Mój podgrzewany podjazd
Instalację grzewczą na podjeździe do garażu zamontowałem zaraz po zakończeniu budowy domu, ale jeszcze przed przeprowadzką. Kable rozłożono w warstwie piasku przygotowanej pod betonową kostkę. Ponieważ podjazd ma duże wymiary (aż 8×10 m2), nie zdecydowałem się na podgrzewanie całości, a jedynie trzech pasów o szerokości 1,2 metra i długości 10 metrów. Dwa z nich przebiegają na linii brama wjazdowa-garaż i mają rozstaw kół samochodu, natomiast trzeci prowadzi od furtki do głównego wejścia do budynku. Szerokość pasów - 1,2 metra - to znacznie więcej niż potrzeba, ale chodziło też o to, by nie było żadnych trudności z odprowadzeniem wody z topniejącego śniegu.
Taki oszczędnościowy wariant podgrzewania podjazdu (kilka lat temu kosztowało to 1 tys. zł) od początku sprawdza się znakomicie. Za radą zaufanego elektryka dla obniżenia kosztów eksploatacji zrezygnowałem jeszcze z montażu automatycznego włącznika. Instalację grzewczą uruchamiam więc ręcznie, zazwyczaj na całą noc, kiedy tylko zapowiadają gołoledź lub opady śniegu. Zdarza się to średnio 3-4 razy w miesiącu, co - jak już wiem - kosztuje 50 zł miesięcznie. A zatem w trakcie całej zimy koszty eksploatacji mojej instalacji grzewczej wynoszą od 200 do 300 zł. Ręczne, a nie automatyczne, sterowanie instalacji wiąże się jeszcze z tą zaletą, że kiedy mam ochotę na odrobinę ruchu, biorę do ręki łopatę i samodzielnie usuwam śnieg.
Trochę żałuję, że nie zastosowałem podobnego elektrycznego ogrzewania w rynnach. Zdarza się bowiem, że gromadzący się w nich lód i śnieg czyni szkody, kiedy spada na rośliny rosnące przy ścianach budynku. Za każdym razem oznacza to dla mnie ogromną stratę - ponieważ ogród jest moją pasją.
Taki oszczędnościowy wariant podgrzewania podjazdu (kilka lat temu kosztowało to 1 tys. zł) od początku sprawdza się znakomicie. Za radą zaufanego elektryka dla obniżenia kosztów eksploatacji zrezygnowałem jeszcze z montażu automatycznego włącznika. Instalację grzewczą uruchamiam więc ręcznie, zazwyczaj na całą noc, kiedy tylko zapowiadają gołoledź lub opady śniegu. Zdarza się to średnio 3-4 razy w miesiącu, co - jak już wiem - kosztuje 50 zł miesięcznie. A zatem w trakcie całej zimy koszty eksploatacji mojej instalacji grzewczej wynoszą od 200 do 300 zł. Ręczne, a nie automatyczne, sterowanie instalacji wiąże się jeszcze z tą zaletą, że kiedy mam ochotę na odrobinę ruchu, biorę do ręki łopatę i samodzielnie usuwam śnieg.
Trochę żałuję, że nie zastosowałem podobnego elektrycznego ogrzewania w rynnach. Zdarza się bowiem, że gromadzący się w nich lód i śnieg czyni szkody, kiedy spada na rośliny rosnące przy ścianach budynku. Za każdym razem oznacza to dla mnie ogromną stratę - ponieważ ogród jest moją pasją.
Skomentuj:
Mój podgrzewany podjazd