Nietypowe wnętrza pod Warszawą
Podłoga "rzucona" na sufit, poidło dla konia w roli umywalki czy lampa, w której mógłby schować się człowiek. To tylko niektóre z ekstrawaganckich elementów tego nietypowego wnętrza.
Kto tu mieszka? Ola i Radek, właściciele restauracji Włoska Robota, www.wloskarobota.pl.
Gdzie? Raszyn pod Warszawą.
Metraż: ok. 100 m kw., część wolno stojącego domu.
- Imprezy zaczynają się na hokerach, a kończą w parterze - mówi z uśmiechem Radek. - To dlatego siedzimy przy niespotykanie wysokim stole jadalnianym, który wygląda jak wielki bar. Większy niż ten klasyczny przy kuchni.
- A parter? - pytam zaciekawiona.
- Proszę zajrzeć do sypialni - zachęca.
Rzeczywiście, można tam tylko zajrzeć, bo pokój wypełnia gigantyczne łóżko z paru materacy ułożonych na drewnianej konstrukcji. Wylądować tam może kilka osób i nie będzie ścisku.
Wnętrza wielofunkcyjne
Mieszkanie, domek dla gości i lokal wynajmowany na imprezy - to wnętrze jest w stanie pełnić kilka funkcji. Status architektoniczny: przybudówka. Kto wie, czy nie najbardziej designerska w Warszawie. I w pewnym sensie lokal historyczny. Za PRL-u mieściła się tu tak zwana meta - można było nabyć napoje wyskokowe nielegalnie, czyli przed godziną 13.
- Element zabawy był od zawsze wpisany w te mury - śmieje się Radek.
Ja na tych murach odczytuję jeszcze dodatkowy napis: Włochy. To sygnatura cegielni z pobliskiej gminy, ale także leitmotiv tego wnętrza, sąsiadującej z nim restauracji i wspólnego życia właścicieli.
Radek odziedziczył po ojcu lokal w mało atrakcyjnej dzielnicy Warszawy: na tyłach lotniska, w małej uliczce na przedmieściach, które słyną głównie z kilometrowych korków. Pewnie w tym miejscu dałoby się wybudować warsztat samochodowy, ale restaurację? Jednak pasja gotowania i uwielbienie dla kultury oraz kuchni Italii zrobiły swoje i Radek otworzył restaurację. Interes kwitł, powstała filia bliżej centrum, ale gości i krewnych, którzy tu zaglądali, nie było gdzie godnie podejmować. Wtedy narodziła się myśl o dobudówce.
Włoski klimat
Ola i Radek zwrócili się do Pawła Kaczmarczyka prowadzącego pracownię Daviddesign - znają się prywatnie, podziwiają jego projekty. Pierwsze robocze spotkanie Paweł wspomina z uśmiechem.
- Radek powiedział do mnie: zrób coś bardzo fajnego i nie puść mnie z torbami. A na następne spotkanie obiecał przynieść zdjęcia z jakiejś włoskiej winiarni. Byłem przerażony. Miałem się sugerować wnętrzem jakiejś prowincjonalnej knajpy?
Ale fotografie go zaskoczyły. Supernowoczesna winnica połączona z winiarnią. Stal, beton i drewno. Odetchnął z ulgą i dostrzegł, że ma w osobie inwestora bratnią duszę. Przystąpili do pracy. Ceglane ściany pobielono, by optycznie zlały się z bloczkami w części dobudowywanej. Na całej podłodze i ścianach łazienki położono beton francuskiej marki Mercadier w odcieniu ciepłej szarości. Daje on niezwykłe efekty w zależności od koloru i nasycenia światła - czasem zbliża się do połyskującej stali, a niekiedy lśni perłowo niczym kamień.
Przytulna nowoczesność
Żeby nieco ocieplić postindustrialną surowość wnętrza, architekt zaproponował żywe akcenty: turkusowy bar, żółte siedziska i kolorowe ramy niektórych okien. Jednej z lamp dołożył czerwony filtr. Ale, paradoksalnie, najwięcej ciepła do wnętrza wniósł najbardziej surowy element - deski z odzysku. Można rzec, że architekt postawił wszystko na głowie - deski podłogowe trafiły na sufit. Inspiracją był szalunek na betonowym stropie. Słoje tak malowniczo odcisnęły się na nim, że Paweł postanowił wzmocnić ten efekt. Wcale nie musiał przekonywać do tego pomysłu Radka i Oli. Gdy zamontowano całą tę "boazerię", zgodnie uznali, że przyniosło to spektakularny efekt.
Architekt poszedł za ciosem i w 150-letnie deski postanowił "ubrać" także sypialnię. Razem z gigantycznym łóżkiem i szarą pościelą stworzyły swojski klimat. Specjalne oświetlenie imituje promienie słońca przedzierające się przez sztachety. Można się tu poczuć niemal jak w stodole na sianie.
Wyposażenie szyte na miarę
Gdy przyszło do wyposażania wnętrza w meble, pewne było jedno: żadnych ikon designu. Raczej coś ekstrawaganckiego i szytego na miarę. Jak stół, który zaprojektował Paweł, a wykonała firma Azzi Design. Właściwie są to dwa stoły, które po zsunięciu tworzą całość, a wielki eliptyczny blat, dzięki specjalnym graficznym wzorom, wygląda jakby był sklejony czarną taśmą. Taki designerski żart. Nad stołem rozpościera się wielki abażur marki Delta Light, zainspirowany widokiem wirującej sukni ślubnej. W mieszkaniu znalazło się jeszcze kilka takich "sukienek", w mniejszych formatach. Radek i Ola mocno wkręcili się w urządzanie wnętrz.
- To dlatego, że mają w sobie i odwagę, i mnóstwo luzu - dopowiada architekt.
Uczą się tego od Włochów. Radek przytacza przykład: kiedy przed włoską restauracją stoją klienci, bo w środku nie ma miejsc, nikt się nie denerwuje. To normalne, a nawet pożądane, bo oznacza tylko, że jedzenie pyszne i trzeba zawczasu rezerwować miejsce. A w Polsce się irytują, brakuje tego luzu.
Skomentuj:
Nietypowe wnętrza pod Warszawą