Pomarańczowa aranżacja
Za oknem sielski widok. W mieszkaniu akcenty w pobudzającym kolorze. Taki zestaw zapewnia gospodarzom dawkę energii na cały dzień.
1 z 8
2 z 8
3 z 8
4 z 8
5 z 8
6 z 8
7 z 8
8 z 8
Lidka i Wojtek są młodym małżeństwem i rodzicami półtorarocznego Maksyma. Wojtek, rodowity warszawiak, po ukończeniu SGH założył własną firmę konsultingową. Lidka pochodzi z Krakowa - tam ukończyła filologię polską na uniwersytecie i zaczęła pracę w dużej firmie na stanowisku menedżera. Gdy awansowała, została przeniesiona do stolicy. Myślała, że tylko na chwilę, ale gdy poznała Wojtka, zmieniła plany i postanowiła zostać na zawsze.
Nowe życie to nowy adres. Kiedy okazało się, że rodzina niebawem się powiększy, postanowili znaleźć dla siebie odpowiednie lokum. Długo zastanawiali się, czy lepiej zainwestować w mieszkanie, czy raczej w dom pod miastem. Ze względu na pracę i dojazdy wybrali mieszkanie, ale żeby nie rezygnować z marzeń, kupili również pod Warszawą działkę budowlaną. Co do mieszkania nie mieli jakichś szczególnych wymagań. Najważniejszy był dla nich odpowiedni metraż i łatwy dojazd do pracy. Wybrali nowo wybudowany blok na granicy Mokotowa i Wilanowa. Tuż za ogrodzeniem zaczyna się inny świat: śpiewają ptaki, cicho szumi rzeczka. Gospodarze żartują, że wystarczyło im jedno spojrzenie przez okno, by podjąć decyzję.
Mieszkanie wymagało zmian - przede wszystkim było w nim za dużo drzwi i zbyt mało przestrzeni: wąski przedpokój, ciasne pokoje, zamknięta kuchnia, mała i wyjątkowo nieustawna łazienka. Takie wnętrze zupełnie nie spełniało oczekiwań Lidki i Wojtka. Dlatego postanowili zwrócić się o pomoc do architektki Doroty Ziółkowskiej. Wyburzono większość ścian działowych i wprowadzono zmiany w układzie pomieszczeń. W miejscu kuchni znajduje się teraz pokój dziecka (na razie nie urządzony, Maksym śpi jeszcze w sypialni rodziców), w łazience jest kuchnia, a z części sypialni i małej toalety powstała duża, rodzinna łazienka. Gospodarzom zależało też na sporej jadalni i gabinecie z biblioteką, nie chcieli bowiem zastawiać pokoju dziennego licznymi regałami.
Lidka i Wojtek pragnęli wprowadzić się do mieszkania jeszcze przed narodzinami dziecka, dlatego podczas remontu przede wszystkim walczyli z czasem. Chociaż pracy było mnóstwo, udało się - większość robót zakończono, zanim na świecie pojawił się ich syn. Obydwoje lubią rzeczy proste i nowoczesne, zdecydowali więc, że w takim właśnie stylu urządzą mieszkanie. Gospodyni przyznaje po cichu, że z uwagi na jej zamiłowanie do zbieractwa, co kończy się zagraceniem przestrzeni, zdecydowali się na zamykane szafki, i to nie tylko w kuchni, ale również w innych pomieszczeniach, na przykład w kąciku wypoczynkowym. Od początku wiedzieli, że we wnętrzach będzie dominowała oszczędna kolorystyka, przełamana kilkoma akcentami o intensywnej barwie. Do panujących wszędzie bieli i brązów dobrali pełen energii oranż.
Gospodarze jeszcze nie postawili kropki nad "i" - ciągle szukają, choćby obrazów do pokoju dziennego. Ale nawet wtedy, gdy je znajdą, na pewno nie będą się nudzić. Przed nimi bowiem nowe wielkie wyzwanie. Na podwarszawskiej działce stanęła już przeniesiona z Mazur chata.
Nowe życie to nowy adres. Kiedy okazało się, że rodzina niebawem się powiększy, postanowili znaleźć dla siebie odpowiednie lokum. Długo zastanawiali się, czy lepiej zainwestować w mieszkanie, czy raczej w dom pod miastem. Ze względu na pracę i dojazdy wybrali mieszkanie, ale żeby nie rezygnować z marzeń, kupili również pod Warszawą działkę budowlaną. Co do mieszkania nie mieli jakichś szczególnych wymagań. Najważniejszy był dla nich odpowiedni metraż i łatwy dojazd do pracy. Wybrali nowo wybudowany blok na granicy Mokotowa i Wilanowa. Tuż za ogrodzeniem zaczyna się inny świat: śpiewają ptaki, cicho szumi rzeczka. Gospodarze żartują, że wystarczyło im jedno spojrzenie przez okno, by podjąć decyzję.
Mieszkanie wymagało zmian - przede wszystkim było w nim za dużo drzwi i zbyt mało przestrzeni: wąski przedpokój, ciasne pokoje, zamknięta kuchnia, mała i wyjątkowo nieustawna łazienka. Takie wnętrze zupełnie nie spełniało oczekiwań Lidki i Wojtka. Dlatego postanowili zwrócić się o pomoc do architektki Doroty Ziółkowskiej. Wyburzono większość ścian działowych i wprowadzono zmiany w układzie pomieszczeń. W miejscu kuchni znajduje się teraz pokój dziecka (na razie nie urządzony, Maksym śpi jeszcze w sypialni rodziców), w łazience jest kuchnia, a z części sypialni i małej toalety powstała duża, rodzinna łazienka. Gospodarzom zależało też na sporej jadalni i gabinecie z biblioteką, nie chcieli bowiem zastawiać pokoju dziennego licznymi regałami.
Lidka i Wojtek pragnęli wprowadzić się do mieszkania jeszcze przed narodzinami dziecka, dlatego podczas remontu przede wszystkim walczyli z czasem. Chociaż pracy było mnóstwo, udało się - większość robót zakończono, zanim na świecie pojawił się ich syn. Obydwoje lubią rzeczy proste i nowoczesne, zdecydowali więc, że w takim właśnie stylu urządzą mieszkanie. Gospodyni przyznaje po cichu, że z uwagi na jej zamiłowanie do zbieractwa, co kończy się zagraceniem przestrzeni, zdecydowali się na zamykane szafki, i to nie tylko w kuchni, ale również w innych pomieszczeniach, na przykład w kąciku wypoczynkowym. Od początku wiedzieli, że we wnętrzach będzie dominowała oszczędna kolorystyka, przełamana kilkoma akcentami o intensywnej barwie. Do panujących wszędzie bieli i brązów dobrali pełen energii oranż.
Gospodarze jeszcze nie postawili kropki nad "i" - ciągle szukają, choćby obrazów do pokoju dziennego. Ale nawet wtedy, gdy je znajdą, na pewno nie będą się nudzić. Przed nimi bowiem nowe wielkie wyzwanie. Na podwarszawskiej działce stanęła już przeniesiona z Mazur chata.
Skomentuj:
Pomarańczowa aranżacja