Budowa domu - po własnych błędach
Budowę naszego domu rozpoczęło bardzo przykre zdarzenie, które zakończyło się w sądzie. Trafiliśmy na pośrednika-oszusta, przez którego straciliśmy czas i pieniądze.
Decyzja, o tym, że przeniesiemy się do Polski na stałe, zapadła jeszcze wtedy, gdy mieszkaliśmy z moim mężem Andrzejem w USA. Postanowiliśmy też, że prace nad budową domu rozpoczniemy przed przeprowadzką, tak żeby po przyjeździe wszystko poszło sprawniej.
Droga do domu
Z kupnem działki musiałam się zmieścić w ciągu dwóch tygodni, podczas krótkich wakacji w Polsce. Nie miałam więc czasu na długie poszukiwania ziemi, ani na negocjowanie ceny, dlatego - jak się potem okazało - kupiłam ją nieco drożej niż nasi sąsiedzi. Mimo wszystko zakup parceli uważam za udane przedsięwzięcie, przede wszystkim ze względu na znakomitą lokalizację i łatwy dostęp do mediów. Posesja leży niecałe 30 km od Warszawy, na obrzeżu spokojnej, ale nowoczesnej wsi, tuż pod ścianą lasu.
Planując budowę domu, mieliśmy już z mężem pewne doświadczenia ze Stanów. Mieszkaliśmy tam w typowym dla tego kraju budynku szkieletowym, więc poznaliśmy jego wszystkie wady i zalety. Bardzo chwaliliśmy wygodny rozkład wnętrz, natomiast doskwierała nam niestaranna izolacja budynku, przez co latem było w nim gorąco, a w zimie zbyt chłodno. Wadą było również wrażenie niestabilności budynku podczas wichur. Nieraz mieliśmy wrażenie, że dom po prostu drży w posadach. Dlatego zupełnie bez kompleksów oraz bez gloryfikowania budownictwa amerykańskiego podeszliśmy do budowy domu w Polsce.
Nie chcieliśmy już drewnianego domu szkieletowego, ale zależało nam na znalezieniu innej szybkiej technologii, bo nie mogliśmy nadużywać gościnności mojej siostry, u której zamieszkaliśmy po powrocie do kraju.
Niekoniecznie udane pomysły na oszczędności
Zainteresowała nas technologia budowy domów z gotowych prefabrykatów keramzytowych i wkrótce, pełni wiary w szybki sukces, zaczęliśmy współpracę z jedną z firm stawiających takie domy. Za 3 tys. zł dostosowaliśmy wcześniej kupiony gotowy projekt do specyfiki tej technologii i potem, zgodnie z obietnicami wykonawców, oczekiwaliśmy od firmy szybkich efektów. Nieszczęśliwie dla nas, jej szef okazał się oszustem. Nie dość, że wyłudził od nas 30 tys. zł na potrzeby produkcji elementów naszego przyszłego domu i zamiast w renomowanej fabryce w Międzyrzeczu, zamówił je u jakiegoś niepewnego producenta, to jeszcze nie zapłacił za nie. Sprawa trafiła do sądu, a my straciliśmy nerwy, pieniądze i czas, na którym tak bardzo nam zależało. Pomimo korzystnego dla nas wyroku pieniędzy nie odzyskaliśmy do dzisiaj.
Na dodatek, choć prefabrykaty były gotowe i czekały na odebranie, właściciele fabryki nie chcieli nam wydać na nie pisemnego certyfikatu. W rezultacie zrezygnowaliśmy z budowy prefabrykowanego domu i na jakiś czas wszelkie działania budowlane ustały.
Po pół roku przestoju cały proces budowy rozpoczęliśmy od nowa.
Srodze ukarani za naszą niecierpliwość, tym razem zdecydowaliśmy się na tradycyjny murowany dom. Byliśmy skłonni czekać na niego tyle, ile będzie trzeba. I tu, ku naszemu zdumieniu, nastąpiła miła niespodzianka. Dom wznoszony przez solidnych i uczciwych fachowców, w technologii jednowarstwowej z pustaków ceramicznych, ocieplanych od zewnątrz wełną mineralną (10 cm) i pokryty dachówką ceramiczną, stanął w kilka tygodni. Po kolejnych kilku miesiącach był gotowy do zamieszkania. Tym razem było szybko, tanio i bez problemów!
Pieniądze nie takie straszne
Nauczeni błędami izolacyjnymi z "amerykańskiego" domu, w "polskim" starannie zabezpieczyliśmy dom przed stratami ciepła. Fundamenty ociepliliśmy styropianem (5 cm w pionie i 20 cm w poziomie), natomiast dach wełną mineralną (20 cm). Nie zapomnieliśmy o ciepłych szybach w oknach (U = 1,1).
Rozpatrując rozmaite sposoby ogrzewania domu, braliśmy pod uwagę zamontowanie pompy ciepła, jednak po konsultacjach i radach - między innymi mojego ojca inżyniera - zrezygnowaliśmy z niej ze względu na wysoką cenę i słabą efektywność podczas większych mrozów. Ponadto, po przejściach z technologią keramzytowych prefabrykatów, straciliśmy z mężem dawny entuzjazm dla nowinek. W rezultacie zdecydowaliśmy się na gaz ziemny i wraz z sąsiadami wykonaliśmy przyłącze gazowe. Zapłaciliśmy za nie 2500 zł, a za ogrzewanie budynku gazem płacimy rocznie około 4 tys. zł. Do kosztów ogrzewania dorzucamy jeszcze rocznie kilkaset zł za drewno, którym palimy w kominku.
W wysokim na dwie kondygnacje salonie zamontowaliśmy wkład kominkowy. Nie ma on rozprowadzenia ciepła na poddasze, ponieważ powietrze i tak unosi się na górę. Kominek daje nam ciepło w okresie, kiedy wyłączamy ogrzewanie gazowe.
Żałujemy natomiast, że nie założyliśmy wentylacji mechanicznej. Nie doceniliśmy jej podczas budowy, obawiając się, że stracimy kolejne pieniądze. Dziś wiemy, że dzięki niej poddasze mniej by się nagrzewało latem i mielibyśmy w domu namiastkę klimatyzacji.
Gdybyśmy dziś zaczynali budowę domu od nowa, zdecydowalibyśmy się pewnie na dom parterowy. Byłby wygodniejszy dla bezdzietnego małżeństwa w sile wieku. Zauważyłam, że już teraz robię wszystko, aby jak najrzadziej chodzić po schodach. A co będzie za kilkanaście lat?
Skomentuj:
Budowa domu - po własnych błędach