W pracowni znanej ilustratorki
Marta Frej, malarka, najbardziej znana autorka memów w Polsce. Zaangażowanych politycznie i społecznie. A także memów odważnie osobistych. Nam opowiada o swoim domu i pracowni. To wnętrze wypełnione Martą, tym, co ją spotkało, inspiruje, napędza.
Kim ona jest?
Malarka, ilustratorka, animatorka kulturalna, prezeska fundacji Kulturoholizm. Skończyła ASP w Łodzi. Laureatka Okularów Równości 2015, nagrody przyznawanej przez Fundację im. Izabeli Jarugi-Nowackiej. Pracuje w Centrum Promocji Młodych
w Częstochowie. Autorka festiwalu ART.eria. Współautorka (z Agnieszką Graff) książki "Memy i graffy. Dżender, kasa i seks" (wyd. Krytyka Polityczna). Zaprojektowała okładki sześciu książek Michela Houllebecqa, m.in. "Uległości" (wyd. W.A.B).
Jej memy doczekały się blisko dwudziestu wystaw w Polsce.
Mistrzyni form internetowych
Internauci doskonale pamiętają, ale przypomnijmy. Pierwszego mema wrzuciła do sieci dwa lata temu. Mówi, że powstał przypadkowo. Trafiła na zdjęcie Colina Firtha w roli Darcy’ego z filmu "Duma i uprzedzenie", obrysowała je, a Firthowi dopisała "Kocham kobiety zadbane intelektualnie". Mem zrobił furorę, a że Marta jest spontaniczna, energiczna i nie boi się krytyki, zaczęła wrzucać następne do Internetu codziennie, lawinowo. Po roku okazało się, że ma ponad kilka tysięcy fanów. Jej prace z komentarzami nie pozostawiającymi złudzeń, że artystka jest lewicową feministką pokazywała nawet prawicowa telewizja. Wprawdzie przestała, ale Marcie fanów przybywa, bo jak nikt zabawnie i w punkt komentuje wydarzenia, nastroje społeczne i jeszcze wspiera kobiety. Pracuje głównie w domu, byliśmy ciekawi, czym się otacza.
Pracowania na strychu
- Moja pracownia mieści się na strychu i jest jednocześnie naszym pierwszym, własnym mieszkaniem, które dzielę z synem Maćkiem, partnerem Tomkiem i dwoma kotami, Miećką i Behemotem - opowiada Marta. - Strych urządzałam sama. Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, był w stanie surowym. Od pierwszego spojrzenia wiedziałam, że chcę tu mieszkać. Projektowanie tego wnętrza było świetną przygodą, był to zresztą czas, kiedy trochę się tym zajmowałam zawodowo. Dla mnie we wnętrzach najważniejsze jest światło i wrażenie przestrzeni. Zwracam też uwagę na widok z okien, który jest integralną częścią mieszkania. Bardzo lubię zmiany, dlatego idealna przestrzeń powinna być łatwa do modyfikacji, a meble lekkie lub wyposażone w kółka.
Biel ścian i mebli, jasne drewno, proste formy świetnie kontrastują z chaosem i bałaganem, który tworzymy nieustannie i bez wysiłku. Lubię tu wszystko: drewniane słupy podtrzymujące strop, które służą kotom do ostrzenia pazurów, sufit z dziesięcioma żarówkami typu Globe, które pozwalają mi malować przy sztucznym świetle, korkową ścianę - niemal żywą mapę naszego życia, skromny aneks kuchenny, który jest świetną wymówką, żeby nie gotować, dwuskrzydłowe drzwi do pokoju mojego syna, które tak rzadko są zamknięte, no i wielki, okrągły stół, na toczonych drewnianych nogach, które kupiłam za grosze w internecie. Wybierając meble, kieruję się użytecznością, wygodą i niską ceną. Staramy się nie wydawać dużych kwot na wyposażenie, bo jesteśmy wszyscy dość ekspresyjni, no i mamy dwa
koty. Przedmioty w naszym otoczeniu nie mają łatwego żywota. Nie uznaję dodatków, których jedynym zadaniem jest dobrze wyglądać.
Nie cierpię firanek i zasłon, ozdobnych poduszek i wazonów. Nie ustaliłam jeszcze, jaki mam stosunek do roślin doniczkowych, bo wszystkie zostały zjedzone przez koty. Raczej nie przywiązuję się do przedmiotów, nie mają dla mnie wartości sentymentalnej, ale nie wykluczam, że to kiedyś może się zmienić. Moim ulubionym meblem jest kanapa, na której robię wszystko: rysuję, czytam, jem posiłki - opowiada.
Częstochowa - miasto Marty
Marta jest bardzo związana z Częstochową. Tu się urodziła, wychowała. Mieszka w samym centrum miasta. - Dzięki mojemu partnerowi, Tomkowi, który przeprowadził się do mnie z Warszawy i został wielkim miłośnikiem Częstochowy, zainteresowałam się stosunkowo krótką historią tego robotniczego miasta, które powstało w czasach rewolucji przemysłowej - tłumaczy. Bardzo ją uwierało, że w Częstochowie niewiele się dzieje w sferze kultury.
- Nie ma żadnej animacji kulturalnej - narzekała. Tomek powiedział: - To zróbmy coś sami. W pożyczonym zabytkowym tramwaju zorganizowali wystawę prac częstochowskich artystów. Tramwaj jeździł po mieście i wszyscy zaczęli o nim mówić. Marta i Tomek poszli za ciosem i zorganizowali festiwal ART.eria. To było pięć lat temu.
- Teraz prowadzimy Fundację Kulturoholizm, której głównym zadaniem jest organizowanie festiwalu sztuki w przestrzeni publicznej ART.eria. Zapraszamy artystów z całego kraju, aby realizowali projekty dla mieszkańców Częstochowy. To nasza pasja, która wiąże nas z tym miastem i czyni z niego część naszego życia - mówi.
W jej domu-pracowni łatwo się zorientować, czym akurat Marta jest zajęta. Wystarczy rzut oka na korkową ścianę i od razu wiadomo, co organizuje z Tomkiem w mieście, gdzie miała ostatnią wystawę, które z nich dostało mandat i czym zajmuje się w wolnych chwilach syn Marty, Maciek. - Stosy książek, pudeł i tajemniczych teczek wędrujące swobodnie sprawiają, że czasem mam wrażenie, że mieszkam w składzie makulatury - śmieje się Marta. Na szczęście, bardzo lubi papier.
Skomentuj:
W pracowni znanej ilustratorki