W pracowni polskiego malarza
Malował pejzaże, konia naturalnej wielkości, abstrakcyjne paski, obrazy znikające. Do abstrakcji dochodził powoli - upraszczając, a nie wymyślając. Modernistyczny dom Jacka Ziemińskiego stał się inspiracją dla jego obrazów. Genius loci istnieje i ma się nieźle.
Kim on jest?
Jacek Ziemiński, malarz, absolwent warszawskiej ASP. Prowadzi własną szkołę malarstwa i rysunku w Czarnowie. Jego prace znajdują się w zbiorach Galerii Narodowej Zachęta, w Muzeum Narodowym w Warszawie, w CSW Zamek Ujazdowski, galerii Studio i kolekcjach prywatnych. Wystawy m.in. w Zachęcie, w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, w Instytucie Polskim w Berlinie, krakowskiej galerii "Zderzak", warszawskiej galerii Milano. zieminskijacek12@gmail.com
Domek na wsi
"Lubię to miejsce, jest moje" - artysta z prostotą wyjaśnia, dlaczego wybrał Czarnów, małą wieś koło podwarszawskiego Konstancina. Jego dom wzorowany na kaszubskich zabudowaniach z murowanym dołem i drewnianą górą idealnie wtapia się w las. Na pracownię przeznaczono osobny budynek połączony z domem zadaszoną werandą. Zaprojektowano ją z dużym rozmachem, mimo to Jacek długo nie mógł się zabrać do malowania. Dwa lata codziennego nadzorowania budowy sprawiły, że wypadł z twórczego rytmu. Nowa, przestronna pracownia była pusta, biała i czysta jak niezapisana kartka papieru.
Aby przełamać impas wyjął stary obraz z 1980 roku, malowany na "rockandrollowym haju". Z okresu, gdy swą praską pracownię dzielił z Tadeuszem Brudzyńskim słuchającym od 8 rano na pełny regulator "muzyki serca". W rozedrganej od dźwięków pracowni Jacek miał małe szanse skupienia się nad swymi niebieskimi pejzażami, więc kupił dużą przykładnicę i zaczął malować paski. Paradoksalnie to mechaniczne działanie wyzwoliło w nim malarską moc i twórczą energię. Sam uważa obrazy z tego okresu za najlepsze. Może dlatego po latach chciał sobie tej dawnej energii pożyczyć, a może tym samym wspomnieć zmarłego przyjaciela?
I choć obraz "na rozruch" powędrował na antresolę (pełniącą rolę magazynu i salonu odrzuconych) zaczął znów malować i już nie sprzątnął farb. Przygotował 50 zagruntowanych płócien, by "nie modlić się do jednego blejtramu" i malował, malował, malował. - To z procesu malowania wynikają obrazy - nie każdy z nich jest obrazem, niektóre są obrazami, a niektóre z tych, co są obrazami są bardzo dobre i ich jest parę - objaśnia. Zaczął też robić zdjęcia domu, by je przetworzyć na obrazy i w ten sposób powiązać z nowym miejscem.
Co robi malarz we wnętrzu?
Dom stał się jego inspiracją. Z pierwszych malowanych w Czarnowie obrazów powstała wystawa "Co robi malarz we wnętrzu", nazywana też wnętrzarską, bo na prośbę Marty Tarabuły w krakowskiej galerii "Zderzak" pokazał również swoje meble, w tym własnoręcznie wykonaną etażerkę czy stół. Pokryte lakierem samochodowym, o ciekawych kształtach, stały się dekoracyjnymi obiektami, nieomal rzeźbami i budzą skojarzenia z mobilami Caldera. Idee obrazów zostały przeniesione na przestrzenne obiekty. Przy ich wykonaniu przydały się wcześniejsze doświadczenia ze współpracy z lakiernikami samochodowymi, gdy w ramach Micra art pomalował Nissana w paski. W ten sposób miał także swój jeżdżący po mieście obraz.
Kolejnym projektem Ziemińskiego były znikające obrazy. Znikające w przestrzeni, którą imitują. Były to obrazy malowane tradycyjnie, nie specjalnymi farbami czy atramentem sympatycznym. Obraz niknie w trakcie malowania, ale jest to znikanie lingwistyczne, w sferze języka. Obraz jest, ale coraz mniej go widać - tak, jakby się pisało wypisującym się długopisem. Ma to posmak filozoficznej głębi, ale Ziemiński zarzeka się: - Nie lubię dorabiać historii do obrazów, ale czasem tak jest, że musisz obraz zatytułować i to najbardziej pasuje.
Sztuka przez wielkie S
O tym, że malowanie w paski nie jest takie proste, jak się wydaje, przekonali się uczestnicy Nocy muzeów w warszawskiej galerii Milano. Artysta stawiał pierwszą kreskę, a reszta należała do publiczności. Także podjęta przez jego ucznia, Ignacego, próba zrobienia kopii okazała się trudniejsza niż się wydawało. - To malarstwo gestu, malowanie z ręki, trzeba je tak samo rozgryźć jak tradycyjne malowane - tłumaczy Ziemiński. Precyzja linijki nie wystarczy a nawet jest zgubna, bo w takim razie wystarczyłby komputerowy wydruk, któremu brakuje malarskiego "mięsa". Co prawda, pracując nad ostatnimi obrazami z modeli starał się wręcz maniacko o sterylny wygląd prac. Malował na stole, przy linijce, by niczego nie pochlapać. Jednak już wie, że precyzja nie leży w jego charakterze, więc przeniesie się z malowaniem na sztalugi. - Gdy farba cieknie, albo gdy pojawia się kleks z linijki stają się bardziej żywe - mówi.
Artysta chciałby też, aby modele - obecnie ze sklejki modelarskiej - nabrały ciężaru i po wykonaniu ze stali czy aluminium stały się samoistnymi obiektami. Do zrobienia tego cyklu, innego niż to, co tworzył dotychczas, zainspirowała go praca ucznia Wojtka, ale jest w tym odniesienie i do tradycji polskiej awangardy prac Kobro, Stażewskiego, i do holenderskiego De Stijlu.
Ziemiński nie przywiązuje się do jednego stylu, tematu. Unika jedynie malowania ludzi. Nawet w stanie wojennym malował swe góry, skały, morza tyle, że bardziej ponure. Uważa, że między tymi obrazami nie ma gwałtownej zmiany. - Gdy patrzę na swoje prace, widzę płynne przejście, a nie ostre cięcie - wyjaśnia. Jego geometryczne obrazy zdają się czerpać inspirację z natury. Wystarczy spojrzeć przez okna pracowni, by w kształcie drzew odnaleźć podobną geometrię kształtów, ich rytm. Abstrakcja jest wokół nas. Wystarczy się przyjrzeć.
Skomentuj:
W pracowni polskiego malarza