Trochę dom, trochę mieszkanie
Co zrobić, gdy jedno z małżonków marzy o domu z ogródkiem, a drugie - o wygodnym apartamencie w mieście? Wyjściem może być dom w zabudowie szeregowej.
Zanim trafiliśmy do Warszawy, mieszkaliśmy z Alą, moją żoną, i dwojgiem dzieci w Gdańsku. Tam studiowaliśmy, a po studiach znaleźliśmy pracę. Wydawało się nam, że w Gdańsku zatrzymamy się na długo, więc kupiliśmy wygodne mieszkanie. Los jednak rzucił nas do stolicy.
Droga do domu
Pozostawiając sobie trochę czasu na adaptację w nowym miejscu, wynajęliśmy mieszkanie (40 m2) na warszawskich Kabatach. Miejsce było fajne, ale za sam wynajem płaciliśmy 1500 zł miesięcznie, a z opłatami blisko 2 tys. zł. Były to dla nas szokujące kwoty, tym bardziej że za wynajem mieszkania w Gdańsku (a było sporo większe) mogliśmy zażądać zaledwie połowę warszawskiej stawki. Szybko podjęliśmy więc decyzję o kupieniu czegoś na własność. Postanowiliśmy przeznaczyć na to pieniądze ze sprzedaży gdańskiego mieszkania, a brakującą kwotę pokryć z kredytu hipotecznego. Łącznie byliśmy skłonni wydać 500 tys. zł.
Już wstępne rozeznanie rynku nieruchomości odstraszyło nas, niestety, od kupna mieszkania, choć osobiście preferowałem takie rozwiązanie. Zainteresowaliśmy się więc kupnem domu, co było z kolei zawsze wielkim marzeniem Ali. Od razu jednak sprzeciwiłem się budowie domu od fundamentów, z powodu mojej pracy zawodowej, która uniemożliwiłaby mi nadzór nad pracami budowlanymi. Wzięliśmy również pod uwagę doświadczenia rodziny i znajomych, które potwierdzały, że budowa oraz zdobycie wszelkich pozwoleń wymaga od inwestorów sporego zaangażowania.
Szukając działki, przyjęliśmy dwa podstawowe limity - odległość od Warszawy do 30 km oraz wielkość - do 1000 m2. Nie chcieliśmy zbyt daleko dojeżdżać do pracy, ani zaniedbywać posesji z braku wolnego czasu. Woleliśmy poświęcić go dzieciom. Ze względu na dwójkę maluchów braliśmy pod uwagę tylko miejsca w pełni zurbanizowane - z zapleczem szkolnym, zdrowotnym i komunikacyjnym. Nasz wymarzony dom miał mieć 120-150 m2 i garaż. Liczyliśmy się z przyszłymi kosztami jego eksploatacji oraz bieżącą pielęgnacją, na którą nie chcieliśmy poświęcać całego wolnego czasu.
Pomysły na oszczędności
Liczne próby znalezienia czegoś odpowiedniego, podejmowane samodzielnie i z pomocą agencji nieruchomości, nie przyniosły jednak pozytywnego skutku. Byliśmy zdziwieni, bo nie mieliśmy nazbyt wygórowanych potrzeb. Jak większość młodych inwestorów z synem i córką chcieliśmy mieć trzy oddzielne sypialnie, łazienkę na każdej kondygnacji, oddzielny pokój dla przyjezdnej rodziny oraz niezbędne pomieszczenia dzienne, najlepiej połączone ze sobą. W wyznaczonej przez nas cenie nowo wybudowanych domów było jak na lekarstwo, a domy z rynku wtórnego miały staromodny układ wnętrz bądź wymagały poważnego remontu. Przyczyną fiaska był zapewne pułap cenowy, jaki postawiliśmy na starcie. Pół miliona złotych okazało się zbyt małą kwotą! Byliśmy zszokowani.
W końcu stanęliśmy w obliczu pytania - jeśli nie drogie mieszkanie w granicach Warszawy i nie dom budowany od podstaw, to co?
Idealnym rozwiązaniem okazał się dom w zabudowie szeregowej, choć i w tym wypadku nie od razu trafiliśmy na doskonały model. Większość oglądanych przez nas szeregowców była zbyt wąska i kiszkowata, co skutkowało małymi pomieszczeniami i rozrzuceniem ich na wielu kondygnacjach, wliczając w to półpiętra. Takie pojedyncze i ciasne pomieszczenia zupełnie nam nie odpowiadały. Natomiast szeregowce bardziej ekskluzywne i położone blisko Warszawy miały inne wady - oczywiście wysoką cenę, ale też nierzadko hałaśliwą lokalizację. Nad jednym z osiedli co chwilę podchodziły do lądowania samoloty!
Pieniądze nie takie straszne
Szczęście uśmiechnęło się do nas, gdy trafiliśmy na osiedle szeregowców położone tuż za granicami administracyjnymi Warszawy. Segmenty miały aż 8,5 m szerokości, czyli niewiele mniej niż małe domy, a na trzech poziomach rozlokowane były wszystkie niezbędne nam pomieszczenia, łącznie z garażem. Przed garażem znajdowało się dodatkowe miejsce parkingowe, a za domem niewielki ogródek. Przestronne i połączone ze sobą salon, jadalnia i kuchnia, a przy nich w.c., kotłownia oraz garaż znajdowały się na parterze. Na pierwszej kondygnacji były trzy pokoje (dwa dla dzieci z garderobami i gościnny) oraz łazienka, natomiast na poddaszu - pokój i łazienka, czyli świetne miejsce dla rodziców. Chronione, kameralne osiedle znajdowało się w cichym miejscu, 3 km od głównej drogi do miasta, ale nie stało w polu. W okolicy były wszystkie media i niezbędna infrastruktura oraz asfaltowe drogi dojazdowe. Na samym osiedlu ulice wybrukowano kostką betonową, znikała zatem perspektywa taplania się w błocie, co było wadą innych osiedli.
Uznaliśmy z Alą, że na wykończony szeregowiec ze wszystkimi nowoczesnymi mediami warto wydać trochę więcej niż początkowo planowaliśmy. W momencie kupna dom miał już podłogi z terakoty i drewniane parkiety, drewniane schody, urządzoną kuchnię i łazienki, kominek w salonie. Do zamieszkania wystarczyła drobna kosmetyka i sprowadzenie mebli. Podobały nam się ciekawe w formie okna i estetycznie wykończone elewacje oraz spójność architektoniczna całego osiedla. Po kilku tygodniach zastanowienia i konsultacji z mieszkańcami osiedla - sfinalizowaliśmy transakcję. Do dziś nie żałujemy tej decyzji.
Słysząc jak wiele jest w okolicy kradzieży, bez narzekania płacimy za ochronę i administrowanie osiedlem. Doceniamy fakt, że nie musimy nic odśnieżać, a teren jest czysty, zadbany i bezpieczny. Usługi osiedlowe warte są jednak aż 4200 zł rocznie.
Na szczęście roczne opłaty za ogrzewanie budynku i wody kształtują się na przyzwoitym poziomie (3 tys. zł), ponieważ dom jest starannie ocieplony, ma dobrej jakości okna i nie jest segmentem położonym na skraju. Dodatkowo, w celu obniżenia kosztów zamontowaliśmy czujnik temperatury we wnętrzach, który w nocy i podczas naszej nieobecności przełącza grzanie na niższą temperaturę.
Po ostatnich podwyżkach spróbujemy obniżyć koszty wywozu śmieci - 90 zł miesięcznie to duża kwota. Obliczyliśmy, że jeśli zaczniemy staranniej segregować śmieci, spadnie ona o połowę. Latem podlewamy ogródek, więc opłaty za wodę rosną wtedy o 20 zł miesięcznie.
Droga do domu
Pozostawiając sobie trochę czasu na adaptację w nowym miejscu, wynajęliśmy mieszkanie (40 m2) na warszawskich Kabatach. Miejsce było fajne, ale za sam wynajem płaciliśmy 1500 zł miesięcznie, a z opłatami blisko 2 tys. zł. Były to dla nas szokujące kwoty, tym bardziej że za wynajem mieszkania w Gdańsku (a było sporo większe) mogliśmy zażądać zaledwie połowę warszawskiej stawki. Szybko podjęliśmy więc decyzję o kupieniu czegoś na własność. Postanowiliśmy przeznaczyć na to pieniądze ze sprzedaży gdańskiego mieszkania, a brakującą kwotę pokryć z kredytu hipotecznego. Łącznie byliśmy skłonni wydać 500 tys. zł.
Już wstępne rozeznanie rynku nieruchomości odstraszyło nas, niestety, od kupna mieszkania, choć osobiście preferowałem takie rozwiązanie. Zainteresowaliśmy się więc kupnem domu, co było z kolei zawsze wielkim marzeniem Ali. Od razu jednak sprzeciwiłem się budowie domu od fundamentów, z powodu mojej pracy zawodowej, która uniemożliwiłaby mi nadzór nad pracami budowlanymi. Wzięliśmy również pod uwagę doświadczenia rodziny i znajomych, które potwierdzały, że budowa oraz zdobycie wszelkich pozwoleń wymaga od inwestorów sporego zaangażowania.
Szukając działki, przyjęliśmy dwa podstawowe limity - odległość od Warszawy do 30 km oraz wielkość - do 1000 m2. Nie chcieliśmy zbyt daleko dojeżdżać do pracy, ani zaniedbywać posesji z braku wolnego czasu. Woleliśmy poświęcić go dzieciom. Ze względu na dwójkę maluchów braliśmy pod uwagę tylko miejsca w pełni zurbanizowane - z zapleczem szkolnym, zdrowotnym i komunikacyjnym. Nasz wymarzony dom miał mieć 120-150 m2 i garaż. Liczyliśmy się z przyszłymi kosztami jego eksploatacji oraz bieżącą pielęgnacją, na którą nie chcieliśmy poświęcać całego wolnego czasu.
Pomysły na oszczędności
Liczne próby znalezienia czegoś odpowiedniego, podejmowane samodzielnie i z pomocą agencji nieruchomości, nie przyniosły jednak pozytywnego skutku. Byliśmy zdziwieni, bo nie mieliśmy nazbyt wygórowanych potrzeb. Jak większość młodych inwestorów z synem i córką chcieliśmy mieć trzy oddzielne sypialnie, łazienkę na każdej kondygnacji, oddzielny pokój dla przyjezdnej rodziny oraz niezbędne pomieszczenia dzienne, najlepiej połączone ze sobą. W wyznaczonej przez nas cenie nowo wybudowanych domów było jak na lekarstwo, a domy z rynku wtórnego miały staromodny układ wnętrz bądź wymagały poważnego remontu. Przyczyną fiaska był zapewne pułap cenowy, jaki postawiliśmy na starcie. Pół miliona złotych okazało się zbyt małą kwotą! Byliśmy zszokowani.
W końcu stanęliśmy w obliczu pytania - jeśli nie drogie mieszkanie w granicach Warszawy i nie dom budowany od podstaw, to co?
Idealnym rozwiązaniem okazał się dom w zabudowie szeregowej, choć i w tym wypadku nie od razu trafiliśmy na doskonały model. Większość oglądanych przez nas szeregowców była zbyt wąska i kiszkowata, co skutkowało małymi pomieszczeniami i rozrzuceniem ich na wielu kondygnacjach, wliczając w to półpiętra. Takie pojedyncze i ciasne pomieszczenia zupełnie nam nie odpowiadały. Natomiast szeregowce bardziej ekskluzywne i położone blisko Warszawy miały inne wady - oczywiście wysoką cenę, ale też nierzadko hałaśliwą lokalizację. Nad jednym z osiedli co chwilę podchodziły do lądowania samoloty!
Pieniądze nie takie straszne
Szczęście uśmiechnęło się do nas, gdy trafiliśmy na osiedle szeregowców położone tuż za granicami administracyjnymi Warszawy. Segmenty miały aż 8,5 m szerokości, czyli niewiele mniej niż małe domy, a na trzech poziomach rozlokowane były wszystkie niezbędne nam pomieszczenia, łącznie z garażem. Przed garażem znajdowało się dodatkowe miejsce parkingowe, a za domem niewielki ogródek. Przestronne i połączone ze sobą salon, jadalnia i kuchnia, a przy nich w.c., kotłownia oraz garaż znajdowały się na parterze. Na pierwszej kondygnacji były trzy pokoje (dwa dla dzieci z garderobami i gościnny) oraz łazienka, natomiast na poddaszu - pokój i łazienka, czyli świetne miejsce dla rodziców. Chronione, kameralne osiedle znajdowało się w cichym miejscu, 3 km od głównej drogi do miasta, ale nie stało w polu. W okolicy były wszystkie media i niezbędna infrastruktura oraz asfaltowe drogi dojazdowe. Na samym osiedlu ulice wybrukowano kostką betonową, znikała zatem perspektywa taplania się w błocie, co było wadą innych osiedli.
Uznaliśmy z Alą, że na wykończony szeregowiec ze wszystkimi nowoczesnymi mediami warto wydać trochę więcej niż początkowo planowaliśmy. W momencie kupna dom miał już podłogi z terakoty i drewniane parkiety, drewniane schody, urządzoną kuchnię i łazienki, kominek w salonie. Do zamieszkania wystarczyła drobna kosmetyka i sprowadzenie mebli. Podobały nam się ciekawe w formie okna i estetycznie wykończone elewacje oraz spójność architektoniczna całego osiedla. Po kilku tygodniach zastanowienia i konsultacji z mieszkańcami osiedla - sfinalizowaliśmy transakcję. Do dziś nie żałujemy tej decyzji.
Słysząc jak wiele jest w okolicy kradzieży, bez narzekania płacimy za ochronę i administrowanie osiedlem. Doceniamy fakt, że nie musimy nic odśnieżać, a teren jest czysty, zadbany i bezpieczny. Usługi osiedlowe warte są jednak aż 4200 zł rocznie.
Na szczęście roczne opłaty za ogrzewanie budynku i wody kształtują się na przyzwoitym poziomie (3 tys. zł), ponieważ dom jest starannie ocieplony, ma dobrej jakości okna i nie jest segmentem położonym na skraju. Dodatkowo, w celu obniżenia kosztów zamontowaliśmy czujnik temperatury we wnętrzach, który w nocy i podczas naszej nieobecności przełącza grzanie na niższą temperaturę.
Po ostatnich podwyżkach spróbujemy obniżyć koszty wywozu śmieci - 90 zł miesięcznie to duża kwota. Obliczyliśmy, że jeśli zaczniemy staranniej segregować śmieci, spadnie ona o połowę. Latem podlewamy ogródek, więc opłaty za wodę rosną wtedy o 20 zł miesięcznie.
Skomentuj:
Trochę dom, trochę mieszkanie