Dom w pałacyku z początku XX wieku
Kupili zniszczony pałacyk z przełomu XIX i XX wieku. Odrestaurowali i wypełnili życiem wszystkie pomieszczenia, oswoili rozległe powierzchnie. Choć codzienność w pałacu to wyzwanie: sprzątnięcie podłogi wymaga pokonania kilku kilometrów, a umycie okien trwa tydzień.
To już prawie dekada jak Katarzyna i Andrzej z rodziną osiedli w rodzinnej rezydencji. Początkowo sądzili, że będzie to doskonałe miejsce na inwestycję czy rozbudowę firmy, ale szybko zmienili zdanie. Postanowili spróbować zamieszkać w pałacu, choć nie byli pewni, czy uda im się funkcjonować w tak ogromnej przestrzeni. Przywrócili rezydencji dawną świetność, zachowali i odrestaurowali pozostałości sztukaterii, zwieńczenia ścian, obrzeży sufitów pokoi, motywów ornamentyki antycznej. Było to wyzwaniem, bo niezamieszkany od lat pałac wymagał całkowitego remontu, a rolnicze biura i szkoła, które mieściły się tu przez dziesięciolecia nadwyrężyły tkankę budynku.
Mieszkać w pałacu - tak. Mieszkać w muzeum - nie
Rekonstrukcja nie była jedynym celem. Gdyby poprzestali na niej, mieszkaliby w muzeum, a tego chcieli uniknąć. Poszli więc dalej i zatopili klasycystyczne wnętrze w nowoczesnych rozwiązaniach architektonicznych, sztuce i designie. Zręcznie łącząc dwa odmienne światy sprawili, że stały się równoległe.
Najpierw ogłosili konkurs na projekt wnętrza pałacu, ale oferty, które otrzymali nie spełniały ich oczekiwań. - Nie chcieliśmy odtwarzać przełomu XIX i XX wieku - mówi Katarzyna. - Chcieliśmy się nim inspirować. Szukaliśmy rozwiązania, które poprowadzi dialog z nowoczesnością, jakiegoś balansu między historyczno-stylistyczną powagą pałacu, a designem XXI wieku.
Kiedyś odwiedzili ośrodek SPA_larnia w Puszczykowie i zachwycił ich jego wystrój. Bartosz Konieczny, który zaprojektował SPA_larnię był jeszcze studentem architektury IV roku, ale miał już na koncie kilka dużych realizacji. - Prawie przestałem studiować, bo ponad rok projektowałem pałac i większość elementów wystroju, w tym meble, ramy, lampy, a nawet świeczniki. To była fantastyczna przygoda - mówi. - Miałem do dyspozycji prawie 1300 m kw., które mogłem zaprojektować, a właściciele byli odważni, otwarci na pomysły i innowacje. Nawiązałem wtedy współpracę z kolegą ze studiów, Tomaszem Sołtysiakiem, z którym do dziś prowadzę pracownię BARCHITECTURE.
Wystrój godny pałacu
Dzięki zgodnej i spójnej wizji prace ruszyły natychmiast. - Pamiętam, jak szukałem mebli - wspomina ze śmiechem architekt. - Na portalach aukcyjnych wpisywałem "największy kredens", "największa komoda". To było główne kryterium, ponieważ mniejsze przedmioty w tym domu są niewidoczne. Wazon musiał mieć przynajmniej metr wysokości. Z drugiej strony nie chcieliśmy, by przedmiotów było dużo, dlatego tak istotna była forma. Przeżyliśmy niejedną chwilę zwątpienia i grozy. Były momenty zabawne i straszne, jak np. ten towarzyszący rozpakowywaniu żyrandoli Zeppelin. Pracownicy zdejmujący folie już się zabierali do nacinania żywicznej powłoki lamp, aby dostać się do właściwego w ich mniemaniu żyrandola. W ostatniej chwili zapytali: szefowo, to też zdjąć? Cudem ocaliliśmy powłokę, która decyduje o ich pięknie.
Wnętrze rezydencji pozostało otwarte, pełne światła i powietrza. Ściany w odcieniu ciepłej szarości wieńczą stylowe zdobienia. Z sufitów zwisają piękne stare lampy, a współczesne Zeppeliny sąsiadują ze sztukaterią. W podłużnym pokoju, którego centrum stanowi sześciometrowy stół z desek odzyskanych z więźby dachowej zawisła czarno-biała reprodukcja "Ostatniej Wieczerzy" Leonarda da Vinci. - To takie sacrum profanum - tłumaczy Bartosz Konieczny. - Ideą było wykorzystanie tego genialnego dzieła, przedrukowanie go w czerni i bieli i oświetlenie na podobieństwo bilboardu. Polemika dzieła sztuki z popkulturą, a całość w objęciach masywnej nowoczesnej anodowanej ramy.
Z holu głównego z marmurową czarno-białą posadzką rozchodzą się drzwi do kolejnych pomieszczeń. Gdy spojrzymy w górę mamy widok na ozdobną balustradę pierwszego piętra, patrząc jeszcze wyżej można zobaczyć niebo. Trzecie piętro - poddasze, wsparto na stalowej konstrukcji z grubym szkłem.
Bawiące się na górze dzieci widać z parteru przez szklaną podłogę.
Powrót do świetności pałacu
Andrzej z pasją opowiada o losach rezydencji. Na początku XX wieku z inicjatywy ówczesnych właścicieli ziemskich powstał klasycystyczny pałac, który zaprojektował architekt kojarzony ze stylem narodowym, Stanisław Mieczkowski. Dzięki połączeniu wysokiej klasy elementów dekoracji architektonicznej z najwyższej jakości materiałami budowlanymi rezydencja nawiązuje do najlepszych przykładów klasycyzmu końca XVIII wieku i jest świadectwem trwania tego nurtu w architekturze rezydencjonalnej na terenie Wielkopolski aż po wiek XX. Na skutek wystawnego trybu życia dziedzica majątek zaczął jednak z czasem podupadać i na początku lat 30. kupił go przybyły z Małopolski przemysłowiec. Cieszył się nim kilka lat, do wybuchu wojny w 1939 r. Powojenne losy posiadłości były zagmatwane, a jej przeznaczenie zmieniało się w zależności od ustroju politycznego i decyzji ówczesnej władzy.
Teraz perełka architektury odzyskała swój oryginalny kształt pod opieką właścicieli doceniających zarówno czas, w którym powstała, jak i teraźniejszość. Po pięknie zaprojektowanym ogrodzie zgodnie przechadzają się perliczki, kury i gęsi, a także dwa majestatyczne dogi i liczne koty. Choć niełatwo utrzymać i zarządzać tak dużą posiadłością, życie w takim miejscu wydaje się idyllą.
Skomentuj:
Dom w pałacyku z początku XX wieku