Gdy dom ma mokro
Wilgoć nie jest jedynie problemem mieszkańców starych budynków na Pradze czy Woli, przytrafia się także w nowym budownictwie, np. na Targówku. Jak sobie z nią radzić?
Po czym poznać, że jest źle
Najpierw parują okna i lustra, później odkleją się tapety i listwy, wypaczają posadzki, powstają purchle z farby. Gdy na ścianach lub podłogach pojawiają się zacieki, to znak, że jest już bardzo źle. W takich warunkach na tynku i wewnątrz ścian może rozwinąć się grzyb (w zależności od odmiany może przybrać postać czarnych lub zielonych plam, ale także białego mchu). W domu może także panować zapach stęchlizny.
Żeby sprawdzić, czy nasze mieszkanie jest zawilgocone, można kupić wilgotnościomierz (np. 49,90 zł na www.wetbild.pl), który określi ilość pary wodnej w pomieszczeniu. Wilgotność powietrza powinna wynosić 40-60 proc. (przy temperaturze 20-22 stopni Celsjusza), murów i tynków maksymalnie 5 proc., elementów konstrukcyjnych 18 proc., a drewnianych 10 proc. Pomiar należy powtórzyć kilka razy, bo może się zmieniać, np. w zależności od pogody. Jeśli wskaźnik uparcie pokazuje wyższe niż dopuszczalne wartości, zacznijmy działać. Wilgotne powietrze w domu często bowiem przyczynia się do rozwoju alergii, a nawet astmy, i obniża odporności organizmu. Pleśnie i grzyby zwiększają zawartość dwutlenku węgla w powietrzu, co prowadzi do zatrucia organizmu - boli nas głowa, jesteśmy senni i mamy nudności.
Skąd się bierze wilgoć?
Przyczyn jest kilka, główną jest wadliwa wentylacja. Wtedy po kąpieli, gotowaniu czy praniu para wodna, zamiast się ulotnić, osiada na ścianach, głównie w chłodniejszych częściach pomieszczeń i sprzyja rozwojowi grzybów. Utrzymywanie w mieszkaniu chłodu uniemożliwia pozbycie się już powstałych wykwitów pleśni. Dlatego nalot widać często w budynkach, z których "ucieka" ciepło (np. kamienice na Pradze, mieszkania z podzielnikami ciepła w starym budownictwie na Woli), choć przytrafia się i w nowym budownictwie (na wilgoć skarżyli się kilka lat temu mieszkańcy inwestycji z 2005 roku Targówek Plaza na Borzymowskiej).
Zdarza się też, że wilgoć pojawia się, bo dom zbudowano niefachowo - dach jest nieszczelny, wykorzystane materiały tandetne albo cykl budowy był za krótki i materiały nie zdążyły wyschnąć.
Problem powiększają deszcze, które ostatnio nas nawiedzają. Woda z zalanych piwnic i garaży wsiąka w fundamenty i "wędruje" do mieszkań. A w domach, w których nie ma przepływu powietrza, ściany chłoną wodę z gruntu albo deszczówkę łatwiej niż w dobrze wietrzonych budynkach.
Mokro, co robić?
Przede wszystkim często wietrzmy mieszkanie. Dbajmy też o to, żeby w domu było ciepło - powyżej 20 stopni.
Jeśli wilgotność powietrza w mieszkaniu lekko przekroczyła 60 proc., możemy spróbować walczyć z nią sami. Na oknach możemy zamontować nawiewniki albo tzw. listwy wentylacyjne (kosztują koło dwudziestu złotych) i stosować preparaty do osuszania powietrza, np. woreczki z kryształkami pochłaniającymi wodę. Zapas na trzy miesiące do pomieszczenia o pow. 35 m kw. kosztuje kilkanaście złotych. Drogim rozwiązaniem jest mechaniczny osuszacz powietrza za kilkaset złotych. Urządzenie wielkości małego grzejnika "przefiltrowuje" powietrze: wchłania wilgotne, a oddaje suche.
W obniżeniu wilgotności powietrza i ścian mogą pomóc nagłe zmiany temperatury. Rozkręcamy grzejniki do maksimum, ochładzamy je i znów rozgrzewamy. Czynność kilkakrotnie powtarzamy, poziom wilgoci powinien się unormować. Z kolei do zwalczania wyrosłych już grzybów i pleśni służą środki chemiczne, np. emulsja Pleśniotox E (ok. 30 zł za 5 l).
Ponieważ przyczyn gromadzenia się wilgoci jest wiele, warto zacząć od eliminowania najprostszych. Poradźmy się fachowca, który je oceni i określi plan działania. Najlepiej zacząć od hydraulika, który stwierdzi, czy nalot na ścianie nie powstał np. dlatego, że pękła nam rura łazience.
Kilkudziesięcioletnie mieszkania mają tę zaletę, że są w nich jeszcze piece kaflowe. Nie warto się ich pozbywać, jeśli mamy problem z wilgocią. Jako jedyne źródło ciepła mogą jednak nie wystarczyć. Do przewodów kominowych po piecu można też podłączyć kozę.
Gdy problem jest poważny
Kiedy z wilgocią i grzybem nie dają sobie rady domowe sposoby i gotowe preparaty, a na dodatek grzyb rozwija się wewnątrz ścian, trzeba wynająć ekipę, która osuszy mieszkanie i naprawi prawdopodobne wady konstrukcyjne. Cena takiej usługi zależy od powierzchni mieszkania, grubości murów i wysokości zawilgocenia, dlatego specjalistyczne firmy koszt usuwania wilgoci wyceniają indywidualnie. Trzeba być gotowym wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. Pamiętajmy, by znaleźć firmę wyspecjalizowaną właśnie w osuszaniu domów - nie każdy budowlaniec ma takie uprawnienia.
Na podstawie: www.budujemydom.pl, www.oknoserwis.pl, www.glazurnicy.pl, www.budnet.pl, www.stopwilgoci.pl
Najpierw parują okna i lustra, później odkleją się tapety i listwy, wypaczają posadzki, powstają purchle z farby. Gdy na ścianach lub podłogach pojawiają się zacieki, to znak, że jest już bardzo źle. W takich warunkach na tynku i wewnątrz ścian może rozwinąć się grzyb (w zależności od odmiany może przybrać postać czarnych lub zielonych plam, ale także białego mchu). W domu może także panować zapach stęchlizny.
Żeby sprawdzić, czy nasze mieszkanie jest zawilgocone, można kupić wilgotnościomierz (np. 49,90 zł na www.wetbild.pl), który określi ilość pary wodnej w pomieszczeniu. Wilgotność powietrza powinna wynosić 40-60 proc. (przy temperaturze 20-22 stopni Celsjusza), murów i tynków maksymalnie 5 proc., elementów konstrukcyjnych 18 proc., a drewnianych 10 proc. Pomiar należy powtórzyć kilka razy, bo może się zmieniać, np. w zależności od pogody. Jeśli wskaźnik uparcie pokazuje wyższe niż dopuszczalne wartości, zacznijmy działać. Wilgotne powietrze w domu często bowiem przyczynia się do rozwoju alergii, a nawet astmy, i obniża odporności organizmu. Pleśnie i grzyby zwiększają zawartość dwutlenku węgla w powietrzu, co prowadzi do zatrucia organizmu - boli nas głowa, jesteśmy senni i mamy nudności.
Skąd się bierze wilgoć?
Przyczyn jest kilka, główną jest wadliwa wentylacja. Wtedy po kąpieli, gotowaniu czy praniu para wodna, zamiast się ulotnić, osiada na ścianach, głównie w chłodniejszych częściach pomieszczeń i sprzyja rozwojowi grzybów. Utrzymywanie w mieszkaniu chłodu uniemożliwia pozbycie się już powstałych wykwitów pleśni. Dlatego nalot widać często w budynkach, z których "ucieka" ciepło (np. kamienice na Pradze, mieszkania z podzielnikami ciepła w starym budownictwie na Woli), choć przytrafia się i w nowym budownictwie (na wilgoć skarżyli się kilka lat temu mieszkańcy inwestycji z 2005 roku Targówek Plaza na Borzymowskiej).
Zdarza się też, że wilgoć pojawia się, bo dom zbudowano niefachowo - dach jest nieszczelny, wykorzystane materiały tandetne albo cykl budowy był za krótki i materiały nie zdążyły wyschnąć.
Problem powiększają deszcze, które ostatnio nas nawiedzają. Woda z zalanych piwnic i garaży wsiąka w fundamenty i "wędruje" do mieszkań. A w domach, w których nie ma przepływu powietrza, ściany chłoną wodę z gruntu albo deszczówkę łatwiej niż w dobrze wietrzonych budynkach.
Mokro, co robić?
Przede wszystkim często wietrzmy mieszkanie. Dbajmy też o to, żeby w domu było ciepło - powyżej 20 stopni.
Jeśli wilgotność powietrza w mieszkaniu lekko przekroczyła 60 proc., możemy spróbować walczyć z nią sami. Na oknach możemy zamontować nawiewniki albo tzw. listwy wentylacyjne (kosztują koło dwudziestu złotych) i stosować preparaty do osuszania powietrza, np. woreczki z kryształkami pochłaniającymi wodę. Zapas na trzy miesiące do pomieszczenia o pow. 35 m kw. kosztuje kilkanaście złotych. Drogim rozwiązaniem jest mechaniczny osuszacz powietrza za kilkaset złotych. Urządzenie wielkości małego grzejnika "przefiltrowuje" powietrze: wchłania wilgotne, a oddaje suche.
W obniżeniu wilgotności powietrza i ścian mogą pomóc nagłe zmiany temperatury. Rozkręcamy grzejniki do maksimum, ochładzamy je i znów rozgrzewamy. Czynność kilkakrotnie powtarzamy, poziom wilgoci powinien się unormować. Z kolei do zwalczania wyrosłych już grzybów i pleśni służą środki chemiczne, np. emulsja Pleśniotox E (ok. 30 zł za 5 l).
Ponieważ przyczyn gromadzenia się wilgoci jest wiele, warto zacząć od eliminowania najprostszych. Poradźmy się fachowca, który je oceni i określi plan działania. Najlepiej zacząć od hydraulika, który stwierdzi, czy nalot na ścianie nie powstał np. dlatego, że pękła nam rura łazience.
Kilkudziesięcioletnie mieszkania mają tę zaletę, że są w nich jeszcze piece kaflowe. Nie warto się ich pozbywać, jeśli mamy problem z wilgocią. Jako jedyne źródło ciepła mogą jednak nie wystarczyć. Do przewodów kominowych po piecu można też podłączyć kozę.
Gdy problem jest poważny
Kiedy z wilgocią i grzybem nie dają sobie rady domowe sposoby i gotowe preparaty, a na dodatek grzyb rozwija się wewnątrz ścian, trzeba wynająć ekipę, która osuszy mieszkanie i naprawi prawdopodobne wady konstrukcyjne. Cena takiej usługi zależy od powierzchni mieszkania, grubości murów i wysokości zawilgocenia, dlatego specjalistyczne firmy koszt usuwania wilgoci wyceniają indywidualnie. Trzeba być gotowym wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. Pamiętajmy, by znaleźć firmę wyspecjalizowaną właśnie w osuszaniu domów - nie każdy budowlaniec ma takie uprawnienia.
Na podstawie: www.budujemydom.pl, www.oknoserwis.pl, www.glazurnicy.pl, www.budnet.pl, www.stopwilgoci.pl
Skomentuj:
Gdy dom ma mokro