Projekt domu prefabrykowanego w podwarszawskim Konstancinie
Domy prefabrykowane - ta nazwa może nieco odstraszać, ale jeśli wybierzemy renomowaną firmę, wówczas zapewnimy sobie szybką budowę i komfortowe życie w dobrej architekturze. Tak właśnie stało się w przypadku Agnieszki i Piotra.
Projekt domu pod Warszawą
Dane projektu:
203 m2 powierzchnia użytkowa,
2000 m2 powierzchnia działki
Podwarszawski Konstancin to w potocznym pojęciu oaza luksusu. Zdecydowanie bardziej na miejscu byłoby jednak określenie "oaza spokoju". Spacer po uliczkach jego części willowej przynosi bowiem przede wszystkim ukojenie rozedrganych miejskim życiem zmysłów, nie zaś kontemplację architektury za milion dolarów (choć zdarzają się i takie rezydencje). Jeśli kogoś stać na dom, wciąż może spróbować znaleźć tu parcelę w rozsądnej cenie, którą da się przemienić w miejsce szczęśliwego żywota. O ile zastosuje szczyptę wyobraźni z nutą determinacji.
Od planów do realizacji
Agnieszka i Piotr nie myśleli o budowaniu domu, gdy wybrali się do Konstancina, chcąc spędzić trochę czasu w zielonej, urokliwej okolicy. W pewnym momencie jednak ich uwagę zwróciła działka na rogu dwóch uliczek. Zaniedbana, ale zaopatrzona w napis "sprzedam", poruszyła ich wyobraźnię. W tajemniczy sposób przemówiła do obojga, choć potrzebowali chwili, by oswoić się z myślą, że mogą pozwolić sobie na dom pod takim adresem. Problem w tym, że działka była z gatunku tych, które są niemal nie do kupienia, ze względu na kilkunastu właścicieli. Nuta determinacji plus internet sprawiły, że po blisko roku starań naszym bohaterom udało się najpierw wytropić adresy wszystkich udziałowców, a następnie zgromadzić ich u notariusza. Po dwóch godzinach rozmów i negocjacji Agnieszka i Piotr podpisali akt nabycia parceli.
dom prefabrykowany - koncepcja projektu
Koncepcję projektu indywidualnego trzeba było porzucić. Powstał wprawdzie bardzo ciekawy projekt, który wyszedł od potrzeb inwestorów, ale zaczął się niebezpiecznie rozrastać, dochodząc do 270 m2 powierzchni, w tym trzystanowiskowego garażu z antresolą. Gdy do tego Piotr zaczął rozglądać się za dobrymi wykonawcami i odpowiednimi materiałami, stwierdził, że nie ma sensu komplikowania sobie życia ponad miarę i wikłania się w kilkuletnią inwestycję z nieznanym zakończeniem. Jego uwaga stopniowo zaczęła zwracać się w stronę tego, z czym związani byli niedawno poznani partnerzy biznesowi, czyli produkcji domów prefabrykowanych. Porozmawiał o tym z żoną, która zainteresowała się tematem, pojechał do fabryki w Bielsku Podlaskim, porozmawiał z szefem produkcji, "dotknął" technologii i wrócił podekscytowany wizją stworzenia takiego właśnie budynku na konstancińskiej parceli. Oboje zaczęli zgłębiać wszystkie plusy dodatnie i ujemne, a że te pierwsze zdecydowanie przeważały, rozpoczęli z firmą negocjacje, dotyczące wyboru projektu, możliwości dopasowania go do swoich wymagań i sposobu przebiegu całej operacji.
Dom energooszczędny
- Dla mnie liczył się przede wszystkim czas, który oszczędzimy, i to, że będę miała męża w domu, a nie na budowie. No i komfort psychiczny, że wokół nas znajdą się fachowcy, którzy wszystkim się zajmą.
- mówi Agnieszka.
Obejrzeli na żywo wybrany przez siebie model, Classic 184 - dwukondygnacyjny budynek o nowoczesnej, nieco rezydencjonalnej architekturze, konstrukcji drewnianej i powierzchni podłóg 174 m2. Mimo że był jeszcze niewykończony, m.in. pozbawiony ogrzewania, a za oknami panowała zima, całkiem dobrze trzymał ciepło. Spełniał tym samym jeden z najważniejszych warunków, jakie oboje postawili przed swoją przyszłą siedzibą - energooszczędność. Powiedzieli więc budowlane "tak!", wnieśli kilka poprawek do planu (zamienili miejscami jadalnię z kuchnią, zwiększyli o około 20 cm wysokość pomieszczeń i wymienili standardowe schody na kupione okazyjnie, oryginalne pięknie rzeźbione dziewiętnastowieczne schody z Wiednia, podpisali, co trzeba i czekali już tylko na wizytę ekipy wznoszącej takie domy w. kilka dni.
Proces budowy domu prefabrykowanego
Właściwie słowo "wznoszenie" w odniesieniu do domów prefabrykowanych nie oddaje w pełni istoty sprawy. Chodzi raczej o składanie ich, jak z klocków. Dokładnie wymierzone, perfekcyjnie wyprodukowane w halach wypełnionych nowoczesnym sprzętem elementy - całe ściany, wyposażone już w okna i drzwi - przyjeżdżają w wielkich tirach na miejsce budowy, po czym wykwalifikowana ekipa umieszcza je w odpowiednich miejscach na wylanej uprzednio płycie fundamentowej. Tak właśnie wyglądał proces budowlany u Agnieszki i Piotra.
Budowa domu - krok po kroku
Na samym starcie inwestycji, mimo nocnej wrześniowej burzy, o ósmej rano na ich działce pojawił się pierwszy tir wypełniony po brzegi materiałami, a już w okolicy południa zamykano obrys ścian parteru, szykując się do położenia stropu! Tempo prac i ich precyzja zadziwiło inwestorów, choć przecież wiedzieli, że tak to właśnie ma wyglądać. Po trzech tygodniach i dwóch dniach, a więc aż o półtora tygodnia przed czasem, firmowe ekipy przekazały im dom w stanie deweloperskim, czyli pośrednim między surowym zamkniętym a "pod klucz". Oznaczało to gotowe sufity, wstępnie wyszpachlowane ściany pomieszczeń, podłogi gotowe do przyjęcia na siebie ostatecznych pokryć, zamontowaną instalację grzewczą (współpracującą z gazowym kotłem kondensacyjnym), wentylacyjną (z rekuperacją umożliwiającą odzysk 90% ciepła z powietrza obiegającego wnętrza), elektryczną i wodno-kanalizacyjną. Na plan mógł wówczas wkroczyć Piotr z pomocnikiem, błyskawicznie dostosowując dom do najpilniejszych potrzeb żony i dwóch córek, w tym jednej właśnie narodzonej. We wnętrzach pojawiły się pierwsze płytki podłogowe, a iście epickim wydarzeniem stało się zamontowanie wspomnianych zabytkowych kręconych schodów, mozolnie złożonych z pojedynczo dopasowywanych elementów, które efektownie spięły parter z piętrem. Planujących przeprowadzkę na początek listopada, w ledwie kilka tygodni od postawienia pierwszej ściany.
Dziś, po upływie wielu miesięcy od zakończenia budowy dom wpisał się w otoczenie i zupełnie "zadomowił". Nad wszystkim tym szumią wysokie, stare sosny, które zachowano z pierwotnego wystroju parceli od frontu domu i częściowo po bokach. Przysiadające na nich ptaki mają dobre pole do obserwacji ogrodu, projektowanego przez właścicieli.
- Są w nim już rododendrony, magnolie, katalpy i nietypowe, bardzo ciemnozielone tuje 'Gerderland'. W przyszłości pojawią się róże, dużo róż! Sądzimy zresztą, że proces tworzenia ogrodu prawdopodobnie nigdy się nie skończy. Przewidujemy więc jeszcze lawendę przy tarasie, iglaki od ulicy, kwiaty wzdłuż podjazdu. Mamy masę, naprawdę masę pomysłów.
- dodają oboje.
Wnętrza domu - dodatki
Po uchyleniu głównych drzwi do domu od razu zanurzamy się w świat elegancji pomieszanej z fantazją. Nad holem wejściowym zwisa wielki, ważący ponad 60 kg, kryształowy żyrandol, jakby wyjęty z pałacowej sali balowej. Tu jednak oświetla przestrzeń, świadczącą raczej o inklinacjach właścicieli do współczesnego rozumienia i indywidualnego zestawiania rozmaitych elementów wziętych ze świata sztuki.
Nietypowe elementy wyposażenia domu
Roztańczeni, a przynajmniej rozluźnieni, przenosimy się do salonu, którego sufit podtrzymują z lewej i prawej strony dwie masywne stalowe belki. Są elementem ściśle konstrukcyjnym, ale świetnie komponują się z żeliwnym materiałem schodów, przypominając, że jeszcze w XIX stuleciu sztuka znakomicie łączyła się z inżynierią. W pierwotnym projekcie obie belki miały być otynkowane i w ten sposób ukryte, ale "nie zdążyły", zauroczywszy uprzednio swoją fakturą Piotra. Teraz znakomicie uzupełniają się z kolejnymi metalowymi "artefaktami", tym razem znajdującymi się na prawej ścianie salonu - żeliwnym kominkiem, stworzonym na zamówienie przez lokalnego rzemieślnika z podwarszawskiej manufaktury, oraz najprawdziwszą. szafą pancerną, stylizowaną na model z odległej epoki.
- Jedną z naszych rodzinnych pasji i tradycji jest strzelectwo: rekreacyjne, sportowe i taktyczne, bo nie popieramy polowań dla rozrywki Zgodnie więc z wymogami prawa nasza broń i amunicja znajdują się w tymże specjalnym sejfie.
- tłumaczy Piotr.
Zapełnione w ten sposób ściany stanowią efektowną scenografię dla rozmów i spotkań mających miejsce w centralnej części salonu.
- Stolik RTV jest własną "produkcją". Pieńki pochodzą ze starego klonu, który rósł na naszej działce, ale z racji wieku dokonał, niestety, żywota jeszcze przed rozpoczęciem budowy. Blat stanowi jeden z wkładów okiennych wymienionych na gwarancji na etapie wykańczania wnętrz. Z kolei stolik kawowy jest kupny, ale niezwykle trafiony funkcjonalnie. Znajdujące się na nim trzy tace z wysokimi brzegami pozwalają przenosić jedzenie i napoje, a także zabezpieczają przed rozlewaniem płynów przez dzieci. Proste stalowe, industrialne, nożycowe nogi świetnie wpisują się w naszą "metal-pasję". Rozwinięcie tych klimatów znajdujemy w jadalni, do której przechodzimy z kuchni - mniej tu jednak metalu, występującego zresztą w trochę innym charakterze, a więcej cegły. No i inny widok za przeszkleniem rozciągniętym na całą wysokość ściany - widzimy stąd bowiem porośniętą sosnami posesję przed domem, nie zaś część ogrodową, obserwowaną z salonu i kuchni. Nasz dom pełen jest takich właśnie odniesień do przeszłości, choć we współczesnej odsłonie - bez chęci udawania czegokolwiek. W domu nie ma w zasadzie niczego, czego nie można by stworzyć sto lat temu. To po prostu konsekwencja. Stalowe podciągi na parterze, żeliwny kominek, szafa pancerna, żeliwne schody, podstawa umywalki w toalecie, czy żeliwny stelaż daszku nad drzwiami. Porcelana łazienkowa inspirowana przeszłością - podobnie terakota i glazura. Drewno w prostej, nieco technicznej odsłonie - pieńki stolika RTV, blat i nogi stolika kawowego, dębowe blaty kuchenne, łóżko w sypialni i lustro w ramie z dna starej beczki. A do samego domu dochodzimy po prawdziwym, starym (z rozbiórki) granitowym podjeździe.
- opowiadają z przejęciem Agnieszka i Piotr.
A jednak taniec
Wróciwszy przez kuchnię i salon do holu wejściowego, schodami w górę dostajemy się do trzech sypialni - dwóch przeznaczonych dla dwojga dzieci, i tej należącej do gospodarzy. Do pokoju starszej córki trafił ostatecznie wielki owalny neon "Pink", świetnie podkreślając charakter pomieszczenia przeznaczonego dla dorastającej nastolatki, przestrzeni przytulnej, ale jednocześnie trochę klubowej i trochę " glamour".
W sypialni gospodarzy dominantę stanowi z kolei wielkie łoże, z drewnianym obramowaniem - nieco w stylu kolonialnym, a nieco królewskim, jakby z komnat dawnych władców. Czy właśnie królewskie sny da się dostrzec - znowu mrużąc oczy - w wielkim na całą ścianę lustrze w strefie wspólnej, obok sypialni, tuż przy schodach, umieszczonym w potężnej złoconej ramie? Oświetlonym zresztą kolejnym, choć już mniejszym, kryształowym żyrandolem. Sceptyk powiedziałby, że w wielkiej tafli szkła odbija się raczej wejście do usytuowanej naprzeciwko łazienki, ale nie bądźmy drobiazgowi. W tym domu wiele jest możliwe, a rozmaite skojarzenia stają się zupełnie uprawnione.
- Swobodnie mieszają się tu różne historie, scenerie i style, spięte w różnobarwną całość. - Dom był naszym wieloletnim marzeniem, więc jest w stu procentach odzwierciedleniem nas i naszych przemyśleń
- dodają Agnieszka i Piotr.
- Architekt wnętrz, mimo że znamy kilku naprawdę dobrych, nie był nam potrzebny. Nie dość, że oboje wiedzieliśmy, czego chcemy, to przez lata związani byliśmy zawodowo z estetyką. Mamy bardzo zbliżony gust i wspólne aranżowanie przestrzeni traktujemy trochę jak taniec, w którym każde z nas co jakiś czas prowadzi, wpadając na nowy krok, ale zawsze w ramach tego samego rytmu. Dlatego całość w naturalny sposób stała się spójna. Cudownie jest nieustannie zamykać nasze charaktery w przedmiotach: meblach, obrazach czy bibelotach. Przyjaciele, kiedy po raz pierwszy odwiedzali nasz dom, kilkukrotnie stwierdzali: "jest taki. Wasz".
- podsumowują wspólnie.
I to chyba mówi wszystko.
Przeszłość i nowoczesność w jednym
W toalecie na parterze intryguje przede wszystkim starodawna spłuczka toaletowa. Uwagę zwracają też inne detale, w tym kafle odwołujące się do stylu art déco, spotykane często w niemieckich i austriackich budynkach międzywojnia. Jak się okazuje, to dalece nieprzypadkowy zestaw elementów wyposażenia.
- Jeśli chodzi o górnopłuki, to rzeczywiście nie są już popularne, choć chyba wszyscy pamiętamy je z dzieciństwa.
- opowiadają właściciele.
- Dziś produkują je bodaj tylko dwie firmy, a dostęp do nich jest ograniczony (wysoka cena, konieczność zamówienia i długie oczekiwanie). Cechą szczególną takiej konstrukcji jest to, że woda spada z dużej wysokości, robiąc dużo hałasu - dlatego nazywamy to miejsce Niagarą.
- dodają.
Pozostałe elementy toalety zdradzają trochę tajemnicę koncepcji wyposażenia wnętrz i jej spójności. Kluczem był nie jakiś konkretny styl, ale materiały i ich proste, uczciwe użycie - zatem i epoka. Drewno, stal, żeliwo, porcelana, bakelit i szkło składają się na definicję czasów rewolucji przemysłowej. Jej pełen rozkwit, przypadający na przełom XIX i XX wieku, to jednocześnie czas, w którym powstawało uzdrowisko Konstancin.
Przydomowy basen
Zbudowanie przydomowego basenu to niezwykle ciekawy temat. Okazuje się bowiem, że na rynku jest wiele podróbek. Tak. Podróbek basenów! I bardzo łatwo dać się oszukać, co niestety wychodzi na jaw dopiero po kilku latach.
- mówią właściciele.
- Zrozumieliśmy to po dość wnikliwej analizie tematu, sposobów produkcji, używanych materiałów i osprzętu. Na szczęście w końcu trafiliśmy do firmy z wieloletnim doświadczeniem Polbas z Milejowic, która zaproponowała nam basen laminatowy, ocieplony pianką poliuretanową, wraz z osprzętem. Do montażu potrzebny był wykop, na dnie którego znalazła się płyta betonowa o grubości 10 cm, zbrojona siatką. Nieckę basenu umieszcza się w wykopie i wypełnia wodą, jednocześnie zasypując wykop piaskiem z cementem, proporcjonalnie do poziomu wody, aby na ściany nacisk z zewnątrz i wewnątrz był taki sam. Po pierwszym sezonie używania tego basenu jesteśmy zachwyceni. Wysoka jakość laminatu ułatwia czyszczenie, ocieplenie utrzymuje temperaturę wody, a dobrze dobrany osprzęt dopełnia całości.
- podsumowują.
Zdaniem właścicieli
W naszym prefabrykowanym domu mieszka nam się cudownie - mówią Agnieszka i Piotr - choć mimo naszego życiowego ADHD i pracowitości nie spodziewaliśmy się, ile trzeba zrobić przy domu i przy działce. Na szczęście sprawia nam to przyjemność i jest formą relaksu.
Konstancin to jedyne na Mazowszu uzdrowisko. Takie polskie Beverly Hills, albo może raczej małe Rhode Island, bo jest po prostu ładnie, czysto i miło. Nawet urzędnicy mają tu inne podejście, niż przywykliśmy w mieście - na przykład już po jednym piśmie ruszyła procedura uspokojenia ruchu na ulicy biegnącej przy naszym ogrodzeniu (w okolicy pojawi się ograniczenie prędkości do 30 km/godz., a na pobliskim skrzyżowaniu znajdzie się oświetlone przejście dla pieszych). W porównaniu z Warszawą i tak jest bez porównania spokojniej, ale po zmianie organizacji ruchu oraz obsadzeniu brzegu działki gęstymi krzakami zimozielonymi - będzie już zupełnie idealnie.
- dodają.
Projekt domu - Parter
1. korytarz 19,1 m2
2. jadalnia 11,2 m2
3. kuchnia 16,5 m2
4. pokój dzienny 40,2 m2
5. WC 2,36 m2
6. pom. tech. 5,2 m2
7. garaż 36,4 m2
Projekt domu - Piętro
8. korytarz 10,7 m2
9. łazienka 7,5 m2
10. garderoba 7,9 m2
11. pokój 17,0 m2
12. pokój 20,1 m2
13. łazienka 4,6 m2
14. pokój 11,1 m2
Metryka budynku
Dane projektu:
Projekt: Danwood
Kontakt do pracowni: pracownia Danwood, architekt Tomasz Duryński
Powierzchnia użytkowa domu: 203 m2
Powierzchnia działki: 2000 m2
Skomentuj:
Projekt domu prefabrykowanego w podwarszawskim Konstancinie