Drugi lepszy dom
Pierwszy dom budowaliśmy, nie mając żadnego doświadczenia i choć przeinwestowaliśmy go pod każdym względem, nie byliśmy z niego zadowoleni. Drugi wznosiliśmy już z rozsądkiem. Jest wygodny i tańszy w utrzymaniu.
Jeszcze 15 lat temu mieszkaliśmy razem z dziećmi w mieście. Wtedy nie myśleliśmy o budowie domu, bo grunty tuż pod Warszawą były drogie, a ziemia, którą mieli moi teściowie (25 km od stolicy) i którą mogliśmy ewentualnie brać pod uwagę jako teren pod przyszły dom, miała status rolnej. Na dodatek wydawało nam się, że leży ona zbyt daleko od naszych miejsc pracy.
Droga do domu
Zmieniliśmy jednak własne nastawienie kilka lat później, kiedy władze gminne przeznaczyły grunty teściów do przekwalifikowania na budowlane. Zaraz po ogłoszeniu tych urzędowych zamiarów bez względu na odległość zdecydowaliśmy się na wyprowadzkę z miasta. Rodzice Pawła, mojego męża, wyszli naszym planom naprzeciw i ofiarowali nam 2500 m2 ziemi.
Nie traciliśmy czasu w oczekiwaniu na przeprowadzenie niezbędnych procesów administracyjnych. Wyszukaliśmy gotowy projekt, ustaliliśmy szczegóły budowy, załatwiliśmy niezbędne pozwolenia oraz umówiliśmy ekipę budowlaną. Nie mogliśmy się doczekać realizacji marzeń, do których przygotowaliśmy się od miesięcy!
Wydawało się nam wtedy, że 300 m2 powierzchni domu będzie optymalne dla sześcioosobowej rodziny (moja mama, nieżyjąca już obecnie, zamieszkała wtedy z nami). Dla każdego członka rodziny przeznaczyliśmy duży prywatny pokój (po 20 m2), zbudowaliśmy trzy łazienki, kuchnię połączoną z jadalnią, garaż i pomieszczenia gospodarcze. Kupowaliśmy drogie materiały budowlane i wykończeniowe (np. ceramiczne pustaki i dachówkę) oraz luksusowo wyposażyliśmy dom (w wysokiej jakości piec i system ogrzewania podłogowego). Uważaliśmy, że będzie przez to ładniejszy i bardziej funkcjonalny. Ani się spostrzegliśmy, jak kilkakrotnie przekroczyliśmy prognozowane koszty budowy i wykończenia budynku.
Pomysły na oszczędności
Pierwsza myśl o tym, że przesadziliśmy z wielkością domu oraz wysokim standardem jego wykończenia i wyposażenia, naszła mnie już pod koniec budowy. Wtedy jednak wszyscy się pocieszaliśmy, że dom będzie wygodny i damy radę go utrzymać. Niestety, realia okazały się inne.
Tuż po zamieszkaniu przekonaliśmy się, że większość czasu spędzamy wspólnie na parterze. W prywatnych pokojach tylko śpimy, więc mogłyby być sporo mniejsze. Utrzymanie budynku z dużą kubaturą i powierzchnią użytkową okazało się drogie i nieadekwatne do naszych ówczesnych zarobków oraz kosztów, jakie ponieśliśmy podczas budowy. Zaczęliśmy mieć kłopoty z bieżącym utrzymaniem domu. Co było robić? Sami przed sobą przyznaliśmy się do błędu i postanowiliśmy sprzedać rodzinne gniazdo. Zdecydowaliśmy się z mężem na budowę mniejszego domu na mniejszej działce.
Aby zaoszczędzić na kosztach, wybraliśmy tańszą ziemię, z pewnymi wadami. Działka leżała w niecce, niżej niż sąsiednie i wiosną była podmokła. Po konsultacjach z geologami wiedzieliśmy jednak, co zrobić, aby przystosować ją pod budowę domu.
Po profesjonalnym zdrenowaniu terenu, podniesieniu podłoża do poziomu przylegających posesji i dokładnym ubiciu dowiezionej ziemi, mogliśmy ruszać z budową. Główną zaletą parceli była piękna lokalizacja - z dala od hałaśliwej szosy i z widokiem na pola. Bliski przebieg sieci elektrycznej, gazowej i wodociągowej oraz możliwość przyłączenia w przyszłości kanalizacji ułatwiły nam wyposażenie domu w nowoczesne media.
Pieniądze nie takie straszne
W drugim domu pomieszczenia prywatne zamiast po 20, mają 10-12 m2 powierzchni. Zbudowaliśmy o jedną łazienkę mniej i zrezygnowaliśmy z garażu w bryle budynku. Zamiast ceramicznej dachówki zastosowaliśmy tańszą betonową, a zamiast kotła z automatycznym sterownikiem i dużym zasobnikiem na ciepłą wodę 160 l (za 25 tys. zł) użyliśmy tańszego, ale równie dobrego, ze sterowaniem manualnym. Na samym wyposażeniu kotłowni zaoszczędziliśmy 20 tys. zł, a za całą instalację centralnego ogrzewania zapłaciliśmy zaledwie jedną trzecią ceny instalacji z pierwszego domu. Zrezygnowaliśmy też z ogrzewania podłogowego, ponieważ w miejsce kamiennych podłóg woleliśmy drewniane.
Nie oszczędzaliśmy natomiast na podstawowych materiałach budowlanych oraz na ociepleniu budynku, wiedząc, jak bardzo wpływa to na późniejsze rachunki. Ściany z pustaków ceramicznych ociepliliśmy na zewnątrz styropianem (10 cm), a dach - wełną mineralną (20 cm). Zastosowaliśmy również "ciepłe" szyby w drewnianych oknach.
Koszty budowy domu i jego wykończenia nie sięgnęły nawet połowy tych z poprzedniego domu; między innymi dlatego, że nie szaleliśmy z materiałami wykończeniowymi. Tym razem zadowoliliśmy się terakotą i glazurą ze średniej półki oraz tej samej klasy armaturą łazienkową czy kuchenną. To zupełnie wystarcza.
Cieszymy się, że po półtora roku korzystania z szamba mogliśmy wreszcie nowy dom podłączyć do sieci kanalizacyjnej. Wywożenie szamba co dwa tygodnie było uciążliwe i kosztowne - wynosiło aż 240 zł miesięcznie. Obecnie za korzystanie z wodociągu i kanalizacji płacimy połowę tej kwoty.
Nie żałujemy opuszczenia poprzedniego domu. Nowy, choć mniejszy, jest przytulniejszy i skupia całą rodzinę blisko siebie. No i oczywiście jest tańszy w utrzymaniu. Teraz mniej obawiamy się ewentualnych kryzysów finansowych.
Droga do domu
Zmieniliśmy jednak własne nastawienie kilka lat później, kiedy władze gminne przeznaczyły grunty teściów do przekwalifikowania na budowlane. Zaraz po ogłoszeniu tych urzędowych zamiarów bez względu na odległość zdecydowaliśmy się na wyprowadzkę z miasta. Rodzice Pawła, mojego męża, wyszli naszym planom naprzeciw i ofiarowali nam 2500 m2 ziemi.
Nie traciliśmy czasu w oczekiwaniu na przeprowadzenie niezbędnych procesów administracyjnych. Wyszukaliśmy gotowy projekt, ustaliliśmy szczegóły budowy, załatwiliśmy niezbędne pozwolenia oraz umówiliśmy ekipę budowlaną. Nie mogliśmy się doczekać realizacji marzeń, do których przygotowaliśmy się od miesięcy!
Wydawało się nam wtedy, że 300 m2 powierzchni domu będzie optymalne dla sześcioosobowej rodziny (moja mama, nieżyjąca już obecnie, zamieszkała wtedy z nami). Dla każdego członka rodziny przeznaczyliśmy duży prywatny pokój (po 20 m2), zbudowaliśmy trzy łazienki, kuchnię połączoną z jadalnią, garaż i pomieszczenia gospodarcze. Kupowaliśmy drogie materiały budowlane i wykończeniowe (np. ceramiczne pustaki i dachówkę) oraz luksusowo wyposażyliśmy dom (w wysokiej jakości piec i system ogrzewania podłogowego). Uważaliśmy, że będzie przez to ładniejszy i bardziej funkcjonalny. Ani się spostrzegliśmy, jak kilkakrotnie przekroczyliśmy prognozowane koszty budowy i wykończenia budynku.
Pomysły na oszczędności
Pierwsza myśl o tym, że przesadziliśmy z wielkością domu oraz wysokim standardem jego wykończenia i wyposażenia, naszła mnie już pod koniec budowy. Wtedy jednak wszyscy się pocieszaliśmy, że dom będzie wygodny i damy radę go utrzymać. Niestety, realia okazały się inne.
Tuż po zamieszkaniu przekonaliśmy się, że większość czasu spędzamy wspólnie na parterze. W prywatnych pokojach tylko śpimy, więc mogłyby być sporo mniejsze. Utrzymanie budynku z dużą kubaturą i powierzchnią użytkową okazało się drogie i nieadekwatne do naszych ówczesnych zarobków oraz kosztów, jakie ponieśliśmy podczas budowy. Zaczęliśmy mieć kłopoty z bieżącym utrzymaniem domu. Co było robić? Sami przed sobą przyznaliśmy się do błędu i postanowiliśmy sprzedać rodzinne gniazdo. Zdecydowaliśmy się z mężem na budowę mniejszego domu na mniejszej działce.
Aby zaoszczędzić na kosztach, wybraliśmy tańszą ziemię, z pewnymi wadami. Działka leżała w niecce, niżej niż sąsiednie i wiosną była podmokła. Po konsultacjach z geologami wiedzieliśmy jednak, co zrobić, aby przystosować ją pod budowę domu.
Po profesjonalnym zdrenowaniu terenu, podniesieniu podłoża do poziomu przylegających posesji i dokładnym ubiciu dowiezionej ziemi, mogliśmy ruszać z budową. Główną zaletą parceli była piękna lokalizacja - z dala od hałaśliwej szosy i z widokiem na pola. Bliski przebieg sieci elektrycznej, gazowej i wodociągowej oraz możliwość przyłączenia w przyszłości kanalizacji ułatwiły nam wyposażenie domu w nowoczesne media.
Pieniądze nie takie straszne
W drugim domu pomieszczenia prywatne zamiast po 20, mają 10-12 m2 powierzchni. Zbudowaliśmy o jedną łazienkę mniej i zrezygnowaliśmy z garażu w bryle budynku. Zamiast ceramicznej dachówki zastosowaliśmy tańszą betonową, a zamiast kotła z automatycznym sterownikiem i dużym zasobnikiem na ciepłą wodę 160 l (za 25 tys. zł) użyliśmy tańszego, ale równie dobrego, ze sterowaniem manualnym. Na samym wyposażeniu kotłowni zaoszczędziliśmy 20 tys. zł, a za całą instalację centralnego ogrzewania zapłaciliśmy zaledwie jedną trzecią ceny instalacji z pierwszego domu. Zrezygnowaliśmy też z ogrzewania podłogowego, ponieważ w miejsce kamiennych podłóg woleliśmy drewniane.
Nie oszczędzaliśmy natomiast na podstawowych materiałach budowlanych oraz na ociepleniu budynku, wiedząc, jak bardzo wpływa to na późniejsze rachunki. Ściany z pustaków ceramicznych ociepliliśmy na zewnątrz styropianem (10 cm), a dach - wełną mineralną (20 cm). Zastosowaliśmy również "ciepłe" szyby w drewnianych oknach.
Koszty budowy domu i jego wykończenia nie sięgnęły nawet połowy tych z poprzedniego domu; między innymi dlatego, że nie szaleliśmy z materiałami wykończeniowymi. Tym razem zadowoliliśmy się terakotą i glazurą ze średniej półki oraz tej samej klasy armaturą łazienkową czy kuchenną. To zupełnie wystarcza.
Cieszymy się, że po półtora roku korzystania z szamba mogliśmy wreszcie nowy dom podłączyć do sieci kanalizacyjnej. Wywożenie szamba co dwa tygodnie było uciążliwe i kosztowne - wynosiło aż 240 zł miesięcznie. Obecnie za korzystanie z wodociągu i kanalizacji płacimy połowę tej kwoty.
Nie żałujemy opuszczenia poprzedniego domu. Nowy, choć mniejszy, jest przytulniejszy i skupia całą rodzinę blisko siebie. No i oczywiście jest tańszy w utrzymaniu. Teraz mniej obawiamy się ewentualnych kryzysów finansowych.
Skomentuj:
Drugi lepszy dom