami